Ocena liczby statków, które wypłynęły na Morze Sztormów, była jednak trudna, nawet jeśli Mat nie tracił rachuby. W przeciwieństwie do Aes Sedai, Poszukiwaczki Wiatru bez ograniczeń mogły używać Mocy jako broni, szczególnie kiedy wchodziło w grę bezpieczeństwo ich ludu, a na pewno chciały powstrzymać pościg, zanim ten w ogóle na dobre się zacznie, wychodziły bowiem z założenia, że nikt nie rusza w pogoń płonącym statkiem. Dzięki swoim damane Seanchanie odwzajemniali się bez skrupułów.
Przez deszcz trzaskały pioruny, tak liczne jak źdźbła traw, a niebo rysowały ogniste kule, niektóre wielkości koni. Port wydawał się płonąć od jednego końca aż po drugi i wobec tej nocy wyglądałby marnie pokaz każdego Iluminatora.
Nie odwracając głowy, Mat potrafiłby wskazać tuzin miejsc, w których z płytkiej wody sterczały zwęglone wręgi wielkich statków albo ogromne kadłuby statków o prostopadłym dziobie leżące na boku; portowe fale lizały przechylone pokłady i znacznie liczniejsze poczerniałe szczątki drewnianych rakerów Ludu Morza. Najwyraźniej Atha’an Miere nie lubili zostawiać swoich statków ludziom, którzy mieli zwyczaj zakuwać ich w łańcuchy. Mat tuż przed sobą dostrzegł trzy tuziny, a nie liczył zatopionych wraków, przy których kręciły się łodzie ratownicze. Może prawdziwy żeglarz umiałby po samych wystających znad wody wierzchołkach masztów odróżnić wielki statek od rakera, jednak Cauthona takie zadanie przerastało.
Nagle ogarnęło go stare wspomnienie związane z załadunkiem statków na wypadek ataku z morza. Przypomniał sobie liczbę ludzi, których można było stłoczyć na jakiś czas na pewnej przestrzeni. To wspomnienie ze starożytnej wojny między Ferganseą i Moreiną nie należało właściwie do Mata, choć było niesamowicie rzeczywiste i wydawało mu się własnym. Wiecznie go zaskakiwało odkrycie, że tak naprawdę nie żył życiem tych starożytnych mężczyzn, mimo iż tyle szczegółów tkwiło w jego głowie, więc może jednak nimi żył... w jakimś sensie. Na pewno „pamiętał” je dokładniej niż wiele fragmentów własnego życia. Pływające jednostki, które przywoływał w pamięci, były mniejsze niż większość w porcie, a jednak zasady pozostawały te same.
— Nie mają dość statków — szepnął. Seanchanie mieli ich więcej w Tanchico niż tutaj, jednak tu straty były bez wątpienia ogromne.
— Dość statków na co? — spytał Noal. — Nigdy wcześniej nie widziałem tak wielu w jednym miejscu. — W ustach starca stwierdzenie zabrzmiało poważnie. Gdy Noal wypowiadał takie słowa, Cauthon zawsze widział wszystko dokładniej i lepiej. W jego rodzinnej miejscowości mawiano, że niektóre osoby po prostu wyraźniej dostrzegają prawdę.
Mat potrząsnął głową.
— Nie zostawili dość statków, aby wszyscy mogli wrócić do domu — wyjaśnił.
— Nie musimy nigdzie wracać — wycedziła za nim jakaś kobieta. — Przybyliśmy do domu.
O mało nie podskoczył na odgłos bełkotliwej, seanchańskiej mowy, na szczęście rozpoznał osobę, która się do niego odezwała.
Egeanin popatrzyła groźnie ostrymi niczym sztylety niebieskimi oczyma. Jej gniew nie był skierowany przeciwko niemu, przynajmniej Mat tak sądził. Egeanin była wysoka i szczupła, miała surową twarz o bladej, mimo życia na morzu, cerze. Jej zielona sukienka byłaby wystarczająco jaskrawa dla przedstawicielki Druciarzy (lub prawie) i ozdobiona masą małych, haftowanych żółtych i białych kwiatków przy wysokim kołnierzu i na rękawach. Kwiecisty szal, przewiązany ciasno pod podbródkiem, przytrzymywał jej długą, bo sięgającą aż do połowy pleców czarną perukę. Kobieta nienawidziła zarówno szala, jak i sukni, która nie całkiem na nią pasowała, jednak co minutę sprawdzała, czy nie przekrzywiła jej się peruka. Peruka interesowała ją bardziej niż ubranie, a w dodatku określenie „zainteresowanie” wydawało się wręcz niedopowiedzeniem.
Egeanin tylko westchnęła, gdy kazał jej obciąć długie paznokcie, lecz polecenie kompletnego ogolenia głowy przyprawiło ją niemal o atak apopleksji — zrobiła się czerwona na twarzy, a oczy o mało nie wyskoczyły jej z orbit. Wcześniej goliła włosy jedynie nad uszami, zostawiając czubek oraz szeroki, długi do ramion koński ogon. Fryzura ta sugerowała, że Seanchanka należy do Krwi i jest pomniejszą arystokratką. Nawet osoby, które nigdy nie spotkały Seanchan, zapamiętałyby ją. Niechętnie zgodziła się ogolić głowę, potem wszakże prawie wpadła w histerię, aż Mat pozwolił jej zakryć czaszkę peruką. Jednak nie do końca chodziło jej o wygląd, raczej o to, że wśród Seanchan tylko przedstawiciele rodziny cesarskiej całkowicie golili głowy. Zwyczajni mężczyźni, gdy zaczynali znacząco łysieć, natychmiast zakładali peruki. Egeanin umarłaby ze wstydu, gdyby ktoś zaczął ją podejrzewać o udawanie przynależności do rodziny cesarskiej. Za takie podszywanie się Seanchanie karali zresztą śmiercią, choć Mat nie wierzył, aby Egeanin właśnie się tego obawiała. Czymże by była dla niej jeszcze jedna kara śmierci, jeśli jej szyi już groził topór? A może raczej sznur. Pętla czekała wszak i na Cauthona...
Wsuwając w połowie obnażony nóż z powrotem w lewy rękaw, Mat zsunął się z głazu. Wylądował dość nieszczęśliwie i o mało nie upadł, ledwie powstrzymując grymas z powodu bolesnego ukłucia w biodrze. Udało mu się jednak zachować kamienną twarz. Egeanin była seanchańską arystokratką oraz kapitanem statku i nie bardzo go poważała, nawet gdy nie okazywał słabości. Stale usiłowała też przejąć kontrolę. Przyszła do niego po pomoc, nie miała innego wyjścia, lecz fakt ten niczego nie ułatwiał. Oparłszy się o głaz, Cauthon założył ręce na piersi i wiercił się przez chwilę. Udając, że rozpiera się wygodnie, kopał bezradnie nogą kępy wyschłej trawy i czekał, aż przeminie ból, który okazał się na tyle ostry, że mimo zimy i lodowatego wiatru Matowi na czoło wystąpiły krople potu. Ucieczka w tamtej burzy kosztowała go sporo zdrowia i jego organizm jeszcze się nie zregenerował.
— Masz pewność w kwestii Ludu Morza? — spytał ją. Nie było sensu ponownie wzmiankować o braku statków. I tak zbyt wielu seanchańskich osadników opuściło Ebou Dar, a pewnie jeszcze więcej wyjechało z Tanchico. Jednak niezależnie od liczby posiadanych statków, żadna siła na ziemi nie przegoniłaby w tym momencie Seanchan.
Egeanin sięgnęła znów do peruki, zawahała się, marszcząc brwi na widok swoich krótkich paznokci i natychmiast schowała ręce, wsuwając je pod pachy.
— Ale o co ci dokładnie chodzi? — odpowiedziała pytaniem. Wiedziała, że Mat jest zwolennikiem uwolnienia Poszukiwaczek Wiatru, lecz żadne z nich dwojga o tym teraz nie wspomniało. Egeanin zawsze starała się unikać rozmów o Atha’an Miere. Uwalnianie damane było w opinii Seanchan podobnym przestępstwem jak zatapianie statków i zabijanie ludzi. Karali je śmiercią i uważali za zbrodnię niewiele mniej odrażającą od gwałtu czy molestowania dzieci. Egeanin wprawdzie sama pomogła uwolnić kilka damane, ale nie szczyciła się tymi czynami i zaliczała je do swoich występków. Zresztą i tego tematu unikała. Było też kilka innych, których wolałaby nie poruszać.