– A teraz zmieniamy nastrój w naszym programie „Stare, ale jare”. Uwaga, proponujemy coś niezwykle romantycznego.
Nie znali tej melodii, ale tańczyło im się wyśmienicie. Zwłaszcza że tekst mówił o chłopaku, który proponuje dziewczynie „taniec w świetle księżyca”. Piosenka stanowiła świetny komentarz do sytuacji, w której się znajdowali.
Cooper trzymał ją mocno w ramionach. Czuła się przy nim jak ptak w gnieździe. Oboje z rozkoszą poddawali się rytmowi. Serca im biły gwałtownie. Znowu poczuli się tak, jakby mieli po osiemnaście lat.
– „Czy chcesz tańczyć w świetle księżyca?” – śpiewał piosenkarz.
A Priscilla wiedziała, że mogłaby tak kołysać się do taktu przez resztę nocy. Byle tylko był przy niej człowiek, którego kochała. Zupełnie nie czuła tego, że ma przemoczone buty. Łąka lśniła w bladej poświacie księżyca. W ciemnej tafli jeziora odbijały się gwiazdy. Był to najpiękniejszy widok, jaki widziała do tej pory. W oddali rozległo się pohukiwanie sowy. Priscilla przytuliła się mocniej do ukochanego.
Tańczyli jak we śnie, chociaż piosenka dawno się już skończyła. Działo się z nimi coś dziwnego. Oboje mogli przysiąc, że wciąż rozbrzmiewa im w uszach to pytanie: „Czy chcesz tańczyć w świetle księżyca?”
Spojrzała w oczy Coopera. Gwałtowny dreszcz podniecenia przebiegł jej po plecach. Cooper zaczął rozpinać guziki jej bluzki, jeden, drugi, a potem zdjął ją i rzucił na lśniącą kroplami rosy trawę. Priscilla nawet nie spojrzała na bluzkę. Ani na chwilę nie mogła oderwać wzroku od Coopera, który z kolei zdjął swoją koszulę. Jego nagi tors wyglądał jak wykuty z marmuru. Oglądanie go pochłonęło całą uwagę Priss, dlatego nawet nie zauważyła, kiedy zdjął jej stanik. Po chwili ich nagie ciała przylgnęły do siebie.
Tańczyli. Nie miała pojęcia, jak długo. Po północy zmienili się prezenterzy. Nowy oferował słuchaczom głównie wolne jazzowe melodie. Tańczyliby objęci, nawet gdyby zagrano im w tej chwili głośnego marsza.
Priscilla czuła, że stwardniały jej sutki. Taneczny rytm powoli zmieniał się w coś innego, znacznie bardziej zmysłowego. Wiedziała, że Cooper jest podniecony, ale do tej pory nawet jej nie pocałował. Nie było to wcale potrzebne. Wystarczyło, że ocierali się o siebie nagimi ciałami. Gdyby teraz zasypał ją gorącymi pocałunkami, chyba by umarła ze szczęścia.
Nagle serce zadrżało jej w piersi niczym ptak. Cooper znów na nią patrzył. Znała już to spojrzenie. Tylko czy tym razem znowu nie strzeli mu coś do głowy i nie stwierdzi, że jeszcze nie jest gotowa?
Priscilla postanowiła zachować spokój. Musi pozwolić, żeby Cooper sam podjął tę decyzję. Może to właśnie on nie jest gotowy?
Coop przygarnął ją do siebie. Poczuła na czole jego gorący oddech. I nagle zrozumiała, że chce się z nią kochać. Kobieca intuicja podpowiedziała jej, że tym razem pierwszy ruch należy do niej.
Sięgnęła do klamerki jego paska. Męczyła się z nią przez chwilę, ale w końcu udało się ją rozpiąć. Potem jeszcze guzik i zamek błyskawiczny. Cooper odsunął się od niej na odległość ramienia. Już dawno przestał się uśmiechać. Patrzył na nią, zaciskając szczęki, jakby powstrzymując się przed czymś ostatecznym, co miało za chwilę nastąpić.
– Czego chcesz, Priss? – spytał chrapliwym głosem.
– Ciebie. To słowo zabrzmiało jak wystrzał w nocnej ciszy.
Mimo to Coop nie ruszył się z miejsca. Patrzył na jej jasną skórę i sprężyste piersi skierowane koniuszkami w jego stronę.
– Może wciąż się mnie boisz? Przecież bałaś się mnie wcześniej, prawda?
– Nie – skłamała. Chciała przekonać go w ten sposób. Przecież to nie jego wina, że miewa koszmarne sny. Nie chciała, żeby dawne zdarzenia kładły się cieniem na ich związku.
