Istniała wprawdzie możliwość, że lasery obronne eskadry unieszkodliwią któryś z pocisków, ale żeby zbrojeniowiec mógł przewidzieć, gdzie za dwadzieścia trzy minuty znajdzie się kluczący pocisk, musiałby być jasnowidzem.
Głosy Ziemian — pilotów szalup — trzeszczały w słuchawkach Martineza, tonem zadziwiająco spokojnym informowały, że pociski się pojawiły. Szalupy zamierzały podjąć ucieczkę ze zmiennym przyśpieszeniem, kontynuując jednocześnie skanowanie pierścienia Bai-do zestawami swych czujników.
Ucieczka nie miała sensu. Żeby uniknąć pędzących pocisków, szalupy musiałyby tak silnie przyśpieszyć, że piloci zostaliby zmiażdżeni. W tej sytuacji jedyna nadzieja była w tym, że pociski nie miały zabić pilotów, ale stworzyć zasłonę między szalupami a stacją pierścienną, by uniemożliwić obserwacje.
Gdy wiadomość od Michi została wysłana do Dowództwa Pierścienia, na mostku oficera flagowego zapadła lodowata cisza.
— …niewykonania rozkazu spowoduje zniszczenie pierścienia… Martinez znał na pamięć te słowa — teraz w jego umyśle wypalały się ogniem.
Groźbę wystosowano, ale nie miała ona żadnego znaczenia, jeśli nie będzie woli egzekucji.
— Kapitanie Martinez — zwróciła się do niego Michi chłodnym, monotonnym, innym niż zwykle tonem — proszę zaplanować atak na pierścień Bai-do.
— Tak jest, milady.
Plany przygotowano wieki temu, gdy Siły Chen nadal okrążały słońce Seizho, więc Martinez musiał tylko uaktualnić parametry taktyczne. Potem przesłał wyniki na displej dowódcy eskadry. Michi tylko przelotnie na to spojrzała. W grymasie jej ust pojawiła się jakaś nowa zaciekłość.
— Niech pan przekaże plan eskadrze — rzekła. — Przygotować się do wykonania na mój rozkaz.
— Natychmiast, milady.
Martinez posłał rozkazy do wszystkich statków eskadry. Michi odchyliła głowę w fotelu i zamknęła oczy.
— Dranie testują nas — powiedziała ledwo słyszalnie. — Po Koel, dowództwo Nalcsydów miało czas na wysłanie rozkazów do pierścienia Bai-do. Do innych pierścieni również. Chcą się przekonać, czy spełnimy nasze groźby.
— Zniszczyliśmy przecież pierścień Zanshaa, dlaczego więc mieliby wątpić, że się tu zawahamy? — zauważył Martinez.
Michi nie odpowiedziała. Martinez czuł, jak mdłości wzbierają mu w żołądku, gdy na displeju widział płomienne ogony szalup, które gorączkowo przyśpieszały, chcąc uciec przed goniącą ich śmiercią.
Silne przyśpieszanie było w jakimś sensie darem miłosierdzia — piloci prawie na pewno będą nieprzytomni, gdy pociski trafią w szalupy.
Martinez z przerażeniem patrzył na puchnące kule plazmy. Podniósł wzrok na Michi. W jej oczach była czarna wściekłość. I trwoga na myśl o rozkazie, który miał za chwilę zabrzmieć.
— Kapitanie Martinez — powiedziała — zniszcz pierścień Bai-do.
Usta Martineza formowały odpowiedź:
— Tak jest, Milady. — Dotknął przycisku „transmisja” i wydał rozkazy.
Eskadra wystrzeliła pociski. Pierścień to spory cel, więc wystarczyła niewielka salwa. Stację zaopatrzono w systemy obrony laserowej, ale „w zasadzie nie do celów militarnych, lecz do niszczenia meteorów lub małych statków, które straciłyby sterowność, zagrażając pierścieniowi. Lasery nie potrafiły jednak przeprowadzić skoordynowanej akcji przeciwko formacji pocisków i zagłada pierścienia była pewna.
Martinez ze zdziwieniem obserwował następne żagwie pocisków, wystrzelonych z pierścienia — tuzin leciał w stronę eskadry. Kilka minut później znów kilkanaście, a potem trzecia salwa. Wszystkie zostały po drodze zniszczone. Martinez dostał wiadomość od porucznik Kazakowej, po przeanalizowaniu danych, wysłanych z szalup przed ich zniszczeniem.
