Выбрать главу

– Masz rację – powiedział z ociąganiem. – Coś się stało… To spotkanie z Brikiem Eastmanem…

Priscilla zastygła w bezruchu. Cała zesztywniała i coś ścisnęło ją za gardło. Cooper ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku.

– Ojej, myślałam, że po prostu grywaliście razem w piłkę – powiedziała, próbując nadać tym słowom lekki ton. – Zdaje się, że byliście przyjaciółmi.

– Graliśmy w jednej drużynie, ale nie byliśmy przyjaciółmi.

– Nie lubisz go?

– Kiedy byliśmy w szkole, myślałem, że jest po prostu aroganckim, głupim szczeniakiem, zepsutym przez pieniądze i rodzinne koneksje. Dawno go nie widziałem, ale nie sądzę, żeby się zmienił. Nie musisz być dla niego miła z mojego powodu – dodał po chwili.

– Dobrze. Będę o tym pamiętała. Odgarnął delikatnie włosy z jej czoła.

– Nigdy mi nie mówiłaś, co o nim sądzisz – powie dział po chwili namysłu. – Pewnie musiałaś odnosić się do niego z sympatią. To chyba Eastmanowie zbudowali nasz kościół, prawda? Zawsze chętnie dawali pieniądze. Chyba że to się zmieniło…

– Nie, nie zmieniło się – wtrąciła. – Zwłaszcza po śmierci mamy bardzo pomogli ojcu. Nie wiem, czy pamiętasz, ale mieliśmy tu mały lokalny kryzys. Ludzie z miasteczka nie mogli wspomagać ojca. Właśnie wtedy pomogli Eastmanowie.

– Więc twój ojciec był od nich uzależniony – mruknął pod nosem Cooper. – To pasuje do całej układanki.

– Jakiej układanki? Nic nie rozumiem, Coop.

– Wydawało jej się, że słyszy łomot swego serca. Nie mogła myśleć. Do głowy jej nie przyszło, że Cooper zareagował tak właśnie na Brica.

Odsunęła się trochę od niego, żeby nie widział jej twarzy. Wydawało jej się, że zawsze doskonale maskowała swoją niechęć do młodego Eastmana. Jak do tej pory, nikt w miasteczku nie zauważył, że mogła do niego czuć jakąkolwiek urazę. Czyżby Cooper był znacznie lepszym psychologiem, niż sądziła? A może zakochany mężczyzna widzi więcej i lepiej?

Wyglądało jednak na to, że Cooper zakończył rozmowę na ten temat. Pochylił się w jej stronę i pocałował mocno. Właśnie chciała przytulić się do niego, kiedy znów spojrzał jej w oczy.

– Chciałbym ci powiedzieć, że możesz mi zaufać. Nic, ale to naprawdę nic nie zmieni mojego stosunku do ciebie – stwierdził.

Zadrżała i skuliła się na kocu. Nagle zrobiło jej się zimno. Jakiś wietrzyk zabłąkał się w koronach drzew i zatrzepotał liśćmi. Czarna jak atrament chmura zasłoniła na moment księżyc.

– Nie chcesz rozdrapywać starych ran? – spytał.

– Chodzi o mroczne sekrety z przeszłości?

Poruszyła ustami jak ryba, próbując wydobyć z siebie głos.

– Mówiłaś, że chcesz porozmawiać o moich problemach, Priss – ciągnął. – Ale może lepiej porozmawiajmy o twoich. Zwłaszcza że teraz są to nasze wspólne problemy. Wiem, że trudno czasami o tym mówić. – Bez słowa sięgnął po swoją koszulę i otulił nią dziewczynę, widząc, że drży z zimna. – W zasadzie jesteśmy do siebie bardzo podobni.

– Dlaczego? – spytała, czując, że jest jej trochę cieplej.

– Czy wiesz, do kogo zwracałem się z moimi problemami? – odpowiedział pytaniem.

– Do żony, ojca… – próbowała zgadnąć.

– Do nikogo. Starałem się jakoś sobie radzić. Czasami nie było mi łatwo. – Spojrzał na nią raz jeszcze i spróbował się uśmiechnąć. – I co? Jesteśmy do siebie podobni?

– Jesteśmy – przyznała bez wahania.

– Czasami jednak czułem, że mam dosyć odpowiedzialności. Że chciałbym pozbyć się przynajmniej części tego ciężaru.

– Ja też – wyrwało jej się.

– Teraz masz taką szansę. Kocham cię i chętnie wysłucham wszystkiego, co masz mi do powiedzenia.

