— Tak jest, milady — powiedział.
Przez następne kilka minut obserwował displeje taktyczne. Gorączkowa akceleracja Naksydów trwała nieprzerwanie, nawet gdy dopędził ich sygnał z żagwi silnika Severina. Nie ustawili alarmu, który reagowałby na tak mały statek jak szalupa.
Martinez uświadomił sobie, że ze słuchawek dochodzi do niego dźwięk głębokiego oddechu. Sprawdził najpierw konsolę łączności, by się upewnić, że nikt nie włamał się do kanału, który dzielił z dowódcą eskadry, a potem podniósł wzrok i zobaczył Michi Chen leżącą na swym fotelu z zamkniętymi we śnie oczyma. Na ustach miała miły uśmiech.
Słodkich snów, pomyślał. Na widok dowódcy, który w wigilię bitwy może się do tego stopnia odprężyć, poczuł ukłucie zazdrości.
Najwidoczniej sam nie był do tego zdolny. Dobrze, jeśli złapie parę godzin snu w ciągu następnych kilku dni. A przecież nawet nie dowodzi eskadrą.
Zaterkotały sygnały alarmowe. Statek przygotowywał się do nieważkości i Martinez zobaczył, że Michi się rozbudziła. Spojrzała na swe displeje, zobaczyła, że nic się nie zmieniło i zamknęła oczy. Martinez usłyszał znowu głęboki oddech, gdy statek osiągnął nieważkość i obracał się wokół swego śpiącego środka ciężkości, w przygotowaniu do zakrętu wokół Pelomatanu.
Ozwał się inny alarm, tym razem zapowiadający ostre przeciążenia. Silniki ożywiły się z rykiem i siła grawitacji przerzuciła fotel Martineza do nowej pozycji. Kiedy został wtłoczony głęboko w siedzenie, słyszał, jak oddech Michi staje się mozolny — przeciążenia zaczynały deptać po jej żebrach ołowianymi buciorami.
Martineza palił własny oddech, przedzierający się przez ściśnięte gardło. Kombinezon próżniowy obciskał łagodnie na ramiona i nogi. Statek trzeszczał i jęczał przy wzrastających przeciążeniach.
Wibracje silnika zmieniały częstotliwość, wprawiając w rezonans coraz to inne elementy statku. Martinez usłyszał metaliczny lament jednego z prętów swej klatki, drgającego synchronicznie ze statkiem, śpiew metalowej podkładki na konsoli i brzęczenie wspornika lampy.
Pole widzenia zaczęła zalewać mu ciemność. Zacisnął szczęki, by spowodować napływ krwi do mózgu. Ciemność nadal postępowała. Ostatnią rzeczą, którą zobaczył, był szkarłatny pas na displejach, a potem pas skręcił się, zwinął w zwężającą spiralę i zniknął niczym gasnąca iskra w nocnej ciemności.
Martinez w słuchawkach usłyszał warczenie — Michi Chen z trudem przychodziła do siebie.
Myślał, że w zasadzie nie stracił przytomności. Niejasno słyszał ostrzeżenie przed nieważkością, a potem nagłe odprężenie, gdy silniki przerwały pracę. Sapał z ulgą, unosząc się swobodnie w uprzęży, a potem przed sobą zobaczył ciemny tunel. Tunel powoli się rozjaśniał i rozszerzał, aż pojawiła się sterownia. Inni oficerowie mrugali i nadymali policzki, oglądając odrodzony świat.
„Prześwietny” obrócił się w krótkim, nieważkim łuku, a potem zadzwonił alarm i silniki znowu ruszyły. Tym razem ich wściekłość ujarzmiono do skromnego przyśpieszenia jednego g.
Martinez sprawdził swoje displeje. Bleskoth i Piąta Lekka Eskadra nadal nadchodzili ze wściekłym przyśpieszeniem, gotowi, by okrążyć Pelomatan za następnych osiem do dziesięciu godzin i dogonić Siły Chen gdzieś z drugiej strony Okiray.
Na displeju zamigotało światełko — przypominacz. Martinez spojrzał na nie i odkrył, że kiedy eskadra okrążała Pelomatan, pociski zniszczyły Stację Wormholową Jeden. Załoga nie ewakuowała się. Może nie dysponowali szalupą albo postanowili pozostać na wypadek, gdyby Bleskoth miał jakieś pasjonujące wiadomości do wysłania na Naxas. Zameldował ten fakt Michi.
— Wspaniale — powiedziała i ziewnęła.
Na displeju Martineza zamigotał następny zestaw świateł — wskazywały na fakt, że osiem wabików zidentyfikowanych przez Severina, które wyprzedzały Siły Chen na ich pętli wokół Protipanu, zaczęły właśnie zmianę kursu i przyśpieszanie. Zamierzały skrócić drogę wewnątrz orbity Okiray i przejąć Siły Chen po drugiej stronie planety.
