Po jakimś czasie jeszcze jedno przyszło jej do głowy. Shannon będzie miała ułatwione zadanie i okazję do spokojnej rozmowy z Mattem, jeśli okaże się, że „wapniaków” (czyli jej i Coopera) nie ma w domu.
Niewiele myśląc sięgnęła po słuchawkę.
Cooper pojawił się w nowych, odświętnych spodniach i koszuli. Lekkie brązowe buty aż lśniły od pasty. Bił od niego zapach wody kolońskiej i świeżości.
Priscilla nie czyniła mu żadnych nadziei. Powiedziała, że chodzi o to, żeby dzieciaki zostały same, i wyjaśni mu wszystko, jak tylko znajdą się poza domem. Jednak Cooper nie potrzebował żadnych wyjaśnień. I tak wiedział, że prędzej czy później oboje pójdą ze sobą do łóżka. Wszystko było jedynie kwestią czasu. Tyle że Priscilla potrzebowała dużo czasu. Cooper nie wątpił, że uczynił dobrze, wycofując się z gry wstępnej parę dni temu na tratwie. Nie uszło jego uwagi to, że Priss była początkowo bardzo spięta. Chciał znać źródło jej obaw. Tylko w ten sposób mógł być pewny, że będzie im razem naprawdę dobrze.
Niestety, przez kilka ostatnich dni Priscilla wyraźnie go unikała. Kiedy on przyjeżdżał, ona akurat wyjeżdżała, kiedy miał czas wolny, ona była zajęta. Nawet kiedy do niej dzwonił, zwykle okazywało się, że nie może rozmawiać, bo stoi pod prysznicem. Obiecywała, że oddzwoni, a potem oczywiście nie odzywała się.
Teraz wsiadła do lincolna i jak gdyby nigdy nic powiedziała:
– Cześć, Coop. Nawet nie spojrzała na niego spode łba, jak to czasami potrafiła. Pełny uśmiech. Skromna, lecz pełna wdzięku fryzura. Nawet makijaż.
Cooper zaczął się zastanawiać, czy nie pomylił się wtedy, na tratwie.
– Wspaniale wyglądasz – rzucił. Przyjęła ten komplement jak należny jej hołd. Do diabła, popełnił błąd. Teraz z kolei zaczęło mu się wydawać, że wcale nie potrzebowała czasu.
Natarczywe spojrzenie zaniepokoiło ją nieco. Zaczęła poprawiać kołnierzyk bluzki. Następnie zaczerpnęła powietrza w płuca i zaczęła zasadniczym tonem:
– Chciałam się z tobą spotkać z powodu…
– Wiem – przerwał jej. – Dzieciaki się pokłóciły. Musimy im dać czas, żeby się jakoś dogadały.
– Wiedziałeś o tym? – spytała ze zdziwieniem.
– Oczywiście. Dziś rano zabrakło mi papieru ściernego, więc pojechałem do sklepu. Twój syn zdybał mnie gdzieś w kącie. Było mu bardzo głupio. Przez chwilę w ogóle nie wiedział, co powiedzieć, ale później wydukał, że boi się, iż „zranił Shannon” i że „nie może sobie tego wybaczyć”. Wyobrażasz sobie takie słowa w ustach chłopca? – Coop potrząsnął głową. – Musiałem jednak porozmawiać z nim jak mężczyzna z mężczyzną. Priscilla uśmiechnęła się.
– Mnie było łatwiej rozmawiać z twoją córką – stwierdziła. – Mam w końcu trochę wprawy.
Przez chwilę rozmawiali o dzieciach. Cooper rozpływał się w zachwytach nad Mattem.
– Powinnam być ci wdzięczna za to, że z nim rozmawiasz – powiedziała. – Wiem, że brakuje mu męskiego wsparcia. Staram się z nim mówić o wszystkim – narkotykach, AIDS, seksie. Czasami jednak czuję, że wolałby o tym porozmawiać z jakimś facetem.
Cooper pokiwał' głową. On również to zauważył. Jak również i to, że znacznie łatwiej mówić jej o seksie, kiedy dotyczy to dzieci, a nie jej samej.
– Nie powiedziałem ci jeszcze, o co im poszło – zauważył, chcąc zmienić temat.
– Myślałam, że obiecałeś Mattowi, że zachowasz to w tajemnicy.
– A jakże, dałem mu słowo honoru.
– Ja też. – Roześmieli się serdecznie. – Czyż nie jest zabawną rzeczą wychowywać nastolatki?
– Wobec tego musimy milczeć jak grób – stwierdził ze śmiechem Cooper.
