— Chciałbym, żebyś wszedł do przestrzeni wirtualnej i obejrzał jeden plik — zwrócił się do Alikhana na displeju rękawa. — Nie możesz go nikomu pokazywać. Przyjrzyj się uważnie i powiedz, jakie wyciągnąłeś wnioski.
— Co to za plik, milordzie?
Gdy Martinez poinformował, co zawiera plik, oczy Alikhana rozszerzyły się.
— Dobrze, milordzie — odparł.
Następnie Martinez wywołał Dalkeith i powiedział jej, że jest teraz odpowiedzialna za ćwiczenia.
— Znajdź w archiwum coś dotyczącego dwóch eskadr manewrujących względem siebie, coś co Do-faq by wybrał. Niech twoi ludzie poćwiczą, ponieważ Do-faq chce ci powierzyć jutrzejsze manewry floty.
Pozbawiona wyobraźni zastępczyni miała przynajmniej taką zaletę, że nic jej nie dziwiło. A może wszystko dziwiło ją w równym stopniu?
— Tak jest, lordzie kaporze — odparła.
Gdy kameleonowa tkanina rękawa wróciła do normalnej ciemnozielonej barwy, Martinez opuścił z ulgą lewe ramię — trzymał je w górze przez dłuższy czas, przy dużej grawitacji, i zmęczyło go to. Wygodniej by mu było w fotelu akceleracyjnym, ale wszystkie takie fotele stały w pomieszczeniach publicznych, a on potrzebował prywatności własnej kabiny. Zapach pomidorów i oliwy dobiegł od strony stolika, gdzie pozostałości kolacji czekały na sprzątnięcie podczas następnego okresu standardowego ciążenia. Łagodne lampy świeciły na ciemnej drewnianej boazerii, zamontowanej przez poprzedniego kapitana „Korony”.
Tamten kapitan — Fahd Tarafah — należał do najzagorzalszych fanatyków futbolu i posunął się nawet do tego, że na kadłubie statku wymalował zielone trawiaste boisko z białą linią środkową, biegnącą wzdłuż kadłuba, oraz umieścił motyw piłek odbijających się od boków statku. Poprzednio kabinę Tarafaha dekorowały pamiątki sportowe, puchary, fotografie zwycięskich drużyn, zdjęcia Tarafaha ze znanymi graczami. Była tam również, w szklanej kuli, para ubłoconych butów piłkarskich zakonserwowanych w gazie szlachetnym.
Tarafaha wraz ze swą zwycięską drużyną oraz większością oficerów pojmano na samym początku naksydzkiej rebelii i dowódcą „Korony” został Martinez. Miał nadzieję, że gdziekolwiek teraz przebywa Tarafah, pociesza się faktem, że Koronowcy w ostatnich chwilach wolności pokonali „Bombardowanie Pekinu” cztery do jednego.
Zdjęcia i inne rzeczy osobiste Tarafaha odesłano jego rodzinie, ale Martinez nie miał czasu umieścić tu własnych drobiazgów. Nagie ściany wyglądały smutno, ozdobione tylko jednym zdjęciem, które Alikhan skopiował z biuletynu, oprawił i powiesił. Przedstawiało Martineza przemawiającego w Konwokacji, w najwyższym organie prawodawczym imperium, gdy wręczono mu Złoty Glob za uratowanie „Korony” przed rebeliantami.
Wielka, historyczna chwila. Od tamtego czasu wszystko szło ku gorszemu.
Displej pokazywał zastygły obraz ostatnich epizodów bitwy o Magarię, abstrakcyjny obraz rozbłysków, śladów, wskaźników kursów i prędkości, wszystko oszpecone śmiertelnymi radiowymi pióropuszami eksplozji antymaterii. Martinez przesunął oś czasową na początek bitwy i znów uruchomił displej. Caroline Sula ponownie wtargnęła w jego myśli i nie mógł się skoncentrować.
Może Sula przesłała wiadomość? Sprawdził. Istotnie. Wiadomość trzy dni pokonywała pustą przestrzeń między nimi.
Gdy wywoływał wideo, czuł radosne podniecenie.
To absurd, myślał. Ledwo ją znam.
Sula pojawiła się przed nim w powietrzu. Zamarł na chwilę, podziwiając jej bladą, przezroczystą skórę, jasnozłote włosy i roziskrzone zielone oczy. Elementy oszałamiającego piękna, teraz zakłóconego nieco przez oznaki zmęczenia i bólu. Umysł ukryty w tej nadzwyczajnej powłoce zewnętrznej był równie nadzwyczajny. Caroline Sula zdobyła pierwsze miejsce, uzyskała najwyższą ocenę ze wszystkich kandydatów na egzaminach oficerskich. A potem wysadziła pięć statków wroga w bitwie pod Magarią.
Ale przecież w tej chwili Martinez nie podziwiał jej umysłu. Jej widok był jak cios w krocze aksamitnym młotem.
Patrząc na niego, Sula mówiła:
— Jeszcze dziewiętnaście dni przyśpieszania i dotrzemy do… — Nastąpił irytujący biały rozbłysk z symbolem floty, czyli cenzura, ale Sula znowu się pojawiła. — Wszyscy są zmęczeni. Rzadko się kąpią, a ja należę do tego grona.
— Współczuję ci z powodu niepowodzeń na manewrach. Szkolenie nowej załogi to nic zabawnego. — Wykrzywiła usta w sugestywnym uśmiechu, błysnęły białe zęby. — Żałuję, że mnie tam nie ma, pomogłabym ci ich ustawić. — Uśmiech zniknął. Wzruszyła ramionami. — Jestem pewna, że ci się uda. Wierzę w twoje władcze zdolności naginania innych do swej woli.
To brzmi dobrze, pomyślał Martinez. Takie mam przynajmniej wrażenie.
Czasami Sula dobierała słowa w sposób zbyt dwuznaczny jak na jego gust.
— Nie możesz jednak odpoczywać — ciągnęła — gdy wszyscy kapitanowie ci zazdroszczą i chętnie wytkną twoje najmniejsze potknięcie. Mam przynajmniej nadzieję, że masz na pokładzie paru przyjaciół.
Ledwo dostrzegalnie zmienił się wyraz jej twarzy, zwłaszcza oczu.
— A skoro mówimy o przyjaciołach, jeden z naszych starych znajomych dostał zadanie cenzurowania wiadomości. Chodzi o podporucznika lorda Jeremy’ego Foote’a, którego chyba spotkałeś, gdy był zaledwie kadetem. Więc jeśli w tym liście brakuje jakichś fragmentów, na przykład… — Martinez śmiechem skwitował białe plamy. Wiedział, że Sula specjalnie przekazała w tym miejscu albo tajemnice wojskowe, albo skatologiczne epitety pod adresem wyższych oficerów. Skończył się długi pusty odcinek i znów ukazała się Sula z dwuznacznym uśmiechem na twarzy — …wiedz, że to robota przyjaciela. — Uniosła dłoń, by pomachać na pożegnanie. Skrzywiła się. — Oparzenie się goi. Dzięki, że spytałeś. Ale przy zbyt gwałtownym ruchu sukinsyn kąsa.
Pomarańczowy znak końca transmisji wypełnił przestrzeń.
Jeremy Foote, pomyślał Martinez. Jasnowłosy prostak z kosmykiem na czole. Bogaty chłopak, którego arogancja i przekonanie o przysługującej mu uprzywilejowanej pozycji graniczyły z niesubordynacją i pogardą. Martinez czuł do niego niechęć od pierwszego spotkania, a kolejne nie poprawiły wrażenia.
Foote nie zawracał sobie głowy egzaminami oficerskimi — tymi, w których Sula okazała się prymuską. Ten rodzaj zajęć był poniżej jego godności. Awansował bezpośrednio na „Bombardowanie Delhi” dzięki kapitanowi, swemu wujowi i zapalonemu żeglarzowi. Kolejne awanse zawdzięczał niewątpliwie innym koneksjom i przyjaciołom w wojsku. Może pozycja Foote’a ucierpiała, gdy wuj-żeglarz poległ wraz z połową swej załogi, ale Martinez sądził, że gwiazda Foote’a znów zabłyśnie.
Wysoko postawieni parowie bardzo dobrze dbali o siebie nawzajem.
Pocieszał się przynajmniej, że Sula żywi do Foote’a tyle samo sympatii co on.
Schował list od niej do pliku, który dawał się otworzyć tylko kluczem kapitana, i powiedział programowi, że chce wysłać odpowiedź. Spojrzał do kamery, przybierając, jak miał nadzieję, oficjalny wyraz twarzy — niewzruszoną maskę dowódcy.
— Wyobraź sobie moje zadowolenie, gdy dowiedziałem się, że to porucznik Foote cenzuruje twoje listy — powiedział. — Oczywiście wiem, że ponieważ mam stopień wyższy od niego, Foote nie może mnie cenzurować i nie otworzy tej wiadomości, dopóki mu jej nie pokażesz.
Udzielam ci pozwolenia. Jak wiesz, dowodzę eskadrą, która jest wysłana… — przerwał na chwilę dla wywołania większego efektu — na niebezpieczną misję. Przeglądałem ostatnio zapis bitwy pod Magarią, w tym nagrania z twojej szalupy. Ponieważ wkrótce będę dowodził statkiem w walce, interesuje mnie twoja ocena akcji.