Priscilla ponownie znieruchomiała, ale tym razem z zupełnie innego powodu. Wiedziała, że może liczyć na Coopa. Jego uczucie było wiernym odbiciem jej miłości, ponieważ Stwórca ulepił ich z tej samej gliny. Jak to możliwe, że tak długo nie mogli się odnaleźć?

– Wcale nie żartowałem, kiedy mówiłem: „wszystko albo nic”. Chcę cię całej.

Przełknęła ślinę.

– Myślałam, że chodziło ci o seks.

– Nie – stwierdził z całą mocą. – Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie tknąłbym cię nawet, gdybym nie był pewny, że w naszym wypadku chodzi o coś więcej niż seks. Wiem, że nie przywykłaś nikomu ufać. Nikt nie potrafi zrozumieć tego lepiej ode mnie. Pamiętaj jednak, że możesz na mnie liczyć i że zawsze będę chciał z tobą porozmawiać.

Nie chciana łza zaczęła spływać po jej policzku i właśnie wtedy poczuła mocną dłoń na swoim ramieniu.

Priscilla kroiła czerstwy chleb, nie zważając na okruchy, które obficie spadały na deseczkę i stół. „Następnie nadziała na widelec trzecią z kolei kromkę, zamoczyła ją w jajku doprawionym gałką muszkatołową i umieściła na skwierczącej patelni. Francuskie tosty były ulubioną potrawą Matta. Robiła je niemal codziennie. Jednak rzadko zdarzało się, żeby wcześniej nie przespała nawet godziny.

Cooper przywiózł ją do domu po piątej. Nawet zdziwiła się, że jest już tak późno. Po drodze minęli kilku farmerów zmierzających na pola, a w miasteczku powitało ich pianie kogutów. Wstawał letni dzień. Cooper odprowadził ją aż do drzwi i pocałował tak mocno, że obawiała się, iż puściły w nim wszelkie hamulce i zechce ją wziąć tu, na progu. I to po raz trzeci! Jednak przeszkodziła mu kolejna ciężarówka jadąca w stronę pola. Pożegnał się więc szybko i ruszył do samochodu.

Znowu poczuła jakiś przykry zapach. Tosty. Rzuciła się jak lwica w stronę patelni, ale znowu było za późno. Musiała wyrzucić spaloną kromkę do kosza. Będzie jej tam weselej wraz z dwiema innymi.

Sięgnęła po kolejną kromkę. Matt przyjdzie do kuchni za parę minut. Musi się jakoś skoncentrować, bo inaczej nigdy nie zrobi mu śniadania.

Rzuciła chleb na rozpalony tłuszcz. Niebieskawe płomienie zaczęły lizać brzegi patelni. Natychmiast skojarzyły jej się z płomiennym uczuciem, płomieniem pożądania i płomieniem wiecznej miłości, ale w żadnym wypadku nie z jedzeniem. Skutek okazał się fatalny.

– Cześć, mamo – rzucił Matt. – Usiłujesz podpalić! nasz dom?

Wzruszyła ramionami. Za nic nie chciała dać po sobie poznać, że gniecie ją ciężar winy. Wkrótce będzie musiała porozmawiać z synem o Cooperze. Jednak wcześniej chciałaby się porządnie wyspać i przemyśleć sobie pewne sprawy.

– Cześć – powiedziała, oglądając się przez ramię. – Każdy może spalić parę tostów.

– Tak – mruknął. – Chociaż czasami lepiej trzymać cię z daleka od kuchni.

Matt wyjął widelec z jej ręki i poprosił, żeby usiadła. Jednak Priscilla postanowiła nakryć do stołu. Po kwadransie zasiedli przed półmiskiem, na którym piętrzyły się tosty. Matt mówił z pełnymi ustami – miał taki brzydki zwyczaj, który normalnie starała się wykorzenić, ale dzisiaj nie zwracała na to uwagi. Opowiadał o ustaleniach dotyczących pracy, o nowym koniu Stuarta Bella, ale nie o Shannon.

Dopiero kiedy usiedli przy herbacie, syn pochylił się nad kubkiem bardziej niż zwykle i podjął wstydliwy temat:

– Pewnie domyśliłaś się, że wczoraj wieczorem była tutaj Shannon – zaczął. – Wiem, że nie lubisz, jak się tu plączą jakieś dzieciaki, jak cię tu nie ma, ale skoro przyszła, to musiałem ją wpuścić. Zdaje się, że była bardzo zmartwiona.

– Naprawdę?

– Nie udawaj, że nic nie wiesz. – Matt jeszcze bardziej pochylił się nad kubkiem. – Shannon mówiła, że rozmawiała z tobą wcześniej… To prawda, była kłótnia. Myślę, że nie tylko z mojej winy. Ale teraz wszystko jest w porządku. Może nawet wybierzemy się razem na festyn.