Pułkownik Brandon był teraz tak szczęśliwy, jak na to zasługiwał zdaniem tych, którzy go kochali. W żonie znalazł nagrodę za wszystkie swoje niedole – jej szacunek, jej towarzystwo ożywiły go i rozpogodziły, a przyjaciele stwierdzili z zachwytem, że Marianna, budując jego szczęście, znalazła własne. Nigdy nie potrafiła kochać inaczej jak całym sercem i po pewnym czasie całe swe serce oddała mężowi, tak jak niegdyś panu Willoughby'emu.
Wiadomość o jej małżeństwie musiała mu sprawić ból. Miara jego kary dopełniła się, kiedy pani Smith przebaczyła mu z własnej woli, uznając jego małżeństwo z kobietą o dobrej reputacji za powód do okazania łaskawości; mógł teraz przypuszczać, że gdyby się był uczciwie zachował wobec Marianny, zdobyłby razem i bogactwo, i szczęście. Nie można wątpić, że szczerze żałował postępowania, za które poniósł taką karę, ani też, że długo myślał z zazdrością o pułkowniku, a z żalem o Mariannie. Nie należy jednak sądzić, że został niepocieszony, że stronił od towarzystwa, że trwał całe życie w smutku czy że serce mu pękło – nic podobnego. Wiódł życie bujne, a często wesołe. Żona jego nie zawsze bywała przykra, a dom nie zawsze niemiły, nadto znajdował wiele domowego szczęścia w hodowaniu psów i koni oraz we wszelakich sportach.
Zachował jednak dla Marianny – choć nie okazał się dość elegancki, by umrzeć z żalu po jej stracie – zachował dla niej na zawsze szczególne względy – interesował się wszystkim, co się z nią działo, widział w niej wzór cnót kobiecych i potrafił później lekceważyć wiele wschodzących piękności uważając, iż nie wytrzymują porównania z panią Brandon.
Pani Dashwood była na tyle roztropna, by zostać w Barton i nie próbowała przeprowadzki do Delaford. Na szczęście dla sir Johna i pani Jennings, kiedy zabrano im Mariannę, Małgorzata wchodziła już w wiek całkiem odpowiedni na tańce i zaczynała świtać możliwość, że będzie miała starającego.
Między Barton i Delaford utrzymywana była ciągła łączność, oczywista przy tak silnych więzach rodzinnych, a w cnotach i szczęściu Eleonory i Marianny niech nie zostanie pominięty i zlekceważony fakt, że chociaż siostry mieszkały o kilka kroków od siebie, potrafiły żyć bez nieporozumień i nie wytworzyć najmniejszego chłodu w stosunkach między swoimi mężami.
Jane Austen