— Lordzie kapitanie, przy pierścieniu są częściowo wykończone okręty — brzmiało wyjaśnienie. — Trzy ciężkie krążowniki oraz trzy fregaty lub lekkie krążowniki. Widocznie jeden z tych wielkich ma sprawną wyrzutnię.
Naksydzi zamierzali poświęcić pierścień, by bronić pół eskadry w połowie zbudowanych okrętów, które i tak były spisane na straty. Martinez zacisnął zęby.
Fregaty wroga wystrzeliły jeszcze kilka salw. I koniec. Żaden z naksydzkich pocisków nie zagroził Siłom Chen, wszystkie bez problemu zlikwidowano. Dwie trzecie pocisków lojalistów również zostało unicestwione, ale plan to przewidywał.
Gdy pierwszy pocisk trafił w pierścień, w najmniejszej odległości od Bai-do — trzy sekundy świetlne — znajdował się właśnie „Prześwietny”. Potem nastąpiły dalsze ataki, za każdym trafieniem znikał wycinek jasnego okręgu, krążącego wokół planety.
Obiekt tak duży jak pierścień planetarny umiera długo. Górny poziom nadal poruszał się znacznie szybciej niż dolny, geostacjonarny, a każdy z górnych fragmentów oddzielał się od dolnego pierścienia i obierał własną trajektorię. Pozbawione powietrza, wypełnione trupami sierpy błyszczały w słońcu, niesione większym pędem na wyższą orbitę.
Bardziej przerażające zjawiska wywołał ten kawałek pierścienia, którego od Sił Chen oddzielała planeta. Ten znacznie większy fragment, równy prawie połowie pierścienia, pozostał nietknięty i jego górna część nie miała czasu całkowicie oddzielić się od dolnej. Cały ten układ mas zaczął oscylować i spadać do atmosfery. Liny zaprojektowano tak, by spłonęły przy wejściu w atmosferę, ale Bai-do nie miała tyle szczęścia co do pozostałych części konstrukcji. Pierścień górny zawierał setki milionów ton materiału asteroidalnego i księżycowego, który ekranował promieniowanie. Gdy ta olbrzymia konstrukcja rozleciała się w atmosferze, cała masa spadła deszczem odłamków na niebiesko-zielony równik Bai-do.
Martinez obserwował, jak ląd na Bai-do zapala się pod wpływem impaktów, a błyszczące złociste fale wznoszą się nad niebieskim oceanem. Dym, pył i para wodna uleciały wysoko w atmosferę. Gdzieniegdzie pojawiły się wyraźne rozbłyski antymaterii. W górne warstwy atmosfery może się dostać tyle pyłu, że planetę na całe lata spowije całun zimna i ciemności. Nie będzie plonów, a ponieważ zniknie pierścień, nie będzie możliwy import żywności.
Ci, którzy teraz poniosą śmierć, może są po prostu szczęśliwcami.
— Ilu ludzi tam żyje? — Pytanie szeptem zadała lady Ida Li.
Martinez akurat znał odpowiedź: 4,6 miliarda. Poznał tę liczbę, gdy planował atak. A ludność samego pierścienia wynosiła dziesiątki milionów.
— Niech pan każe załodze opuścić stanowiska operacyjne — poleciła Michi. Postarzała się o dziesięć lat.
Martinez zamknął swoje displeje i wstał z fotela. Jego ubranie cuchnęło kwaśnym potem i adrenaliną. Czuł się starszy od postarzałej nagle Michi.
Opuszczając pomieszczenie za dowódcą, miał ataki lęku. Ile jeszcze razy będziemy robić coś takiego?
Sula pojechała na Nadbrzeże pociągiem. Wzięła ubrania z mieszkania w Grandview; opróżniła szafę i załatwiła pewne sprawy. Zastała Spence drzemiącą z iniektorem w dłoni. Wideo powtarzało w kółko ten sam komunikat, czytany przez Naksyda.
Lady Kushdai, nowy gubernator, osiadła w Górnym Mieście i Zanshaa rozpoczyna okres pokoju i dobrobytu, zarządzana przez Komitet Obrony Praxis. Grupa anarchistów i wywrotowców dokonała dziś rano nieudanego ataku na siły rządowe; wszystkich jednak zabito lub pojmano. Ten bezmyślny, bestialski szturm spowodował śmierć wielu cywili.