Выбрать главу

– To dobry pomysł – powiedziała, czekając na dalszy ciąg. Wiedziała, że Matt chce jej powiedzieć coś jeszcze. Nie chciała mu się jednak narzucać. W ten sposób mogłaby wszystko zepsuć i przerwać łączącą ich nić porozumienia. – No, cóż… Ostatnio wiele zdarzyło się w jej życiu. Myślę, że powinieneś spróbować ją zrozumieć… Matt westchnął.

– Shannon jest strasznie pokręcona. W życiu nie widziałem takiej dziewczyny. Albo się wdzięczy, albo udaje księżniczkę Niedotykalską. – Matt zamyślił się na chwilę. – Ale możesz się nie przejmować. Przy mnie nie stanie się jej nic złego. Obiecuję, że nie skorzystam z okazji.

Priscilla wciągnęła powietrze do płuc. Nie spodziewała się, że Matt dojrzeje tak szybko. Może stało się to dlatego, że musiał zastępować zmarłego ojca? A może dlatego, że zawsze rozmawiała z nim jak z dorosłym.

– Jestem z ciebie bardzo dumna. Zaczerwienił się trochę.

– Wiesz, że nie lubię, kiedy tak mówisz. Priscilla rozłożyła bezradnie ręce.

– Mówię, co myślę. Nie chwalę cię, kiedy nie mam ku temu powodów.

– Zauważyłem – mruknął.

– Właśnie za chwilę będę mogła cię zganić – ciągnęła. – Zauważyłeś, która godzina?

– Ojej! – jęknął, patrząc na zegarek. – Spóźnię się do pracy!

Zerwał się z krzesła. Po chwili jednak stanął przy stole. W jego oczach zapaliły się złote iskierki. Czy to możliwe, żeby patrzył na nią tak kpiąco?

– Jeszcze tylko jedno – powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha. – Chciałbym ustalić pewne zasady. Następnym razem zostaw mi kartkę z wiadomością, że wybierasz się na wycieczkę z panem Maitlandem. Nie mam nic przeciwko temu. Jednak dzisiaj, kiedy wstałem o drugiej, żeby napić się wody, i nigdzie nie mogłem cię znaleźć, byłem trochę zaniepokojony. Na szczęście zauważyłem, że na podwórku Maitlandów nie ma lincolna.

Priscilla spłonęła rumieńcem.

– Dobrze – wykrztusiła. – Będę o tym pamiętać.

– Nie masz pojęcia, jak trudno wychowywać matkę – rzucił. – Mam jednak wrażenie, że jestem w tym niezły.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zatrzasnął drzwi i wybiegł na podwórko. Zrobiłeś się bardzo dorosły, Matt, pomyślała Priscilla. I naprawdę sama nie wiem, kto tutaj kogo wychowuje. Uśmiechnęła się do siebie i włożyła naczynia do zlewu. Shannon stanowiła pierwszą poważną próbę dla jej syna. Kto wie, czy nie wyszedł z niej lepiej niż ona z konfrontacji z Cooperem. Spojrzała na naczynia i stwierdziła, że nie ma siły ich zmywać. Zalała patelnię wodą, żeby się odmoczyła, i przecierając zaspane oczy, wdrapała się na schody. Czuła się coraz bardziej senna. Znalazłszy się w sypialni, zdjęła tylko wierzchnie ubranie i rzuciła się na świeżą pościel. Zasnęła niemal natychmiast.

Jednak nawet we śnie nie mogła zapomnieć Coopera. Pojawiał się w jej marzeniach najpierw jako natchniony kochanek, a później jako elegancki pan młody. Powiedział, że ją kocha. Kocha naprawdę. Nie wspomniał jeszcze o zaręczynach, ale była pewna, że nastąpi to lada dzień. Priscilla czuła się dziwnie. Wiedziała, że ona również darzy go najbardziej szczerym i płomiennym uczuciem, ale nie to było najdziwniejsze. Przede wszystkim uderzył ją fakt, że jest to zupełnie nowe doświadczenie.

Tak – do tej pory nigdy nie była zakochana. Lubiła i szanowała Davida, ale to wszystko. Akurat w wieku kiedy większość dziewcząt przeżywa pierwsze miłości, wybrała się na fatalną potańcówkę z Brikiem Eastmanem. Wieczorem jeszcze była młoda, a obudziła się jako stara, zgorzkniała kobieta. Teraz musiała nadrobić zaległości.