Cooper skinął głową, ale bez przekonania. – Wobec tego będziesz musiała to udowodnić. Muszę wiedzieć, że chcesz się ze mną kochać… – Nie zdążył skończyć, ponieważ Priscilla przytuliła się do niego, a następnie, wspinając się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję. Pociągnęła go ku sobie. Pochylił się, zdziwiony, że dziewczyna ma tyle siły.
Pocałował ją tak, jak to tylko on umiał. Bez żadnych zahamowań, z pełną świadomością tego, co robi. Po chwili podniósł ją do góry. Było jej łatwiej, kiedy ich usta znalazły się na tym samym poziomie.
W chwili przerwy na złapanie oddechu pociągnęła go w stronę koca. Poszedł za nią bez sprzeciwu. Była pewna, że tym razem nie wystarczy mu zwykły pocałunek, chociaż i tak upili się nim bardziej niż winem.
Położył się na plecach, a ona zaczęła pieścić jego tors. Po chwili cofnęła się, żeby na niego spojrzeć.
– Dżinsy – powiedziała.
– Mam zdjąć dżinsy? – spytał, patrząc na nią uważnie.
– Dżinsy i całą resztę.
– Niewiele już tego zostało – zażartował. – Uważaj, Priss. To może radykalnie zmienić naszą sytuację. Zastanów się. Nie jestem delikatnym i łagodnym kochankiem. Pamiętaj, wszystko albo nic.
– Dżinsy – powtórzyła z uporem.
– Sama je zdejmij. Spojrzała na niego obrażona. David nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił. Był dżentelmenem. Natomiast mężczyzna leżący obok zachowywał się okropnie. Jest chyba perwersyjna, skoro wybrała kogoś takiego.
Zaczęła wolno ściągać dżinsy Coopera. Wcześniej musiała zdjąć mu buty, ponieważ wąskie nogawki nie chciały przez nie przejść. Było to ciężkie zadanie i odetchnęła z ulgą, kiedy jej się udało.
Cooper dość już miał bezczynności. Usiadł i bez słowa ściągnął z niej resztę ubrania. Stanęła naga W blasku księżyca. Nie na długo jednak. Po chwili zamknęły się wokół niej potężne ramiona. Poczuła się jak w oku cyklonu. Czy to możliwe, żeby jeszcze przed chwilą tańczyli tak spokojnie? Puścił ją na chwilę, żeby zdjąć slipy. Dopiero teraz zobaczyła jego męskość. Czy to możliwe? Gdyby go tak nie kochała, Uciekłaby teraz jak najdalej stąd.
– Nic się jeszcze nie stało – usłyszała pełen napięcia głos. – Możesz się jeszcze wycofać. Musisz tylko drobić to szybko, bo za chwilę będzie za późno.
Pokręciła przecząco głową, chociaż wszystko w niej drżało z niepokoju. Straciła całą pewność siebie. Przypomniało jej się ciało męża. Też był muskularny, ale Die tak dobrze zbudowany jak Coop. Jeszcze większą Obawę wzbudzało w niej t o. Czy Cooper nie rozedrze jej na strzępy w czasie stosunku?
Spojrzała na niego. Górował nad nią, ale przecież też można go było zranić. W tej chwili drżał podobnie jak ona. Przypomniał jej się stary dowcip, który kryl w sobie głęboką mądrość: jeżeli ginąć, to w odpowiednim towarzystwie. Zamknęła oczy i rzuciła się w potężne ramiona Coopera. Przypominało to trochę skok z dużej wysokości bez spadochronu.
I nagle wszystkie obawy rozwiały się jak dym. Cooper przytulił ją mocno, jakby wracała z dalekiej podróży. Wiedziała, że w tej chwili liczy się tylko on, i chciała, by tak zostało na zawsze.
Zaczął pieścić jej nagie ramiona. Mocne dłonie przesuwały się coraz niżej i niżej. Wkrótce poczuła je na pośladkach. Westchnęła głośno. Fala pożądania, zahamowana nagłymi refleksjami, powróciła do niej £ nową siłą. Przywarła mocno do Coopera. Nawet nic sądziła, że ma w sobie jeszcze tyle siły. Po chwili znowu opadli na koc.
Zaczęła go pieścić, tym razem wiedząc dokładnie, do czego to prowadzi. Coop poddawał się pieszczotom, ale kiedy delikatne palce zawędrowały w okolice pachwin, nie mógł już dłużej wytrzymać. Jęknął głucho i przewrócił ją na plecy.
Zobaczyła go nad sobą. Jednak w tej chwili nie bała się niczego. Zaczął ją pieścić, coraz mocniej i szybciej, a ona poddawała się temu bez żadnych zahamowań. Cały kolorowy świat uczuć i nastrojów stał przed nią otworem. Nigdy nie sądziła, że seks może stać się źródłem aż tylu niezwykłych doznań.