Romanda wysłała dwie siostry w Podróż do Cairhien, gdzie mają zbadać pewną opowieść, która zdenerwowała Żółte Zasiadające. Nie wiem nic na temat szczegółów tej pogłoski, Matko, ale na pewno je poznam. Słyszałam, jak jedna z Zasiadających wspomniała o Nynaeve. Nie sugerowała przy tym, że Nynaeve przebywa w Cairhien, lecz owa plotka na pewno się z nią jakoś wiąże.
Głupia kobieta nawet podpisała się pod tym swoim imieniem!
— O co chodzi, Matko?
Egwene drgnęła z zaskoczenia i w ostatniej chwili przed własnym upadkiem na dywan złapała składaną nogę krzesła. Nadal z marsową miną skupiała wzrok na Siuan, która stała w progu namiotu, tuż przy wejściowych klapach. Dawna Amyrlin miała na ramionach przyozdobiony błękitnymi frędzlami szal, do piersi zaś przyciskała skórzane teczki. Na widok zaskoczenia Egwene niebieskooka kobieta uniosła nieznacznie brwi.
— Zobacz — odrzekła Amyrlin z irytacją, ciskając w nowo przybyłą papierem i besztając się w myślach za własne zachowanie. Pora nie była odpowiednia na podskoki i wzdrygnięcia! — Słyszałaś o Kairen? — spytała. Była pewna, że do Siuan dotarła już nieszczęsna nowina, niemniej jednak dodała: — Poczyniłaś konieczne zmiany?
„Konieczne zmiany” — powtórzyła w myślach. O Światłości, przemawiała równie pompatycznie jak Romanda. Bez dwóch zdań, była straszliwie zdenerwowana. Dopiero w ostatniej chwili pomyślała o objęciu saidara i utkaniu osłony chroniącej przed podsłuchem. Kiedy zaś ją utkała, od razu uświadomiła sobie, że dzisiejszy dzień to nie najlepszy moment na stawianie zabezpieczeń przeciwpodsłuchowych. Akurat dziś nikt nie powinien myśleć, że aktualna władczyni omawia jakieś sekretne sprawy z byłą Amyrlin.
Siuan nie wyglądała na zdenerwowaną. Przetrwała w swoim życiu już gorsze burze. Można by powiedzieć, że choć tonęła, przeżyła. Obrazowo mówiąc, na tle jej wcześniejszych kataklizmów dziś dla niej wiał zaledwie słaby wietrzyk.
— Nie trzeba niczego zmieniać, Matko, póki nie zyskamy pewności w kwestii łodzi — odpowiedziała opanowanym głosem, kładąc na pulpicie teczki i starannie wpasowując je między kałamarz i słoiczek z piaskiem. — Im mniej czasu Bode poświęci na myślenie o czekającym ją zadaniu, tym mniejsze ryzyko, że dziewczyna spanikuje.
Tak, tak, Siuan była spokojna niczym woda stawu w bezwietrzny dzień. Dwa morderstwa dokonane na siostrach nie mogły zburzyć jej opanowania. Ani przekazanie rozkazu zajęcia miejsca jednej z nich nowicjuszce, która dopiero od kilku miesięcy pobierała nauki.
Jednakże kiedy Siuan przeczytała notatkę, zmarszczyła czoło.
— Najpierw Faolain zaczyna się ukrywać — ryknęła w papier — a teraz Theodrin przynosi coś takiego tobie, zamiast mnie. Ta głupia dziewucha ma mniejszy móżdżek niż rybołów! Myślałby ktoś, iż jej pragnieniem jest powiadomienie całego świata, że dla ciebie ma na oku Romandę.
„Mieć na oku” — pomyślała Egwene. „Kulturalne określenie szpiegowania”. Najwyraźniej obie dziś lubowały się w eufemizmach. Och, wszak Aes Sedai zawsze posługiwały się eufemizmami. Tyle że dzisiaj tego typu niedomówienia działały Amyrlin na nerwy.
— Może rzeczywiście pragnie, ażeby wykryto jej działalność. Może jest zmęczona poleceniami Romandy. Chce, by Romanda przestała jej mówić, co ma zrobić, powiedzieć albo pomyśleć. Wyobraź sobie, Siuan, że była u mnie Przyjęta, która jawnie sobie drwiła z szala Theodrin.
Eks-Amyrlin wykonała pogardliwy gest.
— Romanda próbuje wszystkim narzucać, co mają robić. I co mają myśleć. Jeśli zaś chodzi o resztę, sytuacja zmieni się natychmiast, gdy Theodrin i Faolain będą mogły złożyć przysięgę przy użyciu Różdżki Przysiąg. Moim zdaniem, w chwili obecnej nikt nie będzie nalegał na poddanie ich sprawdzianom prowadzącym do szala. Aż do tego czasu obie muszą się poddać biegowi zdarzeń.
— To nie wystarczy, Siuan. — Egwene starała się przemawiać opanowanym głosem, jednak zachowanie spokojnego tonu wymagało od niej sporego wysiłku. W każdym razie brała pod uwagę, na co naraża dwie kobiety, kiedy polecała jednej z nich dołączenie do grupki sióstr otaczających Romandę, drugiej do grupki Lelaine. W tamtym czasie wszakże musiała przecież wiedzieć, o czym potajemnie dyskutują Zasiadające. Ta wiedza nadal była jej potrzebna, tym niemniej Amyrlin miała obowiązki wobec obu kobiet, które jako pierwsze przysięgły jej wierność, w dodatku z własnej i nieprzymuszonej woli. A poza tym... — Dużo z tego, co powiedziano na temat Theodrin i Faolain, można by powiedzieć także o mnie. Skoro byle Przyjęta może im jawnie okazywać brak szacunku... — No cóż, Egwene wcale się tego nie obawiała. Siostry jednak stanowiły inną kwestię. Szczególnie Zasiadające. — Siuan, jeśli Aes Sedai we mnie zwątpią, stracę wszelkie szanse na ponowne scalenie Wieży, wszelkie!
Dawna Amyrlin gwałtownie parsknęła:
— Matko, w chwili obecnej już nawet Lelaine i Romanda wiedzą, że jesteś prawdziwą Zasiadającą na Tronie Amyrlin i że naprawdę rządzisz. Czy się do tego przyznają czy nie... Żadna z tych dwóch nie jest kolejną Deane Aryman. Myślę, że zaczynają cię raczej postrzegać jako wcielenie Edarny Noregovny.
— Jest to możliwe — zgodziła się cierpko Egwene. Deane nazywano zbawicielką Białej Wieży. Wzięła sprawy w swoje ręce po detronizacji Bonwhin za próbę manipulowania Arturem Jastrzębie Skrzydło, ażeby poprzez niego kontrolować świat. Edarnę z kolei uważano za najbardziej utalentowaną w sensie politycznym kobietę, jaka kiedykolwiek dostąpiła Laski i Stuły. Obie były bardzo silnymi Zasiadającymi na Tronie Amyrlin. — Jednak... tak jak mi przypomniałaś... muszę się pilnować, w przeciwnym razie skończę jak Shein Chunla. — Shein również była początkowo silną Amyrlin, twardo kierującą Wieżą i Komnatą, niestety pod koniec swoich rządów stała się marionetką, która robiła dokładnie to, co jej kazały Zasiadające.
Siuan kiwnęła głową z aprobatą i zrozumieniem. Sama wszak uczyła Egwene historii Wieży i często powoływała się na te Amyrlin, które podczas swoich rządów popełniły jakiś straszliwy błąd i zapłaciły zań własnym życiem lub przynajmniej detronizacją. Tak jak ona.
— To jednak jest zupełnie inna sprawa — mruknęła, stukając palcami w notatkę. — Kiedy dopadnę tę Theodrin, pożałuje, że nie jest już nowicjuszką! A Faolain! Jeśli się okaże, że obie próbują się teraz wykręcić od odpowiedzialności, przysięgam, że wypatroszę je jak świnie w rzeźni!
— Kogo wypatroszysz? — spytała Sheriam, wpadając do pomieszczenia wraz z podmuchem zimnego powietrza.
Krzesło pod Egwene o mało znów się nie złożyło. Jeszcze jedna taka sytuacja i Amyrlin naprawdę znajdzie się na dywanie. Musiała zdobyć siedzisko, które nie będzie jej zawodzić przy każdym poruszeniu. Byłaby skłonna się założyć, iż Edarna nigdy nie podskakiwała, jakby miała na grzbiecie świerzbacza.
— Nikogo, kto mógłby ciebie interesować — odparła opanowanym głosem Siuan, przysuwając papier do płomieni jednej z biurkowych lamp. Karteczka płonęła szybko, a gdy ogień dotarł aż do koniuszków palca byłej Amyrlin, Siuan zdusiła resztki, po czym wytarła dłonie z popiołu. Tylko Egwene, Siuan i Leane wiedziały o misji Faolain i Theodrin. No i oczywiście same dwie zainteresowane. Chociaż wielu szczegółów nie znała żadna z nich.
Sheriam przyjęła odpowiedź ze spokojem. Ognistowłosa Opiekunka prawdopodobnie już całkowicie wróciła do siebie po swoim załamaniu w Komnacie. Przynajmniej odzyskała swą zewnętrzną godność albo przeważającą jej część. Choć kiedy patrzyła, jak Siuan spala notatkę, chyba nieco zmrużyła skośne, zielone oczy i musnęła ułożoną na ramionach wąską, błękitną stułę, jakby chciała się upewnić, czy tkanina nadal tkwi na swoim miejscu. Sheriam nie musiała akceptować rozkazów Siuan — w każdym razie Egwene na pewno by jej tego nie zleciła — jednak Opiekunka doskonale wiedziała, że Siuan również nie musi jej słuchać, co być może ją drażniło, ponieważ obecnie dawna Amyrlin posiadała znacznie mniej od samej Sheriam siły we władaniu Mocą. Denerwowało ją zapewne także własne przekonanie o istnieniu sekretów, w które jej nie wtajemniczano. Niestety, będzie musiała z tą świadomością żyć.