– Twoja mama potrzebuje opieki? Matt zmarszczył brwi. W tej chwili wyglądał jak dorosły mężczyzna.
– Mama świetnie sobie radzi w ciężkich sytuacjach. Pomaga innym. Ale trzeba jej pilnować, zwłaszcza gdy Sty grę wchodzą drobiazgi. Na przykład ostatnio, przed Wakacjami, zapomniała o butach, idąc do szkoły!
Roześmieli się obaj serdecznie. Matt dopiero po chwili zorientował się, że zdradził jeden z rodzinnych sekretów.
– O Boże! Tylko niech pan jej tego nie mówi. Mama po prostu potrzebuje opieki. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Cooper położył rękę na sercu.
– Będę milczał jak grób.
Matt spuścił głowę, jakby coś go dręczyło. Zapomniał nawet o wielkiej puszce, spoczywającej u jego stóp.
– Tak, chłopcze? Chciałbyś mi coś powiedzieć?
– Ee… Powinien pan wiedzieć, że ee… nie miałbym nic przeciwko, gdyby pan i mama ee…
– Co takiego?
– No, gdybyście się spotykali co jakiś czas. Moglibyście się gdzieś wybrać. Mama nie była w kinie od śmierci ojca. To mnie niepokoi. Czasami doskonale ją rozumiałem. Kręciło się koło niej sporo różnych typów. Chociaż podrywali ją też zupełnie fajni faceci. Ale ona nawet nie starała się ich lepiej poznać. Od razu mówiła, żeby szli do diabła.
Matt poczuł, że znowu się zagalopował. Zaczerwienił się trochę, ale nie miał wyboru. Musiał skończyć to, co zaczął.
– Chciałem tylko powiedzieć, że z panem mogłoby być inaczej – powiedział bez zająknienia.
, Trudno było o większą bezpośredniość. Cooper od razu zrozumiał, że ma pozwolenie na to, żeby „chodzić” z Priscillą. Co więcej, wyglądało na to, że wszyscy w miasteczku uważają, że są wspaniałą parą. Joella, żujący tabakę cieśla, Spence Dawson z apteki, Babę O'Connell z przydrożnej restauracji, a nawet sam wielebny Wilson, który po nabożeństwie często powtarzał: „Cieszę się, że tak przyzwoity człowiek jest sąsiadem mojej córki”.
Całe Bayville żyło perspektywą nowego związku. Rozczarują się, pomyślał Cooper, który nie lubił się afiszować ze swoimi uczuciami.
Nie mógł jednak zaprzeczyć, że miał ochotę na spotkania z Priscillą. Robił sobie wyrzuty z powodu wieczoru na werandzie, gdyż sądził, nie bez racji, że właśnie to ją wystraszyło.
Jednak wówczas wszystko wydawało się takie proste i naturalne. Chyba nigdy nie rozmawiał tak szczerze z kobietą. Co więcej – wiedział, że Priss go słucha i rozumie. A później, kiedy stracił głowę i zaczął ją całować, mógłby przysiąc, że widział mgiełkę pożądania również i w jej oczach. Co mogło przestraszyć Priscillę? Czyżby nie chciała się już z nikim wiązać? A może bała się nowego związku i tego, co może zeń wyniknąć?
Cooper nie znał odpowiedzi na te pytania. Nie sądził też, by dane mu było je poznać. Chyba po prostu nie potrafił radzić sobie z kobietami. Gdyby wykazał trochę opanowania i nie zachowywał się jak słoń w składzie porcelany, być może udałoby mu się ocalić swoje małżeństwo.
Nagle przypomniał sobie, że przyjechał do Bayville z postanowieniem niewiązania się z żadną kobietą. Gdyby w jakiś sposób skrzywdził Priss, nigdy by sobie tego nie darował.
Westchnął ciężko i zaczął pomagać Mattowi, który chciał położyć puszkę na wózku. Gdyby tylko udało mu się wymazać Priscillę z pamięci!
ROZDZIAŁ CZWARTY
Środowe wieczory od niepamiętnych czasów były zarezerwowane „wyłącznie dla dziewcząt”. Mężowie i dzieci musieli zniknąć z horyzontu, a na stołach pojawiało się niezdrowe i tuczące, ale za to smaczne jedzenie.
Priscilla spotykała się zwykle z czterema innymi paniami, ale ponieważ dwie nauczycielki wyjechały na wakacje, a trzecia, ucząca wuefu, na zawody sportowe, została tylko Marge. Nie miała jednak nic przeciwko temu. Również panujący od paru dni upał zupełnie jej nie przeszkadzał. Cieszyło ją to, że przez parę godzin nie będzie myślała o Cooperze.
Marge pojawiła się koło godziny siódmej. Już z daleka rzucała się w oczy wielka torba z zakupami, którą niosła przed sobą. Priscilla wybiegła jej na spotkanie, a koleżanka od razu zaczęła gadać, jakby chcąc zrekompensować w ten sposób brak pozostałych kobiet. Priss mogła nareszcie odetchnąć z ulgą.
Po godzinie rozejrzała się po swojej kuchni i chyba po raz pierwszy uśmiechnęła się na widok brudnych naczyń, sztućców i narzędzi kuchennych. Wciągnęła w nozdrza zdradliwą woń waniliowego kremu, adwokata i czekolady.
– Dobra robota – stwierdziła. Marge pokręciła z dezaprobatą głową.
– Sama nie wiem, dlaczego dałam się na to namówić – stwierdziła. – Jest przecież trzydzieści kilka stopni w cieniu. Czy nie uważasz, że to szaleństwo włączać w takich warunkach piekarnik?
– Hej, nie staraj się zwalić na mnie winy! Sama mówiłaś, że masz ochotę na coś słodkiego i tuczącego. Zresztą to ty przyniosłaś większość produktów. Nie które z nich są jeszcze na tobie. – Priscilla nie kryta swego oburzenia. Wskazała gestem stół, na którym leżały resztki ingrediencji, a także luźną koszulkę i szorty Marge.
Wzrok koleżanki powędrował za jej dłonią. Marge przez chwilę przyglądała się kuchennemu polu bitwy, następnie własnemu przyodziewkowi, a potem zaczęła się śmiać. W niczym nie przypominała teraz dyrektorki w okularach z drucianymi oprawkami, tak zasadniczej i apodyktycznej w kontaktach z pracownikami.
Marge śmiała się nadal. Co więcej, wyciągnęła palec w kierunku Priscilli.
– Myślisz, że jesteś lepsza? – spytała. Priss spojrzała na swoją jasną bluzkę, której wzorek mieszał się z plamami po kremie i czekoladzie.
– O Boże! – jęknęła. – Zaraz ją upiorę. Będziemy chyba musiały wziąć prysznic.
– Daj spokój głupstwom – powiedziała koleżanka.
– Zaraz wstawię ciasto do piekarnika i zmykamy, żebyśmy i my się tu nie upiekły.
Marge wsunęła blachę do rozgrzanego piekarnika, zamknęła go i odskoczyła o dobre półtora metra. Priscilla zaczęła zbierać talerze, które zamierzała wstawić do zlewu.
– Widziałaś ostatnio Lainie? – spytała Marge.
– Zrobiła sobie trwałą, jak tylko usłyszała, że Cooper wrócił. Oczywiście trudno będzie jej się pozbyć dodatkowych kilogramów. Czy sądzisz, że jej mąż wie o tym, że była szkolną sympatią Coopera?
Szczęknęły talerze. Tylko spokojnie, upominała siebie w duchu Priscilla. To jeszcze nie znaczy, że będziemy teraz rozmawiać o Cooperze.
– Przecież opowiadała o tym wszystkim dziewczynom. Zwłaszcza w szatni – dodała ze ściśniętym gardłem.
– Tak tylko pewnie gadała – stwierdziła Marge, wycierając brudną ręką pot z czoła. – Zdaje się, że bardzo jej na Coopie zależało. Do tej pory nie może o nim zapomnieć. Dużo bym dała, żeby zobaczyć ich spotkanie. Założę się, że Maitland jej nawet nie pozna.
– Pozna – stwierdziła sucho Priscilla. Marge uśmiechnęła się.
– Naprawdę tak sądzisz? A czemu miałby jej nie poznać? Przecież znał ją dobrze. Aż za dobrze jak na szkołę średnią. Teraz wrócił bogatszy o nowe erotyczne doświadczenia. Nawet ją, wdowę, potrafił wytrącić z równowagi. Dobrze, że w porę zrozumiała, iż grozi jej niebezpieczeństwo. Tej nocy kiedy ją pocałował, pojęła, że wkroczyła na ruchome piaski. Teraz chodzi tylko o to, żeby o nim zapomnieć. Och, gdyby Marge znalazła sobie jakiś inny temat…
– Co się z tobą dzieje, Priss? – Głos przyjaciółki dobiegał do niej jakby z daleka. – Pytałam cię przecież o Lainie!
– Nigdy nie robiłam ajerkoniaku, a ty? – spytała Priscilla. – W przepisie była mowa o wódce, ale miałam tylko spirytus. Nie sądzisz, że będzie za mocny? Może chciałabyś spróbować?