Выбрать главу

Następna wiadomość była szokująca: pojmano pięciuset pięciu zakładników, po stu jeden z każdego rodzaju istot, żyjących pod administracją Naksydów. Jeśli akty sabotażu nie ustaną, niektórzy zakładnicy — lub nawet wszyscy — mogą ponieść śmierć.

Sula patrzyła na wideo ze zdziwieniem. Pięciuset pięciu. I z pięciu gatunków, a przecież tylko Terranie brali udział w zasadzce.

Pokój. Dobrobyt. Zakładnicy. Zastanawiała się, czy Naksydzi zdają sobie sprawę z tego, jakie przekazują przesłanie.

Wyszła do sklepiku po jedzenie. W głowie brzęczały jej te nowiny. Ludzie słyszeli je wcześniej i byli wściekli z oburzenia. Wiedzieli, że zakładnicy to osoby pojmane przypadkowo na ulicach i że żadna z nich nie jest anarchistą czy sabotażystą.

Naksydzi nie przysparzali sobie przyjaciół.

Przez następne trzy dni Macnamara robił rundę po mieście, a potem przyjeżdżał z meldunkiem, że nie znaleziono żadnej wiadomości ani w głównej, ani w zapasowej kryjówce. Sula bezustannie sprzątała i często się kąpała — w ten sposób spalała swoją energię nerwową. Opiekowała się Spence, oglądała wiadomości i spędzała dużo czasu przy komputerze, podłączonym do Biura Akt. Stworzyła nowe tożsamości dla osób, o których wiedziała na pewno — albo przypuszczała — że przeżyły zasadzkę przy alei Axtattle. Nie miała ich zdjęć, więc wykorzystała obrazy z innych tożsamości w systemie; wybrała podobizny jak najbardziej przypominające ludzi, z którymi razem trenowała.

Biuru Akt wyznaczono nowego administratora, kogoś z Naxas. Wszyscy w Biurze — a również w całym rządzie — musieli złożyć przysięgę na wierność Komitetowi Obrony Praxis. Hotele i magazyny zajęto, miedzy innymi — tak jak Sula przewidywała — Hotel Wielkiego Przeznaczenia.

Kontaktu nie nawiązano.

Czwartego ranka Macnamara przyszedł z wiadomością.

— Mam nadzieję, że nie wziąłeś tego osobiście? — spytała Sula, zerkając przez okno na ulicę. Gdyby ktoś śledził Macnamarę…

— Zrobiłem, jak kazałaś — odparł Macnamara. — Gdy zobaczyłem znak, że w skrytce jest wiadomość, zapłaciłem włóczędze, żeby ją dla mnie wziął. Prosiłem, żeby to przyniósł w drugi koniec uliczki, żebym widział, czy nikt go nie śledzi. Potem kluczyłem na dwukołowcu i w końcu tu przyjechałem.

— Nie zauważyłeś nikogo? — Nerwy Suli brzęczały. Nie mogła się powstrzymać od spojrzeń na ulicę.

— Nie. Nikogo.

„Artemusowi dano nowy etat”. List wydrukowano na tanim, cienkim plastiku, używanym do gazet i innych form komunikacji jednorazowego użytku. Zwoływano spotkanie z Hongiem w mieszkaniu w Grandview następnego dnia rano o 11:01.

Nigdy przedtem Hong nie organizował zebrań w mieszkaniu Suli. Zawsze wolał spotykać się w miejscu publicznym, zwykle w pobliżu kawiarni, gdzie można zauważyć ewentualnych szpicli.

Sula dotknęła kartki górną wargą. To może nierozsądne wnioski, ale według niej ani plastik, ani wiadomość nie pachniały Hongiem.

Dała instrukcje Macnamarze, co będzie jej potrzebne następnego dnia. Przygotowania ze swojej strony poczyniła podczas ostatnich odwiedzin w Grandview. Wyszła z mieszkania na Nadbrzeże i wzięła taksówkę do Grandview. W oknie Greyjeana zobaczyła stojący biały prostokąt, co potwierdziło jej podejrzenia, że Naksydzi złożyli wizytę.

Następnego dnia Spence została w mieszkaniu, przekonana argumentem, że utykająca osoba będzie się zbyt rzucała w oczy. Sula i Macnamara wzięli osobne taksówki i wysiedli w odległości trzech przecznic. W oknie portiera nadal stała biała kartka. W pobliżu parkowało parę dużych, nieoznakowanych pojazdów. Wyglądały niewinnie, ale to mogła być policja.

Z pewnością nie zaobserwowano lorda Octaviusa Honga, jak czai się na rogu ulicy czy dyskutuje z portierem.

Sula i Macnamara spotkali się dokładnie o 11:01, potem szli ku Grandview po przeciwnych stronach ulicy. Nie widzieli świateł w oknach mieszkania, nie zauważyli przyczajonych w zaułku naksydzkich oddziałów w żółto-czarnych mundurach.

Gdy mieszkanie było w pełni widoczne, oboje się zawahali. W głowie Suli pojawiły się nagle wątpliwości. Serce waliło jej w piersi. Może źle oceniam całą sytuację? — myślała.

Głośny huk zatrząsł oknami i Sula omal nie wyskoczyła ze skóry. Ale ten odgłos wyjaśnił sytuację: podniosła dłoń i rozmyślnym ruchem przeczesała krótkie, ufarbowane na czarno włosy.

Stojący po drugiej stronie ulicy Macnamara nacisnął włącznik detonatora w kieszeni kurtki.

W mieszkaniu eksplodowała bomba, wcześniej sprytnie ukryta przez Macnamarę w meblach. Podmuch rozrzucił łożyska kulkowe i gwoździe. Żeby zminimalizować ofiary w sąsiednich mieszkaniach, siłę eksplozji obliczono tak, by wybuch rozchodził się wachlarzowato z wnętrza każdego pokoju ku zewnętrznej ścianie. Okna wyleciały w czerwonej pożodze. Sula słyszała krzyki, gdy gruz i szczątki spadały na dół, na ulicę.

Z dwóch wielkich szarych samochodów hałaśliwie opuszczono pochylnie i Naksydzi wyskoczyli w stronę domu i mieszkania, z którego okien chlustały płomienie.

— Aha — powiedziała Sula.

Odwróciła się i odeszła. Miała wrażenie, że stopy zapadają jej się w chodnik, jakby był zrobiony z miękkiej gumy.

A więc po nieudanej akcji przy Axtattle Honga pojmano i zmuszono lub skłoniono do wydania procedur, jakich używał do łączności z członkami grupy. Z wyjątkiem zespołu Suli inne zespoły zostaną zdekonspirowane. Zakładała, że ona i jej drużyna to jedyni ludzie z Grupy Operacyjnej Blanche pozostający obecnie na wolności.

Ona i jej zespół samotni w mieście, z fałszywymi tożsamościami, pozbawieni sprzymierzeńców, bez środków i bez możliwości kontaktu ze zwierzchnikami.

Caroline, lady Sula miała zbyt ograniczone zasoby, żeby poradzić sobie z tą sytuacją. Potrzebna była inna osoba, posiadająca inne umiejętności.

To teraz moja wojna, pomyślała Gredel, i szła dalej przed siebie.