Выбрать главу

Ruda w żółtej bluzce również tu była. Stała w kolejce, trzymając w dłoni sporą paczkę. Cooper zajął za nią miejsce i uzbroił się w cierpliwość. Joella nie tylko zajmowała się przyjmowaniem przesyłek, lecz również rozpowszechnianiem plotek i klient nie miał szans odejść od okienka, jeżeli nie usłyszał wszystkich. Na szczęście tę ostatnią usługę świadczyła za darmo.

Starszy mężczyzna w poplamionych ogrodniczkach podziękował Joelli i skierował się do wyjścia. Ruda zajęła jego miejsce przy kontuarze. Tak jak się spodziewał, Joella zaczęła przyjazną pogawędkę z klientką.

– I jak tam Matthew? – spytała.

– Matt? O, świetnie sobie radzi – odparła zagadnięta. – W czasie wakacji dorabia sobie w żelaźniaku. Chce kupić samochód.

– Ciężka praca jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła – stwierdziła Joella. – To dobry chłopak, Priss. Wiem, że nie było ci łatwo od śmierci Davida, ale dobrze go wychowałaś. Paczka dla siostry. O, proszę, jest teraz w Kalifornii.

Cooper, który słuchał jednym uchem, stwierdził, że kobieta jest matką chłopca, którego widzieli z Shannon na ulicy. Jednak dopiero imię, które usłyszał, Priss, wzbudziło w nim większe zainteresowanie.

Tysiące wspomnień przemknęło przez jego głowę z szybkością błyskawicy. Priss! Priscilla Wilson. Postrach ogrodników i nauczycieli. Dziewczyna, która potrafiła wpakować się w najgorszą kabałę. Nikt nie chciał wierzyć, że jest córką pastora. Priscilla była od niego o rok młodsza, ale na niektóre zajęcia chodzili razem. Nie mogła wytrzymać w szkole. Zawsze zapominała o pracy domowej i z zasady nie nosiła długopisu. To z jej poduszczenia chodzili zwykle na wagary. Jej pełen radości i życia śmiech, którego bała się większość nauczycieli, wciąż jeszcze brzmiał w jego uszach.

Coop nie mógł się oprzeć pokusie.

– Priss Wilson? – spytał. Dziewczyna odwróciła się. Obie kobiety rozpoznały go natychmiast.

– Proszę! Cooper Maitland. Słyszałam, że zamierzasz tu wrócić, ale nie chciało mi się w to wierzyć. – Urwała na chwilę. – Bardzo nam przykro z powodu twego ojca.

Joella wyszła zza kontuaru i przywitała się z nim serdecznie. Coop uściskał ją, czując kościste ciało, jednak co jakiś czas zerkał na Priscillę.

Bardzo się zmieniła. Dojrzała, co niezwykle go zaskoczyło, ponieważ nie sądził, że rudowłosa trzpiotka kiedykolwiek dojrzeje. Wciąż pamiętał jej chłopięcą sylwetkę, która teraz nabrała powabnych kobiecych kształtów.

Priscilla nigdy nie uchodziła za ładną, ale teraz można było powiedzieć, że jest wręcz piękna. Tym bardziej że było to piękno naturalne, ponieważ nie robiła nic, żeby je wydobyć czy podkreślić. Rozjaśnione słońcem włosy okalały najbardziej kobiecą twarz, jaką zdarzyło mu się kiedykolwiek widzieć. Delikatne uszy wyglądały niczym małe klejnoty. Z dawnych czasów pozostało jej kilka piegów na nosie, ale i one w dziwny sposób dodawały jej urody. Jednak wciąż patrzyły na niego te same, brązowe oczy, tyle że teraz znacznie spokojniejsze i… znacznie bardziej zmysłowe.

Priss Wilson, ta trzpiotka z odrapanymi kolanami i sińcami na całym ciele, miała teraz oczy prawdziwej kobiety.

Joella wróciła już do swego okienka, ale bez przerwy paplała. Opowiadała mu o znajomych, sąsiadach, ludziach, o których dawno zapomniał. Priscilla uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo, chcąc dać znak, że nic nie powstrzyma Joelli i że równie dobrze można by dyskutować z radiem, ale natychmiast spoważniała, czując na sobie jego uważny wzrok. Coop zastanawiał się, dlaczego tak się jej przygląda. Chciał przekonać siebie, że jego zainteresowanie ma czysto obiektywny charakter. To chyba naturalne, że interesują nas ludzie, których znaliśmy przed laty. Jednak również Joella była jego starą znajomą.

Wzrok Coopa spoczął na jej wargach. Nie, nie Joelli, a Priscilli. Dziewczyna miała małe usta, których górna warga wyginała się w delikatne „m”. Cooper nie pamiętał, kiedy ostatni raz zwrócił uwagę na kobiece usta.

Poczuł, że gapi się na Priss jak sroka w gnat. Priscilla uniosła do góry brodę, jakby chciała powiedzieć: „nie ze mną te numery, stary” albo coś w tym rodzaju. Zaklął w duchu, jednak nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego wargach. Czuł swoją przewagę. Sięgała mu zaledwie do ramienia. W świecie interesów jego wzrost okazał się niezawodnym sojusznikiem. Ludzie byli mu bardziej ulegli, kiedy spoglądał na nich z wysokości swoich stu osiemdziesięciu ośmiu centymetrów.

W zasadzie nigdy nie byli zaprzyjaźnieni. Jednak Priss zawsze traktowała go po partnersku. Teraz patrzyła na niego oczami dojrzałej kobiety. W jej świecie nie było już miejsca na wagary i podrapane kolana. Jednocześnie w jej zmysłowych oczach czaiło się coś dziwnego. Coop nie znalazł dla tego lepszego określenia niż – tajemnica. Priss Wilson bardzo się zmieniła, a on nie wiedział, dlaczego.

– Teraz nazywam się Neilson – poinformowała go głębokim altem, który przywodził na myśl długie, zmysłowe noce. Jednak jego ton był chłodny i rzeczowy. – Przyjechałeś z córką?

– Tak, ale Shannon spędzi tu tylko wakacje. Jesienią ma wrócić do matki, do Atlanty, gdzie chodzi do szkoły.

– Wygląda na to, że będziemy sąsiadami. Mieszkam z synem w białym domu z niebieskimi okiennicami, niedaleko posesji twojego ojca. Możesz do nas zajrzeć, gdybyś potrzebował pomocy.

– Dzięki. Powiedziała to jedynie po to, by okazać uprzejmość.

Z uśmiechem, który zgasł, gdy tylko dostrzegła jego rozpalony wzrok.

Coop nie spodziewał się, że jakaś kobieta będzie go w stanie tak podniecić. Po latach doświadczeń uważał, że jest odporny na, jak to określać, „zew płci”. Mimo to nie miał nic przeciwko uczuciom, które nim teraz zawładnęły. Chociaż z drugiej strony cieszył go chłód, z jakim go potraktowano. Przyjechał tu po to, żeby pozbyć się problemów, a nie szukać nowych. Poza tym chciał poświęcić najbliższe tygodnie na rozmowy z córką. W tym czasie nie powinna go interesować żadna inna kobieta.

Mimo to, kiedy Priscilla podeszła do drzwi, nie mógł się powstrzymać, żeby się nie odwrócić.

– Czyż nie jest wspaniała? Coop spojrzał ponownie na kobietę w okienku.

– Słucham?

– Priscilla. Czyż nie jest cudowna? – Aa… Ee… Tak – wymamrotał Cooper. Powinien uważać. Przecież Joella to największa plotkarka w miasteczku.

Starsza kobieta podała mu klucze do domu ojca i dokumenty, które znajdowały się w wielkiej szarej kopercie. Następnie zajęła się formularzami, które musiała wypełnić przed przyznaniem mu oficjalnej skrzynki pocztowej.

– Jest sama od pięciu lat, od kiedy David zabił się na traktorze. Znałeś Davida Neilsona, prawda?

– Wyszła za tego Neilsona? Davida? – spytał zupełnie zbity z tropu.

Ledwie pamiętał grubawego i niezbyt rozgarniętego chłopaka z jednej z pobliskich farm. Nie miał pojęcia, jak osoba z temperamentem Priss mogła wytrzymać z takim nudziarzem jak David.

– Sama wychowywała Matta – ciągnęła Joella. – Pracuje w szkole. Uczy biologii.

– Uczy? Priss? Chyba żartujesz?! – Jeszcze jedna niespodzianka. Przecież Priscilla nienawidziła szkoły i nauczycieli.

– Jest znakomitą nauczycielką. Wszyscy ją tutaj kochamy. Podsuwaliśmy jej różnych kandydatów na męża, ale ona mówi, że nie ma czasu na małżeństwo. Ciągle jest czymś zajęta.

Joella z powrotem włożyła okulary i spojrzała na niego uważnie. To była jej taktyka. Najpierw dzieliła się plotkami, a potem chciała wyciągnąć wszystko ze swojej ofiary.

– Czy ten olbrzymi lincoln na ulicy to twój samochód? Twój ojciec zawsze mówił, że ci się dobrze powodzi… Czy naprawdę chcesz się osiedlić w Bayville?