— Oto one, milady — powiedział Martinez, kiedy zwrócił na nie uwagę na ściennym displeju. — To są atrapy, które Bleskoth pragnie nam sprzedać jako swoją prawdziwą eskadrę. Manewrują, jakby chciały doprowadzić do bitwy po dalszej stronie Okiray, przecinają nasz kurs i dogodnie pozostaną poza zasięgiem aż do tego punktu. — Zamigały dalsze światełka. — Oto następny zestaw wabików przygotowuje się do udzielenie im wsparcia. — Coraz bardziej podziwiał Bleskotha. — To naprawdę sprytne. Ustawił następny zestaw wabików między sobą a swoją prawdziwą eskadrą i jeśli odczuwamy z tyłu jakieś zagrożenie, to właśnie ze strony wabików, a nie ze strony rzeczywistej eskadry.
W ten chytry sposób Bleskoth usiłował zmniejszyć taktyczną przewagę przeciwnika. Gdyby istniał wszechpotężny obserwator, siedzący wysoko na północnym biegunie Protipanu, wydałoby mu się, że Naksydzi ścigają lojalistów i za chwilę dogonią ich dysze wylotowe.
Gdyby jednak siedział na miejscu Bleskotha, widziałby, jak kapitan wraz z załogą, doprowadziwszy się rozpaczliwymi przyśpieszeniami do nieprzytomności, pchają się pod lufy dwustu dziewięćdziesięciu sześciu wyrzutni. Gdyby jednak te wyrzutnie zająć niszczeniem wabików, Beskoth miał szanse odnieść zwycięstwo.
Martinez zapamiętał, że jeśli kiedyś przyjdzie mu bronić układu gwiezdnego, powinien wziąć pod uwagę taką taktykę. Oczywiście jeśli będzie miał pewność, że nie ma tam jakiegoś Severina, który zdemaskuje jego grę.
Mijały godziny. Umysł Martineza kipiał: taktyki, trajektorie, obliczenia; przebłyski głębokiej paranoi; podejrzenia, że jakiś Naksyd, tuż za zasięgiem kamery, trzymał Severina na muszce w czasie całej ich rozmowy. Martinez zajmował komputer wyliczaniem możliwych kursów, przyśpieszeń i punktów przejęcia. Michi wydała rozkaz dla całej eskadry, by na wabiki, mknące na nich z Okiray otworzyć ogień z laserów obrony bezpośredniej. Odległość była niemożliwie duża, a cele trochę kluczyły, ale chyba uwalniało to zbrojeniowców eskadry od ewentualnych napięć, wywołanych długim oczekiwaniem.
Nie przerywając ognia laserów, Michi zarządziła kolację. Dowodzenie „Prześwietnym” powierzono porucznik Kazakov, a kapitan Fletcher dołączył przy stole dowódcy eskadry do Michi i Martineza. Formy i białe rękawiczki zostały zachowane, złamano natomiast zwyczaj, by przy posiłkach nie rozmawiać o sprawach floty. Michi chciała przedyskutować pomysły swych oficerów.
— Zastanawiam się, co zrobić, kiedy miniemy Okiray — powiedziała. — Czy powinniśmy kierować się prosto do Protipanu Trzy, czy zawrócić ku Olimandu i zakończyć pełne okrążenie układu. Jeśli zrobimy pętlę, mamy gwarantowaną potyczkę, ale opóźniamy o całe dni wyjście z Protipanu. Jeśli skierujemy się do wormholu, damy Bleskothowi możliwość przerwania walki albo lotu za nami w pewnej odległości.
Fletcher zamieszał zupę delikatnym ruchem łyżki, uwalniając zapach imbiru i smażonej cebuli, której użyto zamiast porów.
— Zgadzam się z panią, milady, że musimy ich tu pobić. Zwycięstwo miałoby ogromną wartość dla morale rządu i lojalistów, zwłaszcza po upadku stolicy.
— Skąd rząd się dowie o naszym zwycięstwie? — spytała Michi. — Będziemy musieli kogoś wysłać z wiadomością.
— Pilot szalupy może to załatwić — stwierdził Fletcher. Spojrzał na Martineza. — Może wyślemy kogoś w „Żonkilu”. Mniej niewygód dla pilota i nie stracimy w ten sposób szalupy.
— Nie rekomendowałbym wysyłania kogokolwiek z powrotem, dopóki w układzie pozostaną jakieś stare wabiki z trzech setek rozstawionych przez Naksydów — powiedział Martinez. — Nie wiemy jak je zaprogramowano. Każda łódź, którą wyślemy z powrotem, będzie wobec nich bezbronna.