Выбрать главу

— Nigdy go nie przeniesiemy — stwierdził dziekan. — Waży przynajmniej tonę. Zresztą i tak powinniśmy Poonsa zostawić. Jest już za stary na takie rzeczy.

— Kiedy byłem młodszy, przechodziłem przez ten mur, mm, każdej nocy — oświadczył z urazą Windle Poons. Zachichotał. — To były czasy, mówię wam. Gdybym dostawał pensa za każdym razem, kiedy Straż ścigała mnie aż tutaj, to… — Zasuszone wargi poruszyły się bezgłośnie w gorączkowych obliczeniach. — To miałbym dzisiaj pięć i pół pensa.

— A może byśmy… — zaczął kierownik katedry i urwał. — Jak to pięć i pół pensa? — zapytał.

— Pamiętam, że raz zrezygnowali w pół drogi. Piękne dni… Kiedyś na przykład ja, Licznik Riktor i Tęgus Spold wspięliśmy się na świątynię Pomniejszych Bóstw, rozumiecie, w samym środku nabożeństwa, a Tęgus miał takiego prosiaka w worku…

— Widzisz, co zrobiłeś? — narzekał wykładowca run współczesnych. — Uruchomiłeś go…

— Możemy spróbować unieść go czarami — podjął kierownik katedry. — Łatwa Winda Grindle’a powinna załatwić sprawę.

— …a wtedy najwyższy kapłan odwrócił się i… cha, cha… ależ miał minę! A Licznik mówi…

— Trudno to uznać za godne wykorzystanie magii — parsknął dziekan.

— O wiele godniejsze niż własnoręczne dźwiganie tej machiny przez mur, nie sądzisz? — Wykładowca run współczesnych podwinął rękawy. — Dalej, chłopcy.

— …i zaraz potem Pryszczu zaczął walić do bramy Gildii Skrytobójców, więc stary Scummidge, który był tam portierem, prawdziwa zgroza, wyszedł, mm, a zza rogu pokazali się strażnicy…

— Wszyscy gotowi? Dobra!

— …co mi przypomina, jak raz ja i Ogór Framer wzięliśmy trochę kleju i…

— W górę z tamtego końca, dziekanie! Magowie stęknęli z wysiłku.

— …pamiętam, mm, jakby to było wczoraj, jego minę, kiedy…

— A teraz opuszczać!

Okute żelazem koła brzęknęły cicho o bruk w zaułku.

Poons przyjaźnie kiwał głową.

— Piękne czasy. Piękne czasy — wymruczał i usnął. Magowie powoli i niezgrabnie przekroczyli mur; księżyc oblewał blaskiem ich obfite siedzenia. Potem stanęli zdyszani po drugiej stronie.

— Powiedz, dziekanie — sapał wykładowca, usiłując powstrzymać drżenie nóg — czy… podwyższaliśmy… ten mur… w ciągu ostatnich… pięćdziesięciu lat?

— Nie… Raczej… nie.

— Dziwne. Wskakiwałem na niego jak gazela. Nie tak wiele lat temu. Całkiem niedawno.

Magowie ocierali czoła i spoglądali na siebie zmieszani.

— Wyskakiwałem na piwo praktycznie co wieczór — mruknął kierownik katedry.

— Ja się wieczorami uczyłem — oświadczył z wyższością dziekan. Kierownik katedry zmrużył oczy.

— Tak, rzeczywiście. Pamiętam.

Magowie z wolna uświadamiali sobie, że znaleźli się poza terenem Uniwersytetu, nocą i bez zezwolenia — po raz pierwszy od dziesiątków lat. Tłumione podniecenie skrzyło się między nimi. Każdy obserwator, wprawny w czytaniu mowy ciała, pewnie byłby skłonny się założyć, że po migawce ktoś zaproponuje, by zajrzeć gdzieś i wypić parę drinków, potem ktoś inny będzie miał ochotę coś zjeść, po czym znajdzie się jeszcze trochę miejsca na jeszcze kilka drinków, a wtedy nadejdzie już piąta rano i straż miejska z szacunkiem zapuka do uniwersyteckiej bramy, pytając, czy nadrektor zechciałby zajrzeć do aresztu i zidentyfikować rzekomych magów, którzy śpiewali na sześć głosów obsceniczne piosenki, i może też wziąłby ze sobą trochę pieniędzy, żeby zapłacić za szkody. A to dlatego że wewnątrz każdego starego człowieka tkwi miody człowiek i dziwi się, co się stało.

Kierownik katedry podniósł dłoń i chwycił rondo swego wysokiego, szerokiego, obwisłego magowskiego kapelusza.

— W porządku, chłopcy — rzekł. — Kapelusze z głów.

Posłuchali go, choć z ociąganiem. Magowie są bardzo przywiązani do swoich szpiczastych kapeluszy. Dają im poczucie tożsamości. Ale, jak zauważył wcześniej kierownik katedry, skoro ludzie poznają maga po tym, że nosi szpiczasty kapelusz, to kiedy zdejmie szpiczasty kapelusz, wezmą go za jakiegoś zwykłego bogatego kupca albo kogoś podobnego.

Dziekan zadrżał.

— Czuję się, jakbym był nagi — powiedział.

— Możemy je wcisnąć pod koc Poonsa — poradził kierownik katedry. — Nikt nas nie pozna.

— Owszem — przyznał wykładowca run współczesnych. — Ale czy my poznamy samych siebie?

— Wezmą nas za… no, solidnych rajców.

— Tak właśnie się czuję — wyznał dziekan. — Jak solidny rajca.

— Albo kupców — dodał kierownik. Przygładził siwe włosy. — Pamiętajcie — dodał. — Jeśli ktokolwiek do nas zagada, to nie jesteśmy magami. Po prostu uczciwymi kupcami szukającymi wieczornej rozrywki. Jasne?

— A jak wygląda uczciwy kupiec?

— Skąd mogę wiedzieć? W każdym razie nie wolno czarować. Nie muszę wam chyba tłumaczyć, co będzie, jeśli nadrektor usłyszy, że jego kadrę widziano w miejscu pospolitych rozrywek.

— Bardziej się martwię, że zobaczą nas studenci. — Dziekan zadygotał.

— Sztuczne brody! — zawołał tryumfalnie wykładowca run współczesnych. — Powinniśmy nosić sztuczne brody. Kierownik wzniósł oczy do nieba.

— Przecież wszyscy mamy brody — przypomniał. — Po co nam sztuczne do przebrania?

— To jest właśnie najsprytniejsze. Człowieka ze sztuczną brodą nikt nie będzie podejrzewał, że ma pod spodem brodę prawdziwą. Mam rację?

Kierownik katedry otworzył usta, żeby zaprotestować, ale się zawahał.

— Właściwie…

— Ale skąd o tej porze weźmiemy sztuczne brody? — zapytał z powątpiewaniem któryś z magów.

Rozpromieniony wykładowca sięgnął do kieszeni.

— Nie są nam potrzebne — wyjaśnił. — To dopiero jest naprawdę sprytne. Zabrałem trochę drutu. Trzeba tylko przełamać go na dwa kawałki, wkręcić końce w bokobrody, o tak, potem dość krzywo zagiąć na uszach, o tak. — Zademonstrował. — I gotowe.

Kierownik wytrzeszczył oczy.

— Niewiarygodne — stwierdził po chwili. — To prawda! Wyglądasz jak ktoś, kto nosi bardzo marnie wykonaną sztuczną brodę.

— Niezwykłe, prawda? — Zadowolony wykładowca rozdał kolegom kawałki drutu. — To głowologia.

Przez kilka minut słychać było tylko brzdękania drutu i od czasu do czasu jęk, kiedy któryś z magów się nim kaleczył. W końcu jednak byli gotowi. Spojrzeli na siebie nieśmiało.

— Gdybyśmy mieli poszwę na poduszkę bez poduszki w środku i wsunęli ją pod szatę kierownika katedry tak, żeby widać było brzeg, wyglądałby jak ktoś chudy, kto próbuje użyć poduszki, żeby wyglądać na strasznego grubasa — zaproponował któryś z entuzjazmem. Napotkał wzrok kierownika katedry i zamilkł.

Dwóch magów złapało za uchwyty straszliwego wózka Poonsa i popchnęło go po wilgotnym bruku.

— Co jest? Co wszyscy robią? — zapytał Poons, nagle przebudzony.