Budziła się wolno, nie wiedząc, jak długo spała ani które z jej myśli należały do marzeń sennych, a które były częścią rzeczywistości. W zasadzie nie musiała się nawet nad tym zastanawiać, ponieważ wszystkie dotyczyły jednego tematu i stanowiły w miarę spójną całość.

Światło słoneczne sączyło się przez firanki. Ludzie chyba rozeszli się już do pracy, ponieważ dokoła panowała błoga cisza. Mimo to bolała ją głowa. Bała się rozmowy z Cooperem. Otworzyła się przed nim tak bardzo, że nie wiedziała, czy przypadkiem nie posunęła się za daleko. Czy nie obróci się to przeciwko niej?

Pokręciła głową. Nie, to niemożliwe. Cooper nie jest taki. Musi być z nim tak szczera, jak on z nią. Szczera aż do granic bólu.

Cooper zaznaczył w książce telefonicznej nazwisko pani Jeffries. W ciągu ostatnich dwóch tygodni kontaktował się z trzema różnymi bankierami z Iowa, a także z przedstawicielami miejscowej organizacji farmerskiej oraz pośrednikami handlu nieruchomościami. Teraz chciał porozmawiać z wdową po starym Jeffriesie.

Dla osób nie wtajemniczonych te kontakty mogły się wydawać przypadkowe i zupełnie ze sobą nie powiązane. Jednak istniało jedno ogniwo łączące je wszystkie. Był nim Brie Eastman.

Cooper po raz pierwszy naprawdę cieszył się, że dorobił się sporego majątku.

Rozparł się wygodnie w fotelu, czekając na połączenie, i zaczął sobie coś pogwizdywać pod nosem. Z przyjemnością przyglądał się nowej dębowej podłodze, półkom i solidnym, zrobionym na zamówienie meblom. Nie kupiłby takich w żadnym sklepie. Z pewnością będą mogły służyć nie tylko Shannon, ale również jej dzieciom. Pozostały tylko tapety. Priscilla miała je dzisiaj kłaść z Mattem i Shannon po obiedzie.

Po chwili usłyszał suchy trzask, a potem gderliwy kobiecy głos. Ktoś w końcu raczył odebrać telefon.

– Pani Jeffries? Tu Cooper Maitland, syn George'a… Dziękuję, to dla mnie też wielka strata. Ojciec zawsze mówił o pani dobrze… Więc, przechodząc do rzeczy… Zdaje się, że jest pani właścicielką gruntów z prawej strony drogi do Chilsom. Czy nie chciałaby pani ich sprzedać?… Nie, nie żartuję.

Po piętnastu minutach odłożył słuchawkę z westchnieniem ulgi. Wiedział, że to jeszcze nie koniec, przecież wdowa może się w każdej chwili rozmyślić, uzyskał jednak jej ustną zgodę na tę transakcję. Cooper nie miał pojęcia, po co mu prawa strona drogi do Chilsom. Jednak Brie chciał ją mieć. Może nawet uda mu się ją kupić. Ale na pewno nie za taką cenę, jak sobie na początku wyobrażał.

Wyglądało na to, że kupno ziemi w Bayville nie stanowiło większego problemu. Tegoroczna susza oraz długotrwała recesja zrujnowały wielu farmerów. Niektórzy z nich musieli się zapożyczyć, a teraz nie mieli czym spłacać kredytów. Brie korzystał z tego jak mógł. Skupował grunty po znacznie zaniżonych cenach. Cooper chciał to ukrócić. Nie zależało mu na tym, żeby zrujnować rodzinę Eastmanów. Pamiętał przecież, że Brie ma żonę i czworo dzieci. Pragnął jednak dać znać, że rządy Eastmanów w miasteczku należą już do przeszłości.

Przed jego oczami pojawiła się twarz Priscilli. Dziewczyna nie musiała mu mówić, co się stało. I tak wiedział. Chciał jednak odbyć z nią szczerą rozmowę o tym, co wydarzyło się w przeszłości.

To kwestia zaufania, pomyślał. W innym wypadku nigdy nie będą mogli się kochać inaczej, jak