Martinez obserwował, jak statek umiera, już bez tego współczucia, które czuł dla załóg stacji wormholowych. Wroga jednostka była prawie równie bezradna jak stacje przekaźnikowe, uczestniczyła jednak w zabijaniu towarzyszy Martineza, więc patrzył na jej agonię z gorzką satysfakcją.
— Wszystkie statki zredukować hamowanie do pół g – rozkazała Michi. — Przygotować się do zebrania łodzi i pozostałych pocisków.
— Milady, wiadomość z „Niebiańskiego”, radiowa — zameldował Coen. — Melduje porucznik Gorath.
„Niebiański” milczał od czasu początkowego zapytania Michi, ale ponieważ krążownik wykonywał manewry zgodnie z zaleceniem Wzoru Jeden Rozlotu, było jasne, że ktoś na statku ocalał i że wiadomości nadejdą, jak tylko odpowiednie urządzenia zostaną naprawione.
— Porucznik Gorath uważa, że cztery przednie komory zostały uszkodzone — meldował Coen — i że kapitan Eldey i wszyscy w sterowni są martwi. Statek zachował sterowność. Zniszczone czujniki są wymieniane. Łączność i lasery obrony bezpośredniej nie reagują na polecenia. Uważa, że jedna bateria pocisków została zniszczona, ale jest zbyt gorąco, by teraz tam wyjść i sprawdzić.
— Porucznik sygnałowy Gorath, dobra robota — powiedziała Michi. — Przekaż jej, że jesteśmy gotowi okazać wszelką potrzebną pomoc. — Odwróciła się do Martineza. — Kapitanie Martinez, proszę powiedzieć wszystkim statkom, by swymi czujnikami wykonały całkowity przegląd „Niebiańskiego” i wysłały wyniki porucznik Gorath.
— Tak, milady.
Zamkniętą w pomocniczej sterowni torminelską oficer jedynie zdalne czujniki mogły informować o stanie okrętu, a większość czujników prawdopodobnie nie działała. Obrazy z innych okrętów bez wątpienia pomogą.
Eskadra zakończyła hamowanie, obróciła się i rozpoczęła przyśpieszanie ku Protipanu Trzy, nadal oddalonemu o prawie pięć dni. Potem załoga opuściła stanowiska operacyjne. Z czternastu pilotów szalup wystrzelonych w kosmos, by kierować pociski na wroga, ośmiu przeżyło bitwę, w tym jedyny ocalały ze „Światła Przewodniego”. Wszyscy powrócili na swoje statki, z wyjątkiem kadeta Daimonga, znajdującego się w głębokim szoku, którego zabrano na pokład okrętu flagowego, by zastąpił zabitego pilota. Koja kadeta nie będzie przyjemnie pachniała, ale Martinez przypuszczał, że inni kadeci nie będą się skarżyć. Zrozumieją, jak łatwo sam „Prześwietny” mógł zostać zredukowany do radioaktywnego pyłu stygnącego w wietrze słonecznym.
Martinez zdawał sobie sprawę, że widok bladej, przestraszonej twarzy kadeta ze „Światła Przewodniego” nie będzie go cieszył, choć nie ze względów estetycznych czy węchowych. Daimong będzie mu przypominał o jego własnej porażce, o tym, że Martinez nie potrafił ochronić „Światła Przewodniego”, nie wypełnił obietnicy odniesienia kolejnego zwycięstwa bez ofiar.
Martinez opuścił stację oficera flagowego, włożył skafander do szafki w swej kwaterze, wziął prysznic i się ubrał. Zadzwonił komunikator — kapitan zapraszał na obiad. Martinez przyjął zaproszenie.
W głowie nadal miał obraz ognistego ramienia, sięgającego po „Światło Przewodnie”. Gdyby należycie ocenił jego znaczenie, mógłby przewidzieć, że wyskoczą z niego pociski, i kazałby skoncentrować obronny ogień eskadry na tamtym obszarze.
Bleskoth, ty sukinsynie, myślał. Zniszczenie „Światła Przewodniego” przez Naksydów traktował jak osobistą zniewagę. Był to rozmyślny atak na wartość, jaką Martinez przywiązywał do jakości swego umysłu. Komunikator Martineza cicho zagrał, na displeju błysnęło światełko. To włączony przypominacz. Martinez normalnie pamiętałby, co to jest, lecz teraz był zbyt zmęczony, by przypomnienie napłynęło mu do mózgu. Rozkazał komunikatorowi odegranie wiadomości i został poinformowany, że właśnie w tej chwili została zniszczona Stacja Wormholowa Trzy. Na potwierdzenie trafienia trzeba było jednak czekać jeszcze parę godzin. Wtedy światło wybuchu dotrze do „Prześwietnego”.
