Выбрать главу

– Za… zajmuję się tylko zawodami – zdołała jeszcze wyjąkać.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Priscilla nie protestowała, mimo iż Cooper niemal ciągnął ją do samochodu. Wiedziała, że dzieci doskonale poradzą sobie bez nich, ale miała już dość towarzystwa Brica z małżonką i nie obchodziło jej, co sobie pomyślą.

Zastanawiała się tylko, co mogło stać się Cooperowi. Pobladł nagle, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Wyglądał tak, jakby coś mu zaszkodziło.

Na pewno źle się poczuł, myślała. Wyszedł tak szybko, żeby nie okazywać przed tamtymi słabości.

Jednak o Cooperze można było powiedzieć teraz wszystko, tylko nie to, że jest słaby. Niemal niósł ją uczepioną jego ręki, roztrącając ludzi, których o tej porze wciąż przybywało. W końcu znaleźli się przy samochodzie. Cooper obejrzał się za siebie.

Otworzył drzwiczki i zaprosił Priss gestem do środka.

– Źle się czujesz?

Pokręcił głową i jeszcze raz wskazał skórzane siedzenie. Priscilla spełniła bez słowa jego polecenie. Usiadł obok i zastygł w pozie kamiennego posągu.

– Co się stało?

Ruszyli z piskiem opon. Priscilla chwyciła Coopa za rękaw, ponieważ przestraszyła się szybkości.

– Coop, jesteś pijany!

– Ja? Po dwóch piwach?

– Więc może masz klaustrofobię? Czasami, kiedy siedzę dłużej w szkole w ciasnym pokoju nauczycielskim…

– Nie mam żadnej klaustrofobii – przerwał jej. – I w ogóle nie jestem chory.

Priscilla westchnęła ciężko. Zamiast się uspokoić, zaniepokoiła się jeszcze bardziej.

– O co więc chodzi? Przez chwilę patrzył przed siebie w milczeniu.

– Chciałbym z tobą pogadać. Ale nie tam. – Wskazał dłonią za siebie. – I nie przy dzieciach. Może sprawdzimy, co słychać w domu, a potem jakoś się umówimy?

– Dobrze – odrzekła. Nie ma nic gorszego niż niepewność. Priscilla chciała dowiedzieć się jak najszybciej, co Coopera dręczy. Miała złe przeczucia, którym jednak nie potrafiła nadać żadnej konkretnej treści.

Może dlatego, że sama czuła się poruszona spotkaniem z Brikiem. Nie spodziewała się, że jego widok tak na nią podziała. Przez cały czas musiała uważać, żeby nie zdradzić się ze swymi prawdziwymi odczuciami.

W końcu zatrzymali się przed jej domem.

– Wiem, że chcesz sprawdzić, co z Mattem – po wiedział. – Ja zajrzę do Shannon. Jeśli wszystko będzie w porządku, spotkamy się za pół godziny na tyłach domu.

Mówił to tak smutnym, a jednocześnie stanowczym głosem, że znowu nie przyszło Priss do głowy, żeby protestować.

W domu panowała cisza. Przy drzwiach powitała ją jedynie Kleopatra. Priscilla zajrzała do sypialni, gdzie zastała śpiącego Matta. Cicho zamknęła drzwi i zgasiła światło na schodach. Zeszła na dół. Postanowiła sama odtworzyć przebieg spotkania.

W pokoju gościnnym znalazła dwie szklanki. Na jednej z nich, prawie pełnej, dostrzegła ślad od szminki. A więc to Shannon mówiła, a Mart słuchał i pił herbatę. Jedna poduszka leżała na dywanie, a druga na drewnianej podłodze obok kanapy. To znaczyło, że siedzieli daleko od siebie. Nie całowali się. Priscilla pogłaskała Kleopatrę i westchnęła z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że spotkanie przebiegło spokojnie. Matt i Shannon doszli do porozumienia (chociaż nic wiedziała, na czym ono polegało) i jednocześnie nie pogrążyli się w odmętach seksu.

Spojrzała na zegarek. Minęło zaledwie dziesięć minut. W tej chwili myślała tylko o Cooperze. Co go dręczy? O co może mu chodzić?

Usiadła w fotelu, żeby przemyśleć wszystko spokojnie. Nie znała go wcześniej od tej strony. Nie sądziła, że podlega takiej huśtawce nastrojów. Janet! pomyślała. Może znał wcześniej Janet. Nie, to niemożliwe. Na początku zachowywał się tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Słyszała od Joelli, że Brie sprowadził sobie żonę z innego stanu. Podobno była bardzo bogata. Jej ojciec miał fabrykę czy coś takiego…

Priscilla zmarszczyła brwi. Poczuła, że zabrnęła w ślepą uliczkę. Spojrzała na zegar. Czas dłużył się jej niemiłosiernie.

Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo zależy jej na Cooperze. Do tej pory wydawało jej się, że jest to tylko rodzaj erotycznego zauroczenia, z którego nie potrafi się wyzwolić. Jednak teraz zrozumiała, że po prostu go kocha. W innych okolicznościach ta myśl przeraziłaby ją zapewne, ale teraz myślała tylko o nim.

Wstała energicznie z fotela i ruszyła do wyjścia.

– Widzisz? To Orion.

– Ależ Cooper, to nie jest Orion.

– Naprawdę? Popatrz tam, to Hepacutruks. Wiąże się z nim pewna stara legenda…

– Nigdy nie słyszałam o takiej gwieździe.

– Nie będę się z tobą spierał – mruknął. – Poszukajmy innej – mruknął. – Popatrz, tu z kolei mamy Wielką Niedźwiedzicę. Widzisz ją?

– Coop.

– Słucham?

– Wielka Niedźwiedzica znajduje się po drugiej stronie nieba. Powinieneś uzupełnić swoje wiadomości. Może zapiszesz się na kurs dla dorosłych w naszej szkole? – zażartowała, chociaż jej twarz wciąż była poważna. – Chyba nie chciałeś ze mną rozmawiać o gwiazdach?

– To prawda. Ale chciałem cię wcześniej trochę rozbawić – wyznał szczerze.

Udało mu się. Spodziewała się poważnej dyskusji, a tymczasem wybrali się nad jeziorko. Przy czym Cooper bez przerwy opowiadał jej jakieś dowcipy, gdyby nie wcześniejsze wydarzenia, na pewno dałaby się przekonać, że chodzi mu wyłącznie o miłą, towarzyską pogawędkę.

– Więc o co chodzi? – spytała po raz kolejny.

– Zaczekaj.

Pognał w stronę samochodu. Po chwili wrócił z butelką wina, korkociągiem, serem i krakersami. Stary koc zarzucił sobie na ramię.

– . Przyda nam się to wszystko, jeśli mamy zamiar poważnie porozmawiać – stwierdził z uśmiechem.

Rozłożyli koc na pokrytej wieczorną rosą trawie. Usiedli obok siebie. Cooper znów zaczął mówić o gwiazdach, ale po chwili zamilkł na widok jej miny.

– Co ci się znów nie podoba? – spytał.

– Wszystko – odparła. Zerwał się z koca jak niespokojny duch i znowu pobiegł do samochodu. Zaczął manipulować przy radiu. Po chwili usłyszała rock and rolla Billa Haleya.

– Zatańczysz? – spytał, zbliżając się do niej.

Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten wieczór.

– Najchętniej posłałabym cię najpierw na badania psychiatryczne. Może nie zauważyłeś, ale już dochodzi północ, a poza tym jesteśmy na łące.

– Daj spokój – mruknął. – Przecież wiem, że lubisz tańczyć. Nie udało nam się potańczyć u Babe O'Connell, więc chciałbym ci to teraz wynagrodzić.

Potrząsnęła głową.

– To przecież rock and roli. Umiesz tańczyć rock and rolla?

– Nie – odparł. – Ale mam nadzieję, że mnie nauczysz. Jesteś znakomitą nauczycielką – podlizywał się.

Priscilla wstała i wyciągnęła do niego rękę. Chciała mu pomóc, lecz jednocześnie wiedziała, że nie zawsze potrzebne są słowa. Zresztą Cooper był w doskonałym nastroju. Zaczynała sądzić, że wtedy, w kafejce, przypomniało mu się coś z dalekiej przeszłości.

Zbliżyli się do siebie. Pragnęła pomóc, dotrzymując mu towarzystwa. To mogło zupełnie wystarczyć.

Zaczęła demonstrować Coopowi figury tanecznej ale rock and roli po chwili się skończył i musieli przerzucić się na shimmy, a potem z kolei na twista! Wkrótce przemoczyli sobie buty. Cooper miał problemy z dotrzymaniem jej kroku. Mimo to bawili się świetnie.

Priscilla bała się tylko trochę, że ktoś ich tu zobaczy i zadzwoni po pogotowie. Jednak w tej okolicy od dawna nie pojawił się pies z kulawą nogą. Ludzie z miasteczka woleli bary lub restauracje. Powoli opadało z niej całe napięcie.

Po chwili w radiu odezwał się głos prezentera: