Выбрать главу

— Właśnie to dają zwykłym klientom.

— O to mi chodziło.

Po pięciu minutach Detrytus wrócił, niosąc ogromny surowy stek. Wrzucił go do miski. Treserzy spojrzeli na Laddiego wyczekująco.

Laddie zerknął dyskretnie na Gaspode, który prawie niedostrzegalnie skinął głową.

Wielki pies przytrzymał stek łapą, chwycił w zęby i oderwał spory kawałek. Potem przekroczył ogrodzenie i z szacunkiem złożył mięso przed Gaspode, który ocenił je wyrachowanym spojrzeniem.

— Sam nie wiem — mruknął w końcu. — Powiedz, Victor, czy to jest dziesięć procent?

— Negocjowałeś jego obiad?!

— Moim zdaniem dziesięć procent to uczciwe honorarium — wymamrotał Gaspode z pyskiem pełnym mięsa. — Fardzo skromne w tych okolicznościach.

— Wiesz, naprawdę chytry z ciebie sukinsyn — stwierdził Victor.

— I jestem z tego dumny — zapewnił niewyraźnie pies. Przełknął resztkę jedzenia. — Co fędziemy teraz rofić?

— Powinienem wcześnie iść spać. Jutro z samego rana ruszamy do Ankh.

— Nie posunąłeś się dalej z tą książką?

— Nie.

— To daj, ofejrzę ją.

— Umiesz czytać?

— Nie wiem, nigdy nie prófowałem.

Victor rozejrzał się. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Jak zwykle — kiedy korby przestawały się kręcić, nikt nie przejmował się aktorami. Całkiem jakby chwilowo stawali się niewidzialni.

Usiadł na stosie desek, otworzył książkę na przypadkowej stronie, blisko początku, i przytrzymał przed pyskiem Gaspode.

— Jest tu mnóstwo różnych znaczków — oświadczył po chwili pies.

Victor westchnął.

— To pismo — wyjaśnił. Gaspode przyjrzał się jeszcze raz.

— Co? Te wszystkie ofrazki?

— Wczesne pismo tak właśnie wyglądało. Ludzie rysowali małe obrazki, żeby przedstawić różne idee.

— Czyli… jeśli jest dużo jakiegoś ofrazka, to przedstawia jakąś ważną ideę?

— Co? Tak, chyba tak.

— Na przykład martwy człowiek. Victor stracił wątek.

— Martwy człowiek na plaży?

— Nie. Martwy człowiek na papierze. Zofacz, wszędzie tu jest martwy człowiek.

Victor spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym odwrócił książkę i obejrzał pismo.

— Gdzie? Nie widzę tu żadnych martwych ludzi. Gaspode parsknął.

— Popatrz uważnie. Na całej stronie — powiedział. — Wygląda jak te grofy, co sieje spotyka w starych świątyniach i różnych takich. Nie wiesz? Kiedy rofią posąg sztywniaka, jak leży na płycie ze skrzyżowanymi rękami i trzyma miecz. Martwy władca…

— Na bogów! Masz rację! Rzeczywiście wygląda jak, no… martwy…

— I pewnie całe to pismo opowiada, jakim świetnym facetem fył za życia — stwierdził z powagą Gaspode. — Wiesz, Pogromca Tysięcy i takie różne. Na pewno zostawił kapłanom dużo pieniędzy, żefy się modlili, palili świece, zafijali kozły ofiarne i wszystko co trzefa. Dużo jest takich, co to przez całe życie piją, gwałcą i rofią co chcą, a kiedy Mroczny Żniwiarz zacznie ostrzyć kosę, nagle stają się pofożni i płacą kapłanom za szyfkie pranie i czyszczenie duszy, i w ogóle za powtarzanie fogom, jakimi to fyli przyzwoitymi ludźmi.

— Gaspode… — odezwał się Victor z kamiennym spokojem.

— Słucham?

— Byłeś psem cyrkowym. Skąd wiesz o takich sprawach?

— Fo nie fyłem tylko ładną fuzią.

— Nawet nie masz ładnej buzi, Gaspode. Pies wzruszył ramionami.

— Zawsze miałem oczy i uszy — odpowiedział. — Zdziwiłfyś się, co można zofaczyć i usłyszeć, kiedy się jest psem. Oczywiście, wtedy nie wiedziałem, co to wszystko znaczy. Teraz wiem.

Victor znowu obejrzał zapisaną stronicę. Rzeczywiście, powtarzał się na niej pewien kształt, który — oglądany spod zmrużonych powiek — był bardzo podobny do posągu rycerza z dłońmi opartymi na mieczu.

— Może nie chodzi o człowieka — powiedział. — Pismo piktograficzne nie zawsze tak funkcjonuje. Rozumiesz, wszystko zależy od kontekstu. — Poszukał w pamięci informacji z książek, jakie kiedyś czytał. — Na przykład w języku agatejskim znaki „kobiety” i „niewolnika” napisane obok siebie oznaczają „żonę”.

Przyjrzał się dokładniej. Martwy człowiek — albo śpiący człowiek, albo leżący człowiek, albo stojący człowiek wsparty na mieczu — postać była zanadto stylizowana, by mieć pewność — pojawiał się zwykle obok innego znaku. Victor przesunął palcem wzdłuż linii piktogramów.

— Popatrz — powiedział. — Możliwe, że ta ludzka postać to tylko część słowa. Widzisz? Zawsze jest po prawej stronie innego obrazka, który wygląda jak… trochę jak brama albo coś takiego. To może oznaczać… — zawahał się. — Brama/człowiek? — spróbował.

Przekręcił książkę.

— Może to jakiś dawny król? — zgadywał Gaspode. — I razem to znaczy jakieś: Człowiek z Mieczem Uwięziony, alfo coś w tym rodzaju. A może: Uważaj, za Drzwiami Czeka Człowiek z Mieczem? Właściwie to może znaczyć wszystko.

Victor raz jeszcze obejrzał tekst.

— Zabawne — mruknął. — On nie wygląda na martwego. Tylko na… nie żyjącego. Czeka, by ożyć? Czekający człowiek z mieczem?

Zbadał wzrokiem maleńką ludzką postać. Nie miała właściwie żadnych rysów, a mimo to zdołała wyglądać odrobinę znajomo.

— Wiesz co? — powiedział. — Jest całkiem podobny do mojego wuja Osrica.

* * *

Klikaklikaklika. Klik.

Szpula znieruchomiała. Rozległ się grzmot oklasków i tupanie, runęła kanonada pustych torebek po pukanych ziarnach.

W pierwszym rzędzie na widowni Odium bibliotekarz wpatrywał się w pusty już ekran. Już po raz czwarty tego popołudnia obejrzał Cienie wśród pisków, ponieważ w trzystufuntowym orangutanie jest coś takiego, co zniechęca do prób wyrzucenia go z sali między pokazami. Przy jego stopach powstał już niewysoki łańcuch górski z łupinek fistaszków i zgniecionych papierowych torebek.

Bibliotekarz uwielbiał migawki. Przemawiały do jakiegoś zakątka jego duszy. Zaczął nawet pisać opowiadanie, świetnie się nadające — tak uważał — na ruchomy obrazek[18]. Wszyscy, którym je pokazywał, twierdzili, że jest doskonałe; często jeszcze zanim zdążyli je przeczytać.

Ale w tej migawce coś go niepokoiło. Przesiedział cztery pokazy i nadal był niespokojny.

Wstał wreszcie z trzech miejsc, które zajmował, i podpierając się dłońmi ruszył między fotelami do małego pokoiku, gdzie Bezam przewijał film.

Bezam podniósł głowę, słysząc skrzypienie drzwi.

— Wynocha… — zaczął, po czym uśmiechnął się z wysiłkiem. — Dzień dobry panu. Ciekawa migawka, prawda? Za chwilę zaczniemy kolejny pokaz i… Co ty wyprawiasz, do demona? Nie wolno tak!

Bibliotekarz wyrwał z projektora wielką rolkę błony i podnosząc ją do światła, przesuwał między palcami. Bezam spróbował mu ją wyrwać, ale został odepchnięty i usiadł mocno na podłodze, a zwoje błony spływały mu na głowę.

Patrzył z przerażeniem, jak wielka małpa stęka, oburącz chwyta błonę i dwoma kłapnięciami zębów wycina kawałek.

Potem bibliotekarz podniósł go, otrzepał z kurzu, pogłaskał po głowie, wcisnął w ręce rozwiniętą migawkę i wyszedł pospiesznie. Kilka klatek błony zwisało mu z wielkiej łapy.

Bezam spoglądał za nim bezradnie.

— Masz zakaz wstępu! — krzyknął, kiedy uznał, że małpa oddaliła się bezpiecznie poza zasięg głosu.

Potem obejrzał dwa rozerwane końce.

вернуться

18

Bohaterem była młoda małpa, porzucona w wielkim mieście, która dorosła i potrafiła mówić językiem ludzi.