Stacja wormholowa została zniszczona wiele godzin przedtem, zanim mógł do niej dotrzeć jakiś sygnał z pola bitwy. Żaden obserwator nie będzie mógł przesłać informacji o wyniku potyczki ani na Naxas ani do naksydzkiej floty. Będą musieli poczekać, aż Siły Chen wyskoczą po drugiej stronie wormholu na Mazdan, ale nawet wówczas nie będą wiedzieli, jak została zniszczona eskadra Bleskotha.
Mając dwie unicestwione eskadry, tu i przy Hone-bar, Naksydzi może zaczną podejrzewać, że lojaliści wynaleźli jakąś nową superbroń, która w jednym ruchu potrafi zlikwidować większe siły. Martinez próbował się pocieszać ponurą nadzieją, że Naksydzi wydadzą mnóstwo pieniędzy i zajmie im to dużo czasu, nim ustalą, co to za broń.
Nadszedł Alikhan pełen pochwał na temat zachowania podoficerów i zbrojeniowców „Prześwietnego”. Pomógł Martinezowi przebrać się w mundur galowy na kapitańską kolację.
Przy stole Fletchera Martineza usadzono między Michi a Chandrą Prasad. Panował radosny nastrój — po zwycięstwie wszyscy czuli ulgę i satysfakcję. Głośno rozmawiano, wznoszono toasty, pito wino. Wszystko to zwiększało ogólną euforię. Kiedy nadeszła kolej Martineza na wygłoszenie toastu, powiedział krótko:
— Za naszych towarzyszy na „Świetle Przewodnim”.
Radosne okrzyki przy kapitańskim stole ucichły na chwilę.
Przez resztę kolacji milczał, chyba że zwrócono się bezpośrednio do niego, i bez trudności ignorował nacisk nogi Chandry na swoją nogę.
Po kolacji Martinez powrócił do swego pokoju. Zdejmował po kolei części ubrania i rzucał je Alikhanowi.
— Lekarz okrętowy przyniósł coś dla pana, milordzie — powiedział Alikhan, wskazując pakiet na stole.
Martinez otworzył pakiet. Wytoczyła się z niego, gruba kapsuła — sole usypiające.
— Czemu doktor mi to przyniósł? — zapytał. — Nie kazałem mu…
— Przyniósł to na rozkaz dowódcy eskadry, milordzie — wyjaśnił Alikhan. — Ona chce, by przespał pan dobrze noc. Kazała mi, żebym nie przeszkadzał panu rano, dopóki pan mnie nie wezwie.
Martinez popatrzył na trzymany w dłoni obiekt.
— Sądzę, że pan i lady Michi tworzycie dobry zespół — powiedział Alikhan.
Martinez podniósł sole nasenne i złamał kapsułę pod nosem. Kiedy wdychał, gorzki smak lekarstwa wyścielił mu tył gardła.
— Był pan bardzo zajęty przez te ostatnie dni, milordzie — powiedział Alikhan, podnosząc złamaną kapsułę i wrzucając jej resztki do szczeliny na śmieci. — Założę się, że nawet nie popatrzył pan na Paszczę.
— Paszczę? — powtórzył tępo Martinez. Już czuł, jak lekarstwo skrada się mu w mózgu.
— Zawsze uważałem, że ten widok robi wrażenie — oznajmił Alikhan. — Jestem pewien, że pamięta go pan z czasów, kiedy „Korona” leciała przez układ. — Włączył wideo nad łóżkiem Martineza i przestawił nadgłowny displej taktyczny na widok z zewnętrznych kamer krążownika. — Tu go pan ma, milordzie. Dobrego snu.
— Dziękuję — powiedział Martinez.
Wślizgnął się do łóżka. Alikhan, wychodząc, zgasił światła.
Martinez patrzył na Paszczę — czerwonawy krąg materii wyrzuconej przez supernową, który dominował na niebie Protipanu. Obraz był fantastycznie szczegółowy i Martinez mógł wyróżnić detale budowy Paszczy — jaśniejące wiry, tajemnicze ciemne obłoki, słupy dymu.
Zamknął oczy i na wewnętrznej stronie powiek zobaczył słabe światło czerwonego pierścienia.
To znacznie lepsze, pomyślał, niż gdybym przez całą noc, ponownie przyglądał się jak umiera „Światło Przewodnie”.