Выбрать главу

Ku jej zaskoczeniu Karldin tylko ledwie potrząsnął głową, zrobił smutny grymas i wymamrotał coś niezrozumiałego o kielichu z winem.

— Co do innych — ciągnęła — zostali Strażnikami z własnej i nieprzymuszonej woli. — O ile mężczyzna może coś zrobić z własnej woli. Jej Roshan z pewnością nie chciał być Strażnikiem, póki Samitsu nie zdecydowała, że pragnie go w tej roli mieć. Nawet kobieta, która nie jest Aes Sedai, zwykle potrafi skłonić mężczyznę do wypełniania poleceń. — Sądzili, że dokonują najlepszego możliwego wyboru, bezpieczniejszego niż powrót do... innych... jak ty. Widzisz, przy pomocy saidina dokonano tu szkód. Wiesz, kto je wyrządził? Doszło do próby zabicia tego, o którego stan umysłu się boisz.

I to nie wydawało się dziwić młodzieńca. Jakiego rodzaju ludźmi są ci Asha’mani? Czy ich tak zwana Czarna Wieża była czymś w rodzaju symbolicznego grobowca? Nagle Karldin przestał napinać mięśnie i zmienił się w zwyczajnego, zmęczonego drogą młodego człowieka z zapuszczonym zarostem.

— O Światłości! — wysapał. — Co teraz robimy, Loialu? Dokąd pójdziemy?

— Ja... nie wiem — odparł ogir. Jego ramiona pochyliły się ze znużenia, długie uszy opadły. — Ale... musimy go znaleźć, Karldinie. Jakoś trzeba będzie go znaleźć. Nie możemy się teraz poddać. Musimy go poinformować, że zrobiliśmy to, o co nas prosił. Że zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy.

Samitsu zastanowiła się, o co al’Thor ich poprosił. Może przy odrobinie szczęścia dużo się dowie od tej dziwnej pary. Zmęczeni mężczyźni lub zmęczeni ogirowie, zagubieni i samotni, bardziej są skłonni do udzielania odpowiedzi na pytania.

W tym momencie Karldin nieoczekiwanie się zerwał, zaciskając jednocześnie dłoń na rękojeści miecza. Tym razem to Samitsu zmełła w ustach przekleństwo, bowiem do pomieszczenia wpadła pałacowa służąca, podwijając spódnice niemal do kolan.

— Pan Dobraine został zamordowany! — zapiszczała. — Wszyscy zginiemy w swoich łóżkach! Na własne oczy widziałam chodzącą śmierć, samego starego Maringila, a moja mama twierdzi, że jeśli dokonano morderstwa, duchy nas zabiją! Oni... — Zamknęła usta, gdy dostrzegła dwie Aes Sedai i natychmiast się zatrzymała, wciąż miętosząc fałdy spódnic. Wszyscy pracownicy kuchenni wyglądali na identycznie zaszokowanych. Trwali nieruchomo, zerkając spod oczu na Aes Sedai i czekając, co siostry zrobią.

— Och, nie Dobraine — jęknął Loial, kładąc po sobie uszy. — Nie on. — Wydawał się równie rozzłoszczony, co posmutniały, a jego twarz przybrała barwę kamienia. Samitsu nie przypuszczała, że kiedykolwiek w swoim życiu zobaczy rozgniewanego ogira.

— Jak brzmi twoje imię? — spytała kobietę Sashalle, zanim Samitsu zdołała choćby otworzyć usta. — Skąd wiesz, że został zamordowany? Skąd w ogóle wiesz, że ten człowiek nie żyje?

Służąca przełknęła ślinę. Nie potrafiła odwrócić wzroku od Czerwonej siostry, jakby chłodne oczy Sashalle trzymały ją w straszliwym uścisku.

— Cera, Aes Sedai — oświadczyła z wahaniem, uginając kolana w lekkim ukłonie i dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę z zebranych w górze spódnic. Pospiesznie wygładziła fałdy stroju i zarumieniła się jeszcze bardziej. — Nazywam się Cera Doinal. Wszyscy mówią... Wszyscy twierdzą, że Lord Dobraine jest... to znaczy był... to znaczy został... — Znów ciężko przełknęła ślinę. — Wszyscy mówią, że jego komnaty pokrywa krew. Znaleziono go, jak leżał w wielkiej kałuży krwi. Z uciętą głową... tak mówią.

— Wiele rzeczy ludzie gadają — odparowała srogo Sashalle. — I zwykle się mylą. Samitsu, pójdziesz ze mną. Jeśli Lord Dobraine został ranny, może zdołasz coś dla niego uczynić. Loialu, Karldinie, będziecie nam towarzyszyć. Nie zamierzam was spuścić z oczu, póki nie zadam wam kilku pytań.

— Nie dbam o twoje pytania! — warknął młody Asha’man, zarzucając na ramię torbę z dobytkiem. — Odchodzę!

— Nie, Karldinie — stwierdził Loial łagodnie, kładąc ogromną rękę na ramieniu przyjaciela. — Nie możemy odejść, zanim poznamy prawdę na temat Dobraine’a. To nasz druh, Randa i mój. Nie możemy odejść. Zresztą, dokąd się mamy spieszyć?

Karldin odwrócił się. Nie znajdował odpowiedzi.

Samitsu zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, jednak nic nie wymyśliła, wyszła więc za Sashalle z kuchni. Znowu stawiała wielkie kroki, starając się nadążyć za Czerwoną siostrą. W pewnym momencie odkryła nawet, że na wpół biegnie. Sashalle narzuciła jeszcze szybsze tempo niż wcześniej.

Gdy tylko znalazły się za drzwiami, uderzył je gwar podnoszących się za nimi głosów. Przedstawiciele ludu kuchennego zaczęli prawdopodobnie wypytywać kobietę służebną o szczegóły, a ta bez wątpienia powie im, co wie, a zmyśli to, czego nie wie. Z kuchni wyjdzie potem dziesięć różnych wersji tego zdarzenia, jeśli nie tyle, ile jest tam osób. A później kuchenne wersje zmieszają się z pogłoskami, które Corgaide Marendevin z pewnością zaczęła już rozpowszechniać. Samitsu nie potrafiła przypomnieć sobie tak złego dnia, w dodatku paskudne wydarzenia nawarstwiały się dziś, a ona odnosiła wrażenie, że uciekając z jednej śliskiej kry, odkrywa pod swoimi stopami kolejną. Cadsuane na pewno by jej nie pochwaliła za to wszystko!

Przynajmniej Loial i Karldin także szli za Sashalle. Wszystkie informacje, które Samitsu od nich uzyska, mogą być korzystne i zasugerować jakiś sposób ocalenia. Pędząc u boku Czerwonej siostry, Samitsu zerkała przez ramię, szybko oceniając mężczyznę i ogira. Ogir sunął wielkimi krokami, usiłując nadążyć za Aes Sedai. Marszczył brwi w zmartwieniu. Dumał prawdopodobnie o Lordzie Dobraine, ale też zapewne o „jak najlepszym” wypełnieniu swego tajemniczego zadania. Ten sekret Samitsu zamierzała z niego wydobyć. Młody Asha’man z kolei bez trudu dotrzymywał im kroku, chociaż jego twarz stale krzywiła się w upartej niechęci, a ręka nie przestawała pieścić rękojeści miecza. Zagrożenie z jego strony nie tkwiło jednakże w jego stali. Mężczyzna wpatrywał się podejrzliwie w plecy idących przed nim sióstr, toteż Samitsu raz napotkała jego gniewne spojrzenie. Karldin miał wszakże dość rozumu, by trzymać język za zębami. Samitsu wiedziała, że później musi jakoś przełamać jego niechęć, w przeciwnym razie niczego się od niego nie dowie.

Sashalle ani razu się nie odwróciła, nie sprawdziła więc, czy dziwna para idzie za nią, zapewne słyszała jednak głuchy stukot butów ogira na kaflach podłogi. Czerwona miała zadumaną twarz i Samitsu dużo by dała za poznanie jej myśli. Nawet jeśli Sashalle złożyła przysięgę Randowi al’Thorowi, jaką ochronę zyskiwał dzięki niej Asha’man? Mimo wszystko Sashalle pochodziła z Czerwonych Ajah. Samitsu nie mogła zinterpretować wyrazu twarzy swej towarzyszki. O Światłości, ta „kra” była chyba najgorsza!

Odbywali długą, żmudną wspinaczkę z kuchni do apartamentów Lorda Dobraine’a położonych w Wieży Pełnego Księżyca, zwykle zarezerwowanej dla arystokratycznych gości. Przez całą drogę Samitsu dostrzegała dowody, że Cera nie była pierwszą osobą, która usłyszała związane z morderstwem plotki. Teraz bowiem korytarzami nie sunęły już niekończące się strumienie służących, raczej stali oni w małych grupkach i wyraźnie podekscytowani, szeptali między sobą zaniepokojonymi głosami. Na widok Aes Sedai rozpraszali się i rozbiegali. Niektórzy rozdziawiali usta i wpatrywali się w ogira przemierzającego wielkimi krokami pałacowy korytarz, jednak przeważnie w końcu i ci uciekali. Panów wielkich rodów siostry spotykały niewielu, zapewne wycofali się do własnych komnat, gdzie dumali nad korzyściami i niebezpieczeństwami płynącymi dla nich ze śmierci Dobraine’a. Może Sashalle nie wierzyła w zgon lorda, Samitsu jednak nie miała już co do tego wątpliwości. Gdyby Dobraine żył, jego służba dawno już ukróciłaby pogłoski.