— Trzech to dla mnie dość — odrzekła bez tchu. — Wybaczysz mi, Matko?
Maigan zaśmiała się cicho, gdy Myrelle wyszła z namiotu szybkim krokiem, ale zanim opadły wejściowe klapy, zdążyła jeszcze objąć saidara.
— Oczywiście — zadrwiła Lelaine, wymieniając rozbawione spojrzenie z drugą Błękitną. — Mówi się, że Myrelle poślubia swoich Strażników. Wszystkich. Może po prostu nieszczęsny Llyw nie nadaje się na męża.
— Llyw jest wielki jak koń — wtrąciła Maigan. Mimo rozbawienia, z jakim zareagowała na pospieszne odejście Myrelle, w jej tonie nie można się było doszukać złośliwości. Po prostu stwierdzała fakt, Llyw bowiem rzeczywiście był ogromnym człowiekiem. — Sądzę, że znam pewną młodą Błękitną, która zechce się zaopiekować owym Strażnikiem. Osóbka ta nie interesuje się mężczyznami w taki sposób jak Myrelle.
Lelaine pokiwała głową, sugerując zrozumienie i aprobatę dla więzi młodej Błękitnej i Strażnika.
— Zielone potrafią się zachowywać bardzo dziwacznie. Weźmy na przykład Elayne Trakand. Nigdy właściwie nie myślałam, że Elayne zechce zostać Zieloną. Uważałam, że wybierze Błękitne Ajah. Ta dziewczyna ma wszak wielki dryg do polityki. Chociaż cechuje się też skłonnością do wchodzenia w głębszą niż bezpieczna wodę. Nie powiedziałabyś tak, Matko?
Uśmiechnęła się, po czym wypiła łyk herbaty.
Pogawędka z nią bynajmniej nie przypominała rozmowy z Romandą. Romanda raczej sondowała opinie, Lelaine zaś po prostu — mówiąc obrazowo — cięła, waląc na prawo i lewo ostrzem, które wydawała się brać z powietrza. Czyżby wiedziała o Myrelle i Lanie? Czyżby wysłała kogoś do Caemlyn? A jeśli tak, ile odkryła? Egwene zastanowiła się, czy Romanda również czuła się zbita z tropu i oszołomiona.
— Sądzisz, że morderstwo Kairen wystarczy dla powstrzymania porozumienia? — spytała. — Może to Logain powrócił, ażeby dokonać jakiejś szalonej zemsty? — Dlaczego, na Światłość, powiedziała coś takiego? Musiała bardziej panować nad językiem i powstrzymywać się przed tego typu dowcipami. — Albo, co bardziej prawdopodobne, zrobił to jakiś biedny głupiec z okolicznej farmy czy też mieszkaniec którejś z miejscowości po drugiej stronie mostów.
Uśmiech Lelaine jeszcze bardziej się rozszerzył i teraz był szyderczy, nie zaś rozbawiony. O Światłości, ta kobieta od miesięcy nie okazywała nikomu tak wielkiego lekceważenia.
— Gdyby Logain zapragnął się zemścić, Matko, podejrzewam, że szalałby po Białej Wieży i zabijał Czerwone. — Wbrew uśmiechowi przemawiała głosem uprzejmym i wyważonym. „Niepokojący kontrast” — pomyślała Egwene. Ale może takie właśnie były zamiary Lelaine. — W sumie szkoda, że to tylko marzenia — ciągnęła Błękitna Zasiadająca. — Logain mógłby usunąć Elaidę. Chociaż właściwie nie zasłużyła sobie na szybką śmierć. Nie, morderstwo Kairen nie powstrzyma porozumienia, nie bardziej niż zgon Anaiyi, jednakże po tych dwóch zabójstwach siostry zaczęły się straszliwie martwić o swoje bezpieczeństwo i wszelkie naruszenia zakazów. Może rzeczywiście potrzebujemy tych mężczyzn, musimy wszakże mieć pewność, że to my, a nie oni, sprawujemy kontrolę nad sytuacją. Całkowitą kontrolę.
Egwene skinęła lekko głową. Zgadzała się, tym niemniej...
— Możemy mieć trudności w skłonieniu ich do zaakceptowania naszej kontroli — zauważyła.
„Trudności?!”. Zaczynała dziś wykazywać prawdziwy talent do niedopowiedzeń.
— Więź ze Strażnikiem można nieznacznie zmodyfikować — oznajmiła Maigan. — Mężczyznę można nakłonić do wypełniania rozkazów poprzez niewielki nacisk, jednak gdy trzeba, całkiem łatwo możemy ten nacisk zwiększyć.
— Za bardzo mi się to kojarzy z Przymusem — oświadczyła dobitnie Amyrlin.
Nauczyła się od Moghedien tego splotu, lecz jedynie w celu wypracowania metody przeciwdziałania jego skutkom. Uważała Przymus za coś obrzydliwego. Jak można „ukraść” inną osobę, pozbawić ją woli, osobowości? Człowiek, którego poddano Przymusowi, zrobi wszystko, co mu polecisz. Wszystko! Mało tego, człowiek ten będzie wierzyć, że wykonał całe zadanie z własnej i nieprzymuszonej woli. Tak, tak, na samą myśl o Przymusie Egwene czuła się po prostu brudna.
Podobnie jak Lelaine, Maigan wytrzymała wszakże wzrok Amyrlin niemal bez trudu, a głos zachowała równie spokojny jak twarz. Na pewno nie myślała o niczym tak odpychającym.
— Przymusu użyto na siostrach w Cairhien. Jestem co do tego w tej chwili pewna. Ja jednak mówiłam o więzi, czyli o czymś całkowicie innym.
— Myślisz, że zdołasz namówić Asha’manów na przyjęcie więzi? — Amyrlin nie potrafiła zapanować nad niedowierzaniem, co uwidoczniło się w jej głosie. — Poza tym... Kto stworzy tę więź? Nawet gdyby wszystkie siostry, które nigdy nie posiadały Strażnika, wzięły sobie Asha’manów, a każda Zielona związała dwóch czy nawet trzech, nie starczy nam sióstr. Zresztą, ile znajdziesz chętnych związać się z mężczyzną, który lada chwila może oszaleć?
Maigan kiwała głową przy każdym zdaniu, jakby w pełni zgadzała się z Egwene. Z drugiej strony wszak stale wygładzała spódnice i zdawała się w ogóle nie słuchać. Kiedy Egwene skończyła, natychmiast rzuciła:
— Jeśli więź można zmienić w jeden sposób, można go zmienić także w inny. Może na przykład istnieje sposób usunięcia współodczuwania lub przynajmniej częściowego osłabienia go. Wtedy ich szaleństwo przestałoby stanowić dla nas problem. Byłby to wprawdzie wówczas odmienny rodzaj połączenia, w ogóle niepodobny do zwyczajnej więzi Strażnika z Aes Sedai. Jestem jednak przekonana, że większość sióstr dostrzeże tę różnicę, dzięki której każda z nich będzie mogła związać taką liczbę Asha’manów, jaką uzna za konieczną.
Nagle Egwene pojęła, z czym ma do czynienia. Lelaine siedziała nieruchomo, z pozoru wpatrzona w swoją filiżankę z herbatą, tak naprawdę wszakże spod zmrużonych powiek obserwowała Amyrlin. A Maigan Zasiadająca najwyraźniej używała jako swojej rzeczniczki. Egwene zdławiła gniew.
— Ale brzmi dokładnie jak Przymus, Lelaine! — oświadczyła. Nawet nie musiała się zmuszać do zimnego tonu. — Taka jest prawda, mówicie o Przymusie i wasze tłumaczenia na nic się tu zdadzą. Zwrócę na to podobieństwo uwagę każdemu, kto mi podda taki pomysł. A te, które będą nie tylko sugerować, lecz także spróbują mnie przekonać do swoich racji, ukażę rózgami. Przymus jest zakazany i takim pozostanie.
— Jak sobie życzysz — odparła Lelaine, co mogło znaczyć wszystko lub nic. Natychmiast jednak dodała uszczypliwe wytłumaczenie: — Białej Wieży też czasami zdarzają się pomyłki. Nie sposób żyć bądź też działać bez popełniania błędów. A jednak żyjemy i działamy dalej. Jeśli czasem musimy ukrywać nasze pomyłki, później, ilekroć to tylko możliwe, naprawiamy je. Nawet kiedy naprawa bywa bolesna.
Odstawiła filiżankę na tacę i wyszła. Maigan deptała jej prawie po piętach, a zanim opuściła namiot, objęła Źródło. Lelaine tego nie zrobiła.
Przez jakiś czas Amyrlin koncentrowała się na uspokojeniu oddechu. Wyobraziła sobie, że jest rzeką ograniczoną przez brzegi. Lelaine przecież wcale nie nazwała wyboru Egwene al’Vere na Tron Amyrlin pomyłką, którą można naprawić, choć... nie była od tego daleka.
Po południu Chesa przyniosła na kolejnej drewnianej tacy kolejny posiłek: ciepły, chrupiący chleb, na którym Egwene zauważyła zaledwie jeden czy dwa podejrzanie ciemne punkciki, oraz gulasz z soczewicy z twardymi paseczkami rzepy, starej, zdrewniałej marchwi i kawałkami mięsa, które wyglądało na kozie. Amyrlin zdołała przełknąć jedynie łyżkę potrawy. Nie Lelaine ją niepokoiła. Lelaine groziła jej już wcześniej, przynajmniej zanim Egwene dała wszystkim do zrozumienia, że jest prawdziwą władczynią, nie zaś bierną marionetką. Nie, nie o nią chodziło. Zamiast jeść, zagapiła się w leżący z boku stołu raport Tiany. Nicola — mimo swego wielkiego potencjału — chyba jednak nie zdobędzie szala, chociaż Wieża miała spore i długoletnie doświadczenie w prostowaniu charakterów upartych jak oślice, skłonnych do błędów kobiet i potrafiła je przemienić w godne zaufania Aes Sedai. Larine miała przed sobą jasną przyszłość, musiała się jeszcze wszakże nauczyć posłuszeństwa wobec reguł, zanim odkryje, które z tych reguł można złamać i kiedy. W Białej Wieży bez trudu można się było dowiedzieć wszystkich tych kwestii, lecz posłuszeństwo zawsze było najważniejsze, znacznie ważniejsze niż umiejętne lawirowanie. Bode z kolei czekała naprawdę wspaniała przyszłość. Zdolnościami dziewczyna prawie dorównywała talentom Egwene. Od każdej wszakże kobiety — czy była Aes Sedai, Przyjętą, czy też nowicjuszką — Wieża wymagała przede wszystkim działalności na swoją rzecz, również od Zasiadającej na Tronie Amyrlin!