Priscilla nagle spoważniała.
– Lubię twoją córkę i dobrze mi się z nią rozmawia. Nie chciałabym stracić jej zaufania. Jednak możesz być pewny, że jeśli uznam, iż grozi jej jakieś niebezpieczeństwo albo coś złego się z nią dzieje, powiem ci o tym jak najszybciej.
Cooper wjechał na parking i zatrzymał samochód.
– Wiem o tym – powiedział. – Ja też powiedział bym ci o Matcie, chociaż zdaje się, że jemu nic nie grozi.
Sięgnęła po torebkę, a Coop chciał położyć okulary słoneczne na półce. Przez moment ich dłonie się zetknęły. Spojrzeli sobie w oczy.
Nie ogarnęły ich dreszcze, nie doznali też gwałtownej ekstazy, jak to zwykle opisuje się w książkach. Być może byli na to zbyt doświadczeni. Jednak właśnie w tym momencie Priscilla zrozumiała, że może zaufać Cooperowi. Tak jak on zaufał Mattowi. Pojęła też przyczynę młodzieńczych intryg Lainie, chociaż przestało to mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Cooper patrzył w jej oczy, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Chciał, żeby ten moment już nadszedł. Chciał wziąć ją w ramiona i wyznać Priss miłość. Jednak znowu postanowił poczekać. Zwłaszcza że znajdowali się na zatłoczonym parkingu, z którego co i rusz wyjeżdżał jakiś samochód.
– Wejdziemy? – spytał., – Oczywiście – odparła i spojrzała na parking i znajdujące się obok budynki, jakby widziała je po raz pierwszy.
Coop wysiadł szybko w obawie, że za chwilę będzie musiał ją pocałować, i zaczekał na nią na zewnątrz. Priscilla wzięła torebkę i stanęła u jego boku. Minęli restaurację, ponieważ oboje zjedli już obiad, a także przylegającą do niej salę bilardową i weszli do niewielkiej kafejki.
Znali to miejsce od dawna. Tak jak i jego właścicielkę – Babe O'Connell. W czwartki i soboty można tu było posłuchać muzyki na żywo, wykonywanej głównie na banjo lub gitarze. Niewielkie wnętrze przeładowane było miejscowymi wytworami „sztuki ludowej '' oraz jakimiś gadżetami sprzed ćwierć wieku. Nic do siebie nie pasowało, ale też nikogo to nie obchodziło. Gdy tylko usiedli przy stoliku za ostatnim przepierzeniem, zjawiła się kelnerka. Zamówili zimne piwo i fistaszki, które otrzymali niemal natychmiast.
Tak jak się spodziewał, wszyscy znali tu Priscillę. On też rozpoznał parę osób. Było to jedyne miejsce w okolicach Bayville, gdzie można było spokojnie posiedzieć i pogadać. Okazało się, że Priscilla pracowała, oczywiście za darmo, w przeróżnych komitetach i organizacjach sprawujących opiekę nad młodzieżą. Ktoś nawet się przysiadł, żeby zapytać o zawody dla dzieci, które nie wyjechały na wakacje. Priscilla odparła, że wszystko jest już przygotowane i zawody odbędą się w czasie festynu w najbliższą niedzielę.
– Zdaje się, że zaczynają o nas plotkować – szepnęła, kiedy ciekawski rodzic wrócił na swoje miejsce.
Cooper rozejrzał się dookoła. Zauważył, że wiele osób przygląda się życzliwie Priscilli. Spojrzenia skierowane w jego stronę miały w sobie zdecydowanie mniej ciepła.
– Nie wiedziałem, że jesteś aż tak popularna – zauważył. – Następnym razem nałożę krawat.
Następnie dosiadł się do nich jakiś starszy mężczyzna. Coop z trudem rozpoznał przyjaciela ojca. Staruszek rozpromienił się, kiedy powiedział, że pamięta, że właśnie z nim wybrał się po raz pierwszy na ryby.
Ośmieleni ludzie zaczęli podchodzić do ich stolika. Niektórzy nawet nie siadali. Przyszli tylko po to, żeby powiedzieć, że cieszą się z powrotu Coopera. Inn| siadali na chwilę, ale później odchodzili, żeby zrobić miejsce innym.
Dopiero po półgodzinie zostali sami. Cooper odetchnął z ulgą. Jakiś kowboj wyciągnął gitarę i zaczął śpiewać balladę Willie'ego Nelsona.
Priscilla wskazała dłonią parkiet, na którym pojawiły się pierwsze pary.