Выбрать главу

Kiedy w ubiegłym tygodniu wyjechała Cadsuane, pozostawiając jej dowództwo, zadanie wydawało się łatwe. Dopilnować, żeby w Cairhien nie zaczęło znów wrzeć. Tak, wtedy zadanie wydawało się proste, mimo iż Samitsu rzadko się zajmowała polityką. Tylko jedna duża grupa zbrojna szlachciców, a Dobraine był przeważnie pomocny, wyraźnie pragnąc spokoju. Chociaż przyjął oczywiście to głupie stanowisko „Cairhieniańskiego Zarządcy Smoka Odrodzonego”. Młokos al’Thor mianował też „Zarządcą” w Łzie człowieka, który zbuntował się przeciwko niemu miesiąc temu! Gdybyż tak samo postąpił w Illian... Wydawało się to zresztą także całkiem prawdopodobne. Te stanowiska sprawią siostrom nieskończone kłopoty, zanim sytuacja się wyjaśni... Zanim wszystko zostanie powiedziane i zrobione! Tak, tak, młokos przynosił wyłącznie kłopoty! Na szczęście Dobraine dotychczas używał swej nowej pozycji jedynie do rządzenia miastem. I do potajemnego szukania wśród arystokracji poparcia dla Elayne Trakand, na wypadek gdyby wysunęła roszczenia do Tronu Słońca. Samą Samitsu fakt ten wyraźnie uspokajał, zwłaszcza że właściwie jej nie obchodziło, kto zasiada na cairhieniańskim tronie. Cairhien w ogóle nieszczególnie ją obchodziło.

Padający za oknem śnieg wirował w porywach wiatru niczym w białym kalejdoskopie. Jakżeż tu było... cicho. Czy wcześniej Samitsu doceniała ciszę i spokój? Jeśli tak, na pewno tego nie pamiętała.

Poza tym ani możliwość, że Elayne Trakand przejmie tron, ani nowy tytuł Dobraine’a nie konsternował jej tak bardzo jak śmieszne i śmiesznie liczne pogłoski o młokosie al’Thorze, który jakoby kierował się do Tar Valon z zamiarem poddania się Elaidzie. Nie powiedziała wszakże choćby słowa, aby je stłumić... Ta plotka przerażała i mroziła wszystkich — od panów wielkich rodów po prostych stajennych — lecz dla utrzymania spokoju strach wcale nie był taki zły. Gra Domów zabrnęła w ślepy zaułek... to znaczy w porównaniu z normalnym stanem spraw w Cairhien. Aielowie, którzy weszli do miasta, przybywszy ze swego ogromnego, położonego kilka mil na wschód obozu, prawdopodobnie bardzo się przydali, niestety większość mieszkańców odczuwała do nich nienawiść. Wszyscy wiedzieli, że Aielowie podążają za Smokiem Odrodzonym i nikt nie chciał ryzykować znalezienia się na niewłaściwym końcu tysięcy ich włóczni. Młody al’Thor był najwidoczniej znacznie przydatniejszy nieobecny niż obecny. Docierające z zachodu pogłoski, mówiące o Aielach atakujących zewsząd: grabiących, palących, zabijających wszystkich bez wyboru (tak twierdzili kupcy), skłoniły ludzi do ostrożności w traktowaniu przebywających tutaj przedstawicieli tej nacji.

Właściwie nic nie wyrywało Cairhien ze spokoju — poza może sporadycznymi ulicznymi bijatykami między ludźmi z Podgrodzia i mieszkańcami miasta, którzy uważali hałaśliwych, jaskrawo odzianych Podgrodzian za równie obcych jak Aielowie, choć tutejsi wydawali im się znacznie mniej od tamtych groźni. Cairhien było aż po strychy zatłoczone mężczyznami i kobietami, którzy sypiali wszędzie, gdzie tylko zdołali znaleźć schronienie przed zimnem, jednakże zapasy jedzenia były bardziej niż wystarczające, jeśli nie nadmierne, a handel rozwijał się lepiej, niż można by się spodziewać w zimie. Ogólnie rzecz biorąc, Samitsu powinna być zadowolona. Wypełniała wskazówki Cadsuane, tak jak Zielona sobie życzyła przed odejściem. Chociaż... Cadsuane na pewno oczekiwała czegoś więcej. Zawsze tak było.

— Słuchasz mnie, Samitsu?

Z westchnieniem odwróciła się od pięknego, sennego widoku za oknem, nie zadając sobie w ogóle trudu wygładzenia spódnic z żółtymi wstawkami. Słabo brzęknęły srebrne dzwoneczki z Jakandy w jej włosach, dziś wszakże dźwięk ten nie zadziałał kojąco. Nawet w najlepszych czasach Samitsu nie czuła się w pełni dobrze w swoich apartamentach pałacowych, choć ogień płonący w dużym, marmurowym kominku dawał przyjemne ciepło, a łóżko w sąsiedniej komnacie wyposażone zostało w materac z pierza najlepszej jakości i gęsie poduszki. Wszystkie jej trzy pokoje były przesadnie ozdobne na bezduszną cairhieniańską modę: otynkowany na biało sufit miał postać splecionych kwadratów, rozległe gzymsy były intensywnie złocone, a drewniane panele ścienne wypolerowane do lekkiego połysku, mimo to pozostając ciemne. Sprzęty w pomieszczeniach zdawały się jeszcze ciemniejsze, chociaż bez wątpienia solidnie skonstruowane, ozdobione cienkimi, złoconymi liśćmi i inkrustowane kością słoniową. Kwiecisty taireniański dywan wyglądał w tym pokoju zbyt krzykliwie w porównaniu z resztą otoczenia i jeszcze bardziej podkreślał surowość sprzętów. Ostatnio Samitsu czuła się tu jak w klatce.

Najbardziej ją denerwowała kobieta z lokami do ramion, stojąca teraz pośrodku dywanu z pięściami na biodrach, buntowniczo zaciśniętymi ustami i zmarszczonymi brwiami zwężającymi jej niebieskie oczy. Na prawej ręce Sashalle nosiła oczywiście pierścień w kształcie Wielkiego Węża, lecz włożyła także naszyjniki i bransoletkę Aielów — duże paciorki ze srebra i kości słoniowej zawile rzeźbione, prezentujące się niezwykle zbytkownie na tle wełnianej sukni z wysokim kołnierzem, która była nijako brązowa, choć dobrze skrojona i ładnie uszyta. Biżuteria nie wyglądała oczywiście surowo, raczej wręcz... ekstrawagancko i mało która siostra zdecydowałaby się ją włożyć. Osobliwość tych błyskotek byłaby najprawdopodobniej wiele mówiąca, gdyby Samitsu usiłowała się czegoś doszukać. Mądre, zwłaszcza Sorilea, uważały ją za głupią, ponieważ nie wiedziała mnóstwa doskonale im znanych rzeczy, chyba że uprzednio o nie zapytała. Zresztą kobiety często usiłowały ją rozdrażnić odpowiedziami. Celowała w tym Sorilea. Samitsu nie była przyzwyczajona do takiego traktowania i bardzo go nie lubiła.

Nie po raz pierwszy trudno jej było znieść spojrzenie Sashalle. Siostra ta psuła jej humor, nawet jeśli sytuacja wokół wydawała się idealna. Najbardziej irytowało Samitsu, że Sashalle — choć Czerwona — wbrew swojej Ajah złożyła przysięgę wierności młodemu al’Thorowi. Wszak żadna Aes Sedai nie powinna przysięgać nikomu i niczemu innemu niż Biała Wieża! Jak, w dodatku, na Światłość, członkini Czerwonych Ajah mogła przysięgać mężczyźnie, który potrafił przenosić Moc?! Może Verin miała rację, kiedy mówiła o posiadanej przez tego ta’veren umiejętności zniekształcania losu. Samitsu nie potrafiła wymyślić żadnej innej przyczyny, dla której trzydzieści jeden sióstr (w tym pięć Czerwonych) złożyło mu taką przysięgę wierności.

— Do Lady Ailil przyszli panowie i panie, reprezentujący większą część siły Domu Riatin — rzekła, udając cierpliwszą, niż była. — Sugerują jej objęcie Wysokiego Tronu Dynastii Riatin, a ona pragnie aprobaty Białej Wieży. A przynajmniej aprobaty ze strony Aes Sedai.

Starając się uniknąć dalszej wymiany spojrzeń, podczas której czuła się bardzo nieswojo, ruszyła do stołu z ciemnego drewna, gdzie stojący na srebrnej tacy, ozdobiony złotem srebrny dzban nadal wydzielał słaby zapach przypraw. Napełnienie kubka grzanym winem dało jej usprawiedliwienie dla przelotnego kontaktu wzrokowego. Potrzeba usprawiedliwienia sprawiła jednak, że Samitsu odstawiła dzban na tacę tak gwałtownie, że w zetknięciu z podłożem aż zabrzęczał. Odkryła, że zbyt często unika wzroku Sashalle. Zdała sobie sprawę, że nawet teraz patrzy na nią jakoś z ukosa. Ku własnej frustracji nie mogła się zmusić do odwrócenia i wytrzymania spojrzenia tamtej.

— Odmów jej, Sashalle. Jej brat, gdy go ostatnio widziano, wciąż żył, a rebelia przeciwko Smokowi Odrodzonemu w żaden sposób nie musi dotyczyć Wieży. Na pewno nie teraz. — Podobno widziano Torama Riatina, jak biegł w dziwną, odporną na Jedyną Moc mgłę, która mogła przyjąć stałą formę i zabić. Tego dnia Cień wyszedł poza mury Cairhien. Samitsu przemawiała z wysiłkiem, przez ściśnięte gardło, starając się powstrzymać drżenie. Nie czuła strachu, lecz gniew. Tego właśnie dnia nie udało jej się Uzdrowić młodego al’Thora. Zawiodła. Nienawidziła niepowodzeń i nie cierpiała ich pamiętać. Wiedziała wszakże, iż nie musi się z nich tłumaczyć. — Większość siły Domu Riatin to jednak nie wszyscy. Osoby nadal powiązane z Toramem w razie potrzeby stawią jej opór, zresztą wspieranie przewrotów wewnątrz samych Dynastii nie jest odpowiednią metodą, jeżeli chce się utrzymać pokój. Obecnie równowaga w Cairhien została zachwiana, Sashalle, ale wciąż mamy do czynienia z jako taką i nie wolno nam tej nawet pozornej równowagi zakłócać.