Выбрать главу

Albo nawet zlikwiduje całe Siły Chen, jeśli ktoś taki jak Martinez popełni poważny błąd.

Zobaczył, że żagwie Naksydów płoną bardzo intensywnie. Przyśpieszali na serio. Zrobił kilka obliczeń i odkrył, że mają stałe przyśpieszenie 12,1 g.

Wszyscy w eskadrze przeciwnika musieli już być nieprzytomni. Naksydzi tolerowali stałe przyśpieszenie nie lepiej niż Terranie.

Martinez sięgnął po kawę i wdychał jej zapach, rozważając taktykę Naksydów. Uznał, że warto poznać wrogiego dowódcę, więc wywołał w swojej bazie danych wrogą Piątą Lekką Eskadrę i poszukał kapitana „Walecznego”, krążownika, który przed rebelią służył jako okręt flagowy eskadry.

„Waleczny” był zbyt mały, żeby wieźć oficera flagowego, więc całą eskadrę prowadził jego dowódca, jakiś kapitan Bleskoth. Bleskoth uzyskał pierwszą lokatę na swoim roku w Akademii Festopathańskiej i pochodził z szacownej rodziny — w konwokacji zasiadała lady Bleskoth, przynajmniej do dnia wybuchu rebelii, kiedy zrzucono ją z Górnego Miasta. Bleskoth wydawał czasopismo akademickie i był kapitanem drużyny lighthumane.

Po ukończeniu uczelni szybko awansował. Jeszcze jako porucznik przez kilka miesięcy dowodził fregatą „Poszukiwanie”, gdyż jej kapitana oddelegowano czasowo do innych obowiązków. Został awansowany na pełnego kapitana zaledwie dziewięć lat po skończeniu uczelni. Prawie cały ten czas służył na statkach, z wyjątkiem trzech lat, które spędził jako adiutant Dowódcy Floty Fanagee, jednej z wielkich gwiazd buntu, która prowadziła siły Naksydów przy Magarii. Był właścicielem jachtu „Poniebieszczenie” i dwa lata z rzędu wygrywał Puchar Magarii. Posuwał się szybko w kierunku wyższych stanowisk i jego nominacja na dowódcę „Walecznego” i zarazem Piątej Lekkiej Eskadry odbyła się ponad głowami wielu innych oficerów.

Bleskoth nawet wtedy należał do rebeliantów, myślał Martinez. Fanagee go zwerbowała: młody Naksyd poleciał na Felarusa, wiedząc, że swymi promieniami antyprotonowymi rozwali na kawałki inne statki Trzeciej Floty.

Popijając kawę, Martinez myślał o wrogim kapitanie. Bleskoth był młody, zdecydowany i oddany sprawie. Prowadził drużynę lighumane, sportu, który łączył w sobie dalekosiężną strategię z gwałtownymi atakami przemocy. Nie zawahał się na Felarusie. Był żeglarzem, przyzwyczajonym do dużych przeciążeń i decydujących akcji, podejmowanych w ostatniej chwili.

Martinez odstawił filiżankę na spodek. Znalazł odpowiedź.

— Próbują nas przekonać, że są wabikami — powiedział później Martinez, kiedy zameldował się u lady Michi na stacji oficera flagowego. — Będą robić długie przyśpieszenia i rozmyślnie narażać się na wypadki, by nas przekonać, że są zestawem źle kierowanych wabików i że nie musimy się nimi niepokoić.

Lady Michi zabębniła urękawicznionymi palcami po podłokietnikach fotela.

— Wynika z tego, że chcą, byśmy uwierzyli, że pewien szczególny zestaw wabików jest prawdziwą eskadrą. Który?

Martinez nachmurzył się.

— Jeszcze tego nie odkryłem.

— Czy zorientowali się, że Severin zdemaskował ich całą grę? Martinez stał przy klatce Michi i patrzył na dowódcę z góry, czując przypływ próżności.

— Sprawdziłem czasy — odpowiedział. — Wszyscy na statkach musieli być nieprzytomni, gdy dotarło do nich światło żagwi Severina. Kiedy się obudzą, będą musieli przejrzeć zapisy i go poszukać.

— Chyba, że ustawili automatyczne systemy, aby alarmowały, gdy w układzie pojawi się nowy statek.

Powinni tak je ustawić — przyznał Martinez. — Ale nas nie oczekiwali, więc z zaskoczenia i w pośpiechu mogli tego nie zrobić. — Michi miała wątpliwości, ale Martinez przygotował swój raport starannie. Musiał się powstrzymywać, by stukaniem palca nie punktować swego rozumowania. — A nawet jeśli rzeczywiście zobaczyli, jak Severin odpełza, niekoniecznie zaraz wyciągną wniosek, że przebywał w układzie przez pięć miesięcy — może pomyślą, że to pilot szalupy, który zakradł się do układu kilka minut przed naszym przybyciem i który może nie zaobserwował zbyt wiele. I jeśli włączyli alarm, byłoby rozsądnie, by spowodował on przerwanie przyśpieszania statku flagowego, by jego dowódca miał czas zorientować się, czy nowo przybyły stanowi zagrożenie. Jeżeli tak się zdarzy, będziemy mogli to zaobserwować za jakieś dwadzieścia minut. — Musiał przerwać, żeby nabrać powietrza. — Jeśli są zaalarmowani, ale nie przestaną przyśpieszać, by ocenić sytuację, to kiedy w końcu przyśpieszać przestaną, będzie za późno. Zbyt zaangażują się w swoją strategię. Wargi Michi wykrzywiły się w rozbawieniu.

— Z pewnością dobrze uporządkował pan fakty. Martinez wykonał niezgrabną aproksymację salutowania, najlepszą, na jaką pozwolił mu skafander próżniowy.

— Pokornie się staram, milady. Uniosła brew.

— Pokornie? Naprawdę? Może pan usiąść, kapitanie. Martinez dostrzegł, jak dwaj porucznicy łączności tłumią uśmiechy. Sam się powstrzymał od śmiechu i powlókł do fotela akceleracyjnego. Szef, który potrafił się poznać na jego chwilowych przejawach zarozumialstwa, był miłą odmianą po dowódcach z przeszłości.

Fotel zakołysał się pod ciężarem Martineza, a obręcze klatki akceleracyjnej zawibrowały z metalicznymi dreszczykami. Z jednego ze schowków siedzenia wyciągnął strzykawkę. Przytknął ją do żyły na szyi i nacisnął spust. Starannie odmierzony koktajl farmaceutyków wniknął do organizmu. Podczas przyśpieszeń będzie regulował ciśnienie krwi i wzmocni naczynia krwionośne; ich ściany pozostaną elastyczne i nie będą pękać. Martinez włożył hełm i znad głowy ściągał displeje, aż zatrzasnęły się przed nim.

— Przypomnienie od kapitana Fletchera, milady — powiedział Li znad konsoli łączności. — Dwadzieścia sześć i pół minuty do akceleracji wokół Pelomatanu.

— Potwierdzam — odparła Michi. Odwróciła się do Martineza i poczekała, aż wepnie się w swój fotel.

— Kapitanie, jak wspomniałeś to korzystna dla nas sytuacja, gdy Naksydzi pomyślą, że ich wabiki nas zmyliły.

— Zgadza się.

Martinez przerwał na chwilę, by zebrać myśli.

Wabiki były małymi samosterowalnymi pociskami, wystrzeliwanymi z wyrzutni okrętowych. Okręty miały żywiczne kadłuby i nie dawały dobrego odbicia radarowego. Umożliwiało to skonfigurowanie niewielkiego pocisku — wabika tak, by dawał dużą sygnaturę radarową, taką jak statek. Gazy wylotowe wabików również modyfikowano, by wychodziły szerszym ogonem, jak u większego statku. Ogólnie mówiąc, wabik był tym mniej przekonujący, im bliżej obserwatora się znajdował i im więcej czasu miał obserwator na przyjrzenie się mu.

— Kilka wabików kieruje się dokładnie na nas — powiedziała Michi.

Palce Martineza wywołały displeje taktyczne.

— Oczywiście powinniśmy je zniszczyć. Pytanie tylko, jak. Uważając je za atrapy, dopuścilibyśmy je całkiem blisko. Ale gdybyśmy podejrzewali, że mogą być prawdziwe, otworzylibyśmy wcześnie ogień i użyli mnóstwa pocisków.

— Nie chcę marnować pocisków — oznajmiła Michi. — Przecież mamy w perspektywie prawdziwą bitwę, a po niej długą kampanię. — Zabębniła palcami po podłokietniku. — Każę eskadrze otworzyć ogień laserowy w tę nadciągającą grupę, gdy tylko trafienie stanie się choć trochę prawdopodobne. Jeśli będziemy mieli szczęście i któregoś zniszczymy, udowodni to, ku satysfakcji wszystkich — łącznie z Naksydami — że wiemy, że eskadra to wabiki i możemy postępować z nią, jak z atrapą.

Martinez skinął głową. Nie byłby zdolny wymyślić rozsądniejszego planu.