— Nie możemy chronić Hone Reach kosztem Zanshaa — odparł Tork. — Stolica jest najważniejsza, o nią toczy się cała wojna. Nie możemy jej stracić.
Od strony Torka wionęła woń zepsutego ciała, więc lord Chen podniósł dłoń do twarzy i dyskretnie wciągnął zapach wody toaletowej, którą przezornie skropił wnętrze nadgarstka.
— Dwa statki, milordzie — nalegała lady Seekin. — Dwa statki do obrony całego Reach.
— Tak, dwa statki — poparła lady San-torath, konwokatka Lai-own. — Reach straci zaufanie, jeśli nie będziecie w stanie jakoś go bronić.
Bez sensu, pomyślał lord Chen. Gdy wybuchła wojna, należał do frakcji dopominającej się obrony Hone-bar i Hone Reach, ale to było przed bitwą przy Magarii. Teraz lord Chen zrezygnował z wysiłków obrony Reach, próbował natomiast wydostać stamtąd swoje aktywa. Zgadzał się z Torkiem: stolica była ważniejsza.
Jeśli stracimy Hone Reach, jakoś je jeszcze odzyskamy, pomyślał. Jeśli stracimy stolicę, przepadnie wszystko.
Zarząd Floty zebrał się w dobrze urządzonej sali Dowództwa: dyskretne oświetlenie, gładkie drewno, jasny, nieskazitelny miękki dywan. W górze jarzyła się abstrakcyjna mapa imperium, połączonego liniami reprezentującymi bramy wormholi. Hone-bar i Hone Reach znajdowały się daleko z boku, pogrążone w odblaskowej zieleni.
Nie była to mapa gwiazd — taka mapa nie dawałaby właściwej informacji. Wormhole przeskakiwały przez sąsiednie gwiazdy i prowadziły do różnych punktów kosmosu, czasami do miejsc tak odległych, że nie dało się określić, jak są położone w stosunku do innych obiektów.
W układzie Hone-bar istniały trzy wormhole: jeden prowadził do czternastu układów Hone Reach, a dwa do innych miejsc imperium. Ten, kto kontrolował Hone-bar, kontrolował dostęp do tych czternastu planet, gdzie znaczna część majątku lorda Chena pozostawała zagrożona.
Na początku rebelii lord Chen i inni członkowie frakcji Hone Reach domagali się wysłania sił Do-faqa do układu Hone-bar. Teraz te dwie eskadry były pilnie potrzebne do obrony stolicy i musiały zatoczyć szeroki łuk wokół słońca Hone-bar i jak najszybciej wrócić do Zanshaa.
— Ledwo zdążą — stwierdził Starszy Dowódca Floty Tork. — Wróg może tu dotrzeć przed powrotem sił Do-faqa.
Starszy Daimong wałkował w palcach paski martwego ciała, które zdarł sobie z bladej twarzy. Upuścił je na dywan. Tork przewodniczył dziewięcioosobowemu gremium, składającemu się z czterech cywilnych konwokatów i pięciu oficerów floty — czynnych lub w stanie spoczynku — z których paru też było konwokatami.
— Czy możemy wysłać im rozkaz, żeby zwiększyli prędkość? — spytał jeden z cywilów.
— Nie. Już lecą z maksymalną prędkością, na jaką pozwala budowa ciała Lai-ownów.
— Ależ milordzie — odezwał się jeden z oficerów floty — w lekkiej eskadrze nie ma chyba żadnych statków Lai-ownów.
Po długiej chwili smutnego namysłu Tork wydał rozkazy, by lekka eskadra pod dowództwem kapitana Martineza oddzieliła się od eskadry Do-faqa i z największą możliwą prędkością wracała na Zanshaa.
— Po bitwie wrogom potrzeba co najmniej dwóch miesięcy na hamowanie, zadokowanie przy pierścieniu Magarii i uzupełnienie magazynów nowymi pociskami — stwierdził Tork. — Potem kolejne dwa miesiące przyśpieszania, by nabrać prędkości bojowej i rozpocząć podróż do nas. I to przy założeniu, że zechcą lecieć z maksymalnym przyśpieszeniem, a przecież ich załogi już są krańcowo wyczerpane. Musieliby też zdecydować się na dokowanie całej floty jednocześnie, ryzykując, że zostaną napadnięci i zniszczeni.
Wszyscy obecni o tym wiedzieli, z dokładnością do dnia znali spodziewany moment straszliwego ataku wroga. Ale też wszyscy nauczyli się nie przerywać Torkowi. Każda taka próba zachęcała Torka do żarliwszego i jeszcze dłuższego wykładu. To zadziwiające, jak głos Daimonga, zwykle brzmiący jak dzwoneczek, potrafił w takich chwilach przybrać ton natarczywej, zrzędliwej deklamacji.
— Flota Macierzysta też będzie musiała wyhamować i pobrać nowe uzbrojenie, nim znów nabierze dostatecznego przyśpieszenia i ruszy do obrony stolicy…
Znużony Lord Chen zwrócił uwagę na określenie „Flota Macierzysta” w stosunku do sześciu niedobitków — typowe dla przewodniczącego Torka, jakby miał nadal do czynienia z armadą, która pod dowództwem komandora Jarlatha wyruszała odzyskać Magarię.
— Niepokojem napawa mnie samopoczucie tych załóg — oznajmił Tork. Jego okrągłe oczy na zdziwionej twarzy nie mogły wyrażać ani strachu, ani niepokoju, ani żadnych innych emocji, ale z tonu jego głosu Chen wywnioskował, że niepokój Dowódcy Floty jest autentyczny. — Gdy ich statki dołączą do obrony stolicy, załogi będą po sześciomiesięcznym silnym przyśpieszaniu. Ich kondycja umysłowa i fizyczna znajdzie się w stanie krytycznym.
— Ale jaki mamy wybór? — spytała lady Santorath. — Jak pan powiedział, stolicy trzeba bronić.
— Na Zanshaa mamy dość personelu, by obsadzić całą nową flotę — odparł Tork. — Proponuję, żebyśmy przesunęli całkowicie nowe załogi na statki, gdy tylko Flota Macierzysta przyleci, by się dozbroić.
— Statki z nowymi załogami? — Młodszy komandor floty Pezzini był zaskoczony. — Nie zdążą przecież zapoznać się ze statkiem, a już będą musieli wyruszyć do walki!
— Ponadto wszyscy doświadczeni oficerowie zostaną wycofani ze statków — dodał lord konwokat Mondi, emerytowany kapitan floty i drugi Torminel w Zarządzie. — To szaleństwo usuwać jedynych oficerów doświadczonych w boju.
— Flota ma ustaloną, aprobowaną doktrynę i doświadczenie nie gra aż takiej roli w taktyce walki — odparł Tork. — A w wypadku oficerów jeden par jest równy drugiemu — to też doktryna, panowie. — Pezzini usiłował mu przerwać, lecz Tork mówił teraz bezlitośnie władczym głosem, zagłuszając młodszego oficera. — Nowe załogi będą miały miesiąc na ćwiczenia przed spodziewanym atakiem! Przedtem mogą zapoznawać się z nowymi statkami wirtualnie!
Rozgorzała dyskusja, ale w końcu Tork wszystkich przekonał. Postanowiono zebrać załogi w stacji pierściennej, by natychmiast rozpoczęły trening w wirtualnej przestrzeni statku. Jeszcze goręcej dyskutowano o wyborze oficerów-dowódców — każdy członek Zarządu miał przecież własnych klientów i faworytów. Kolejny żywy spór wywołało mianowanie dowódcy eskadry.
— Musimy mianować głównodowodzącego obroną stolicy — oznajmił Tork. — Dwaj dowódcy eskadr, lady Michi i lord Dofaq to młodzi oficerowie bez doświadczenia w manewrowaniu całą flotą. Musimy wyznaczyć głównodowodzącego.
Tu pojawiał się problem, gdyż większość odpowiednich oficerów poległa z Jarlathem przy Magarii. Nowy dowódca powinien być Terranem, będzie bowiem dowodził z jednego z zachowanych statków Floty Macierzystej, a wszystkie z nich były typu terrańskiego. Również w tym wypadku każdy członek Zarządu miał swego kandydata i gdy targi utknęły w martwym punkcie, lord Chen zaproponował, by na to stanowisko awansowano jego siostrę.
Warto spróbować, pomyślał.
Nie uzyskał żadnego poparcia, wycofał więc swój wniosek. Zarząd nie doszedł do zgody i Tork odłożył sprawę na następne posiedzenie.
— Skoro wszyscy parowie są równi, to nie rozumiem, dlaczego to zawsze tak cholernie długo trwa — mamrotał pod nosem Pezzini.
Potem omawiano decyzje dotyczące logistyki i tu właśnie lord Chen zaczął zarabiać pieniądze, które mu wypłacał Roland Martinez. Udało mu się wywalczyć kontrakt zaopatrzeniowy dla jednego z koncernów, którego właścicielem był klient Martinezów, a dla firmy Martinezów z Laredo — zamówienie na dostawę dla floty najnowszych systemów łączności laserowej.