Kiedy Hong przemawiał, jego służący Ellroy jak zwykle krążył wśród gości z kanapkami i napojami, teraz jednak w większym niż zwykle tłoku. Gdy flota, która obecnie okupowała układ, powołała do władzy Naksydów, Hong porzucił wystawne życie i pod fałszywą tożsamością spokojnie przeniósł się do mniejszego mieszkania.
Narzekał, że nie może już bywać w klubach. Sula czuła ulgę, że Hong stosuje jakieś środki ostrożności.
— Blanche — powiedziała Sula — mamy teraz grupę Naksydów, których wyznaczono do rządzenia planetą w imieniu tego Komitetu Ocalenia Praxis. Nikt ich nie pilnuje z wyjątkiem naksydzkiej policji, a my wiemy o wiele więcej od policji na temat broni i środków wybuchowych. Czy nie powinniśmy dla przykładu ich ukarać, zanim wróg da im właściwą ochronę? To by powstrzymało innych od pójścia w ich ślady.
Hong skinął głową.
— Istnieje taka możliwość, Cztery-Dziewięć-Jeden — przyznał. — Część naszych ludzi śledzi wciąż potencjalne cele. Ale lord gubernator uznał, że podtrzymywanie morale cywilów to najlepszy środek odstraszający przed współpracą z Naksydami. Musimy poinformować ludność o istnieniu tajnego rządu i przeciwdziałać wrogiej propagandzie. Zatem główny priorytet to rozpowszechnienie pierwszego wydania „Lojalisty”.
„Lojalista” — niezbyt porywający tytuł tajnej gazety, którą rząd zamierzał dystrybuować w Zanshaa City. Gazety zwykle rozpowszechniano środkami elektronicznymi i drukowano lokalnie przez prenumeratorów albo w kawiarenkach medialnych. Niestety tajna gazeta nie mogła być rozpowszechniana w ten sposób z tej prostej przyczyny, że cała ścieżka elektroniczna od wydawcy aż po prenumeratora znajdowała się pod bezpośrednim rządowym nadzorem.
Komputery w środowisku Zanshaa były wszechobecne: znajdowały się w meblach, ścianach, podłogach, urządzeniach kuchennych, kanałach, rurach i przepustach technicznych, w ubraniu, w odbiornikach audio i wideo, w każdym kawałku maszynerii. Nie wszystkie te komputery były bardzo inteligentne, jednak na każdego obywatela przypadało parę setek komputerów. Shaa zdawali sobie doskonale sprawę z możliwości psot w takiej sieci komputerowej, która nie jest całkowicie kontrolowana, więc każdy komputer zbudowany w ciągu ostatnich dziesięciu tysięcy lat zaprojektowano w ten sposób, by meldował o swoim istnieniu, położeniu i tożsamości do centralnego magazynu danych pod kontrolą Biura Cenzora. Kopia każdego przesyłanego tekstu czy obrazu szła również do tego biura. Skanowano ją tam z wielką szybkością z pomocą bardzo tajnych algorytmów, próbujących określić, czy wiadomość zawiera treści wywrotowe. Jeśli znaleziono takie treści, operator ustalał drogę przekazu — który komputer ją wysłał, który otrzymał, które komputery przechowywały ją po drodze. Funkcjonariusze Legionu Prawomyślności mogli dokonać aresztowań w ciągu kilku następnych minut.
Legion Prawomyślności został ewakuowany razem z rządem, ale należało założyć, że Naksydzi wkrótce stworzą jego ekwiwalent, a to oznaczało, że „Lojalisty” nie można rozprowadzać środkami elektronicznymi. Gdzieś poza stolicą zorganizowano prasę drukarską, zapasy papieru i sieć dystrybucyjną rozciągniętą na Zanshaa. Cały wydział podziemnego rządu, Grupa Operacyjna Propaganda, poświęcał się temu zadaniu.
Zabójstwa były wykluczone. Teraz w grę wchodziła zabawa w doręczycieli wiadomości.
A może lord Gubernator ma rację? — myślała Sula. Nawet jeśli grupa operacyjna zabije kilku z nowo wyznaczonych administratorów, kto się o tym dowie? Naksydzi kontrolowali wszystkie media i jeśli nie poinformują o czymś ludności, nikt inny tego nie zrobi. Jedynym przeciwdziałaniem jest sprawne rozprowadzanie „Lojalisty”.
— Pierwszy numer „Lojalisty” będzie zawierał ważne wiadomości — oznajmił Hong. — Przemówienie Lorda Gubernatora, oczywiście, ale również wieści o zwycięstwie. Siły Chen zniszczyły dziesięć wrogich statków przy Protipanu.
Oficerowie wznieśli okrzyk radości, a serce Suli drgnęło — wiedziała, że Martinez brał udział w bitwie.
Dziesięć wrogich statków. Martinez nałogowo nokautował ich dziesiątkami. Może lubił okrągłe liczby.
Sula stłumiła wybuch śmiechu. To zabawne, jak Martinez potrafił zmieniać jej doskonale uporządkowany umysł we wrzący, bezużyteczny kocioł gniewu i bezładnej furii.
— Czy zniszczono jakieś nasze statki? — zapytał ktoś na sali.
— Nie ma doniesień o stratach — odrzekł Hong, co niezupełnie odpowiadało na pytanie. Sula podejrzewała, że gdyby było to jeszcze jedno bezkrwawe zwycięstwo, takie jak przy Hone-bar, wiadomości trąbiłyby o tym do niebios. Są więc ofiary wśród lojalistów.
Sula miała pewność, że Martineza nie ma wśród nich. Przynajmniej na tyle mogła ufać jego szczęściu.
Drań.
Pozostałą część zebrania poświęcono strategii rozpowszechniania gazety. Sula mało wnosiła do dyskusji. Siedziała po prostu w fotelu, piła wspaniałą, rozdawaną przez Ellroya kawę i podjadała anyżkowe ciasteczka z krążącego talerza.
Zdała sobie sprawę, że jeśli Hong wie o tym zwycięstwie, jeśli szczegóły miały ukazać się w gazecie, oznacza to, że Hong albo gubernator, albo ktoś inny w łańcuchu dowodzenia, dysponuje środkami kontaktu z rządem, że otrzymuje od niego informacje. Ponieważ nie było już pierścienia akceleracyjnego i z pewnością Naksydzi nie przepuszczali wiadomości przez jeszcze funkcjonujące zwykłe kanały, łączność jest nawiązywana innymi sposobami.
Ciasteczko anyżkowe topniało Suli na języku. Zastanawiała się, jak oni to robili. Można przeprogramować niektóre satelity komunikacyjne na orbicie, by przesyłały wiadomości bez wiedzy władz. Jeśli sygnał byłby dostatecznie silny, a przekaz dokładny, informacje przechodziłyby przez wormhol bez konieczności korzystania z wormholowych stacji przekaźnikowych.
Ale z tej odległości sygnał laserowy trochę by się rozpraszał i stacja wormholowa mogłaby wykryć przekaz. By tego uniknąć, należałoby wysyłać sygnał do satelity niewidocznego dla radaru i umieszczonego gdzieś obok wormholu, nie między wormholem a Zanshaa, jak lokalizuje się stację przekaźnikową, ale gdzieś z boku, może nawet po innej stronie planety. Satelita otrzymywałby wiadomości z Zanshaa, a potem przekazywał je przez wormhol, promień szedłby skośnie do innego satelity, umieszczonego podobnie u drugiego wylotu. Jeśliby satelity umieszczono poprawnie, taka wiadomość byłaby niewykrywalna.
Jeżeli rzeczywiście wykorzystano takie środki, szef Grupy Operacyjnej Blanche, chcąc zameldować się bezpośrednio w Sekcji Wywiadu Floty, potrzebowałby tylko nadajnika i odbiornika laserowego oraz mieszkania z balkonem wychodzącym na południe.
Sula zauważyła, że przez drzwi balkonowe wpada strumień letniego słońca. Kiedy dowódcy grup, by nie przyciągać uwagi, wychodzili pojedynczo lub małymi grupami, Sula pozostała na balkonie i przeszła się po nim. Stał tam nadajnik — Hong nawet po ostatniej swej transmisji nie zabrał go. Po prostu zapakował go w pudło, wsunął aparat pod fotel, a laserowe przystawki, w ich wodoszczelnym futerale oparł o ścianę w rogu, za gruszą w donicy.
To nie wydawało się warte komentarza, więc Sula nie wspomniała o tym, gdy Hong wyszedł do niej na balkon. Podziękowała szefowi za świetną kawę i spytała go, ile mu jej zostało.
— Niewiele — powiedział i wzruszył ramionami — Mogę zawsze dokupić, choć cena idzie w górę.
— Mam kontakt — oznajmiła Sula. — Pozwól, że zobaczę, co da się zrobić.
Kiedy lato paliło, a nowo wyznaczeni naksydzcy biurokraci zasiedlali swoje biura, Grupa Operacyjna Blanche i inne grupy operacyjne rozpowszechniały gazety w mieście, jak w dawnych czasach. Wymagało to więcej czasu i wysiłku organizacyjnego niż oczekiwano: Grupy Operacyjne 211 i 369 znalazły spory prywatny garaż dla ciężarówek Grupy Propaganda, które przewoziły gazety z drukarni. Po dostawie zdumiewająco ciężkie skrzynie — oznaczone „konserwy owocowe”, z dwiema warstwami prawdziwych konserw na wypadek, gdyby ktoś chciał je sprawdzać — rozładowywano i paczki kartek rozwożono innym grupom operacyjnym. Ludziom Suli przydzielono sedana huanho — ładowali do samochodu tyle kartek, że pojazd osiadał na zawieszeniu.