Выбрать главу

– Nie dla kota szperka – rzuciła w jego stronę. Znalazła serwetki w kredensie i zaczęła je rozkładać na stole. Musi jeszcze włączyć ekspres, zanim zjawią się pierwsze panie.

Jednak tym razem jako pierwszy zjawił się Cooper. Wpadł do refektarza jak burza i, widząc Priscillę, odetchnął z ulgą.

– Dobrze, że cię znalazłem – powiedział. – Musisz mnie ukryć.

Miał na sobie sportową marynarkę, podkreślającą szerokość jego barów. O co mogło mu chodzić? Przecież z taką krzepą nikogo nie musiał się bać.

– Co się stało? – spytała.

– Lainie – jęknął.

– A, rozumiem.

– Nie uśmiechaj się tak, Priss. Potrzebuję pomocy.

– Szarpnął za węzeł krawata i rozluźnił go. – Nie wiem, co wstąpiło w to babsko. Pewnie nie wiedziałaś, ale w szkole średniej byłem z nią dość blisko…

– Naprawdę?

– To było dawno – dodał tonem usprawiedliwienia.

– W zeszłym tygodniu spotkałem ją w aptece. Pod szedłem, żeby się przywitać. I wiesz co? Ta kobieta rzuciła się na mnie jak tygrysica i zaczęła całować. A ja po prostu chciałem się tylko z nią przywitać!

Priscilla słyszała już tę historię od Joelli.

– To chyba trudno być tak niezłomnym, prawda?

– zapytała kpiąco.

– Przestań się ze mnie nabijać. Ona tam jest! – Wskazał na drzwi. – Podeszła do mnie, kiedy rozmawiałem z twoim ojcem. Z twoim – położył szczególny nacisk na to słowo – ojcem. Zaczęła mówić, że bardzo, ale to bardzo się cieszy z mojego powrotu do miasta i że znów zostaniemy dobrymi przyjaciółmi, tak jak dawniej. Wy obraź sobie, mówiła to przy mężu! – Posłał jej jeszcze jedno rozpaczliwe spojrzenie. – Musisz mnie ocalić!

Wzruszyła ramionami.

– To dom mojego ojca. Powinieneś jego prosić o ratunek.

– Właśnie on mnie tu przysłał. Uśmiechnęła się gorzko. Musiała wybaczyć ojcu, ponieważ nie wiedział, co czyni. Jak mógł wydać ją, dobrą chrześcijankę, na pożarcie temu lwu. Gdyby tylko mógł zobaczyć, jak Cooper na nią patrzy.

W tym momencie Coop wyciągnął rękę, ale nie do jej policzków, tylko ciasteczek na stole.

– Zostaw! – krzyknęła. Za późno. Marmoladowe ciastko zniknęło w ustach Coopera.

– Tak nie zachowuje się ofiara, tylko obżartuch – stwierdziła, grożąc mu palcem. – Poza tym nie wiem, jak sobie radziłeś w interesach, skoro nie możesz się uporać z jedną słabą kobietą.

– Wcale nie jest słaba – zaprotestował. – Powinnaś zobaczyć jej bicepsy. Poza tym żaden z moich partnerów handlowych nie ścigał mnie po kościele. Biznesmeni jednak są rozsądnymi ludźmi.

– Czy to nie miło być kochanym? Cooper westchnął i spojrzał na nią, robiąc obrażoną minę. Jednak w jego oczach pojawiło się coś jeszcze. Coś, co zdołała już dobrze poznać.

– Przyszedłem tutaj, licząc na pomoc i odrobinę współczucia. Jeśli teraz…

– Przyszedłeś tutaj po to, żeby narobić mi kłopotów – przerwała. – Lainie to tylko pretekst. Przypomnij sobie, że refektarz to prawie część kościoła, i przestań tak na mnie patrzeć. Zaraz zjawią się tu ludzie.

– Pachniesz brzoskwiniami – powiedział. – Poza tym potrzebuję jednego, krótkiego pocałunku.

– Nie.

– Wrócę do kościoła i zmierzę się z tą piranią, ale musisz mnie pocałować.

– Coop, jeśli będziesz grzeczny…

– Nie będę grzeczny. – Pokręcił głową i chwycił ją za rękę.

Po chwili znalazł się tak blisko, że czuła jego oddech. Dopadł ją w rogu między stołami, więc nie mogła uciec. Przez chwilę patrzył na nią płonącym wzrokiem, a potem musnął wargami jej usta.

Nogi się pod nią ugięły, a świat zawirował, jakby znajdowała się na karuzeli w wesołym miasteczku. Wbrew woli rozchyliła wargi, a Cooper natychmiast z tego skorzystał. Po chwili całowali się już namiętnie. Kiedy skończyli, brakowało jej tchu.

Priscilla rozejrzała się dokoła. Wciąż znajdowali się w refektarzu, a nie na jakiejś bajecznie kolorowej planecie, jak jej się przed chwilą zdawało. Bóg szczęśliwie nie spalił ich gromem. Może uznał w swojej dobroci, że tak naprawdę nie sprofanowali Jego domu.

Cooper patrzył na nią z wyrzutem.

– Popatrz, co ze mną zrobiłaś – powiedział. – Nie mogę się powstrzymać nawet w świątyni.

– Co?! Chcesz na mnie zwalić winę?! Priscilla jednak wcale nie czuła się winna. Prawdę mówiąc, nigdy nie była bardziej lekka i radosna. Pozwoliła nawet skraść sobie jeszcze jednego całusa.

Jednak kiedy do refektarza zajrzeli pierwsi goście, oboje znajdowali się w przeciwległych kątach sali. Cooper stawiał właśnie na stole dzbanek z kawą, a Priscilla wyjmowała z kredensu filiżanki. Paul Wilson zaczął się uważnie przyglądać córce.

– Widzę, że sobie ze wszystkim poradziliście – stwierdził. – Chciałem tu przysłać Mary Lynn, ale jej córeczka rozbiła sobie kolano.

Priscilla skinęła głową.

– Zobaczę, jak się czuje mała.

– Cooper! Cooper chciał się właśnie wyśliznąć za Priscilla, ale w ostatniej chwili powstrzymało go wezwani pastora Wielebny Wilson przyglądał mu się uważnie. Groźny i zasadniczy ojciec Priscilli, którego bał się w dzieciństwie.

– Wydaje mi się, że powinieneś wytrzeć ten ślad po szmince, zanim zobaczą go inni goście – powiedział szeptem pastor i wręczył mu dyskretnie białą chusteczkę Cooper zrobił się nagle czerwony jak burak. Stal, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. W końcu wziął chusteczkę i ostrożnie zbliżył ją do policzka.

Priscilla wróciła do domu dopiero po dwóch godzinach. Najpierw zajęła się sprzątaniem kościoła, później zjedli wcześniejszy obiad i podwiozła Matta do sklepu, gdzie miał pracować do piątej.

Ledwie zdążyła zdjąć niewygodne buty na wysokim obcasie i odłożyć torebkę, a już rozdzwonił się telefon. Podniosła słuchawkę. Natychmiast rozpoznała znajomy głos, w którym od dzisiejszego ranka pobrzmiewały męczeńskie tony.

– Mogłaś mnie uprzedzić, że twój ojciec ma cholerne poczucie humoru – powiedział Cooper bez zbędnych wstępów. Priscilla zachichotała.

– Sądziłam, że się sam domyślisz. Te jego groźne miny są tylko na pokaz. Przecież wychował, do licha, trzy dziewczyny i żadna z nas nie wygląda na zahukaną czy ponurą. O czym rozmawialiście?

Nie powiedziała mu, że słyszała fragment rozmowy dotyczący szminki. Cooper nie zorientował się, że tego dnia wcale się nie malowała. W ogóle rzadko używała szminki. Miała nadzieję, że obaj mężczyźni nie rozmawiali o niej.

– Wiesz, polubiłem twego ojca. – Cooper nie chciał lub nie mógł odpowiedzieć na jej pytanie.

– Cieszę się. W słuchawce zapanowała cisza. Priscilla postanowiła, że nie odezwie się teraz pierwsza. W końcu Cooper chrząknął i zaczerpnął powietrza.

– Wiesz, zrobiło się tak ładnie. Matt mi mówił, że dzisiaj pracuje, a Shannon wyszła gdzieś z koleżankami. Hm… Może byśmy wybrali się nad to jeziorko, które przylega do posiadłości ojca?

– No cóż – zawahała się.

– Cieszę się, że się zgadzasz. Czy masz na sobie tę kremową sukienkę?

– Tak.

– Jak szybko możesz się przebrać? Priscilla zamknęła oczy. Musiała sobie powtarzać, to chodzi mu wyłącznie o pływanie.

– Wpadnę do ciebie za dziesięć minut – powiedział Cooper, nie doczekawszy się odpowiedzi. – Przygotuj liczniki, a ja wezmę ze sobą coś zimnego do picia. Może być?

Skinęła głową, zapominając, że nie może jej widzieć, a następnie wykrztusiła krótkie „może”. Cooper odłożył słuchawkę.

Natychmiast wbiegła na górę i zdjęła sukienkę. Następnie zaczęła grzebać po szufladach w poszukiwaniu kostiumu kąpielowego. Znalazła go dopiero po paru minutach. Zielony, jednoczęściowy kostium, który kupiła, będąc jeszcze w szkole. Dopiero teraz przypomniała sobie, że kiedy miała go na sobie po raz ostami, jakieś dziesięć lat temu, już wtedy był na nią za i ciasny.