Выбрать главу

– No cóż, jak postanowiłeś jechać, to jedź, dobrej drogi. Ale lepiej byś zrobił, gdybyś zmienił decyzję.

– Zapewniam cię, że nie jest to w mojej mocy. Po czym pożegnał się z zebranym towarzystwem.

– Czy mogę żywić nadzieję, że zobaczę panią i jej siostry w Londynie w zimie, panno Eleonoro?

– Obawiam się, że nie.

– Wobec tego muszę panie pożegnać na dłużej, niżbym tego pragnął.

Mariannie skłonił się tylko bez słowa.

– No, no, panie pułkowniku, powiedzże nam na odjezdnym, o co naprawdę chodzi? – prosiła pani Jennings.

Powiedział jej do widzenia i odprowadzany przez gospodarza wyszedł z pokoju.

Po jego wyjściu rozległy się lamenty i wyrzekania, tłumione dotąd przez dobre wychowanie; wszyscy jednogłośnie i wielokrotnie stwierdzali, jak wielki przeżywają zawód.

– Ale ja się domyślam, co to za interes – oznajmiła pani Jennings.

– Doprawdy? – krzyknęli zebrani.

– Tak. Jestem przekonana, że idzie o pannę Williams.

– A kimże jest panna Williams? – dopytywała się Marianna.

– Nie wiesz, moja droga, kim jest panna Williams? Przecież na pewno musiałaś o niej słyszeć. To krewniaczka pułkownika, bardzo bliska krewniaczka. Nie powiem jak bliska, ze względu na panieńskie uszy w tym pokoju. – Tu, zniżywszy głos, szepnęła Eleonorze: – To jego nieślubna córka!

– Czy to możliwe!

– Tak, tak, a podobna! Skóra z niego zdarta! Przypuszczam, że pułkownik zostawi jej cały swój majątek.

Wszedł sir John i przyłączył się do ogólnych wyrzekań na tak niefortunny obrót sprawy, zakończył jednak wnioskiem, że jeśli już się zebrali, muszą sobie zorganizować jakąś miłą rozrywkę. Po krótkiej naradzie ustalono, że choć szczęśliwi mogli być tylko zwiedzając Whitwell, może znajdą pewną pociechę w przejażdżce po okolicy. Kazano zajeżdżać. Ekwipaż Willoughby'ego zajechał pierwszy, a Marianna nigdy nie wyglądała na szczęśliwszą osobę niż w chwili, gdy do niego wsiadała. Szybko przejechali przez park i wkrótce zniknęli pozostałym z oczu. Zobaczono ich dopiero, gdy wrócili, jako ostatni. Sprawiali wrażenie uszczęśliwionych przejażdżką, powiedzieli jednak tylko ogólnikowo, że trzymali się dróg, podczas gdy inni pojechali na wzgórza.

Ustalono, że wieczorem będą tańce i wspólna świetna zabawa. Na kolację zjechała reszta rodziny Careyów i do stołu siadło niemal dwadzieścia osób, co sir John stwierdził z wielkim ukontentowaniem. Willoughby zajął swoje zwykłe miejsce pomiędzy dwiema starszymi pannami Dashwood. Pani Jennings siedziała po prawej ręce Eleonory; po chwili przechyliła się za plecami jej i młodego człowieka i zwróciła się do Marianny tak głośno, że obydwoje słyszeli: – Wyśledziłam was, chociaż próbowaliście zatrzeć ślady! Wiem, gdzie spędziliście cały ranek!

Marianna zaczerwieniła się i odparła spiesznie: – Gdzie, proszę?

– Czyżby pani nie wiedziała – spytał Willoughby – że jeździliśmy moją kariolką?

– Tak, tak, panie Zuchwalcze! O tym wiem doskonale, ale postanowiłam wypenetrować, dokąd. Tuszę, że spodobał ci się twój dom, panno Marianno. Jest bardzo obszerny i mam nadzieję, że kiedy przyjadę do ciebie w odwiedziny, będziesz miała nowe meble, bo bardzo się o to prosił, jakem go ostatnio oglądała sześć lat temu.

Marianna odwróciła się, pomieszana. Pani Jennings śmiała się z całego serca, a Eleonora usłyszała, że owa dama, postanowiwszy się wywiedzieć, dokąd jeździła młoda para, kazała po prostu swojej służącej wypytać chłopca stajennego pana Willoughby'ego i z tego źródła otrzymała wiadomość, iż pojechali do Allenham, gdzie spędzili dłuższy czas, spacerując po ogrodzie i oglądając wnętrze domu.

Eleonora nie chciała w to uwierzyć. Wydawało jej się niewiarygodne, by Willoughby zaproponował, a Marianna przystała na wejście do domu, w którym przebywała pani Smith, osoba dla niej zupełnie nieznajoma.

Natychmiast po wyjściu z jadalni zapytała o to Mariannę i ku swemu ogromnemu zdumieniu usłyszała, że wszystko, co mówiła pani Jennings, było prawdą. Marianna niemal się gniewała na siostrę za jej niedowierzanie.

– Czemu nie chcesz uwierzyć, że pojechaliśmy do Allenham czy oglądaliśmy dom? Przecież sama tego często pragnęłaś!

– Tak, Marianno, ale nigdy bym tego nie zrobiła w czasie bytności pani Smith w domu, będąc na dodatek tylko w towarzystwie pana Willoughby'ego.

– Ależ pan Willoughby jest jedyną osobą, która ma prawo pokazać dom, a że jechaliśmy otwartą kariolką, nie mogłam mieć nikogo więcej do towarzystwa. W życiu nie spędziłam przyjemniejszych chwil.

– Obawiam się, że przyjemność nie zawsze jest świadectwem stosowności tego, co się robi.

– Właśnie że trudno o lepsze świadectwo. Gdyby bowiem była jakakolwiek niestosowność w moim postępku, musiałabym zdawać sobie z tego sprawę, bo zawsze wiemy, gdy robimy coś złego, a to nie pozwoliłoby mi odczuwać przyjemności.

– Ależ, Marianno, kochanie, przecież już się naraziłaś na kilka bardzo impertynenckich uwag, czy więc dalej nie wątpisz w roztropność swego postępowania?

– Jeśli impertynenckie uwagi pani Jennings mają być dowodem niestosowności czyjegoś postępku, to wszystkie grzeszymy co chwila, raz po raz. Nie przywiązuję wagi ani do jej przygan, ani pochwał. Nie poczuwam się do winy z powodu tego, żem się przespacerowała po terenach pani Smith i obejrzała jej dom. Pewnego dnia jedno i drugie będzie własnością pana Willoughby'ego i…

– Nawet gdyby pewnego dnia stało się twoją własnością, to nie usprawiedliwiałoby tego, coś zrobiła.

Marianna zaczerwieniła się, słysząc tę uwagę, która jednak sprawiła jej widać zadowolenie. Po dziesięciu minutach poważnego namysłu wróciła do siostry i powiedziała z serdecznym, miłym uśmiechem: – Może masz rację, Eleonoro, może postąpiłam nieroztropnie, jadąc do Allenham, ale pan Willoughby tak bardzo pragnął mi je pokazać, a to, powiadam ci, uroczy dom. Na górze ma jeden wyjątkowo ładny salonik… wymiary w sam raz na codzienny użytek… umeblowany nowocześnie byłby rozkoszny. To narożny pokój z oknami na dwie strony świata. Z jednego widzisz trawnik do gry w kule, za nim piękny las na zboczu, z drugiego masz widok na kościół i wieś, a dalej wznoszą się te wspaniałe strome wzgórza, które nas tylekroć zachwycały. Nie wyglądał awantażownie, bo sprzęty stanowią doprawdy żałosny widok… ale gdyby go tak przemeblować… Willoughby powiada, że za kilkaset funtów można by z tego zrobić jeden z najprzyjemniejszych letnich saloników w Anglii.

Gdyby inni nie przeszkadzali Eleonorze słuchać, siostra opisałaby jej z równym zachwytem wszystkie pozostałe pokoje w oglądanym niedawno domu.

ROZDZIAŁ XIV

Nagły wyjazd pułkownika Brandona i uparta odmowa podania przyczyny stanowiły pokarm dla myśli pani Jennings przez trzy dni i temat jej nieustannych rozważań. Wielka to była ciekawska, interesowało ją żywo wszystko, co tyczyło znajomych. Zastanawiała się więc bez przerwy nad powodem jego wyjazdu, była przekonana, że otrzymał jakieś złe wiadomości, i rozważała kolejno całą listę wszelakich nieszczęść, jakie mu się mogły przytrafić, wychodząc z założenia, że wszystkich przecież nie uda mu się uniknąć.

– Pewna jestem, że to sprawa bardzo melancholijnej natury – oznajmiła. – Można to było wyczytać z jego twarzy. Nieszczęsny! Obawiam się, że jego interesy fatalnie wyglądają. Nigdy nie szacowano dóbr Delaford na więcej niż dwa tysiące funtów rocznie, a brat zostawił majętność strasznie zapuszczoną. Przypuszczam, że posłali po niego w sprawach finansowych, no bo w jakich by innych? Ciekawam, czy tak. Dałabym wiele, żeby znać prawdę. Może jednak chodziło o pannę Williams, tak, im dłużej o tym myślę, tym bardziej się skłaniam ku przekonaniu, że jednak o nią musiało chodzić, przecież tak się zmieszał, kiedy o niej wspomniałam. Może zachorowała w Londynie? To najbardziej prawdopodobne, bo zdaje się, że ona jest dość słabego zdrowia. Tak, pójdę w zakład o wszystko, że szło o pannę Williams. Nie bardzo to możliwe, by go teraz trapiły sprawy majątkowe, bo to człowiek ogromnie roztropny i na pewno już zdążył wyprowadzić majątek na czyste wody. Ciekawam, co też to takiego było! Może jego siostra poczuła się gorzej w Awinionie i posłała po niego? Ten nagły wyjazd bardzo to czyni prawdopodobnym. No cóż, z całego serca życzę mu końca kłopotów i dobrej żony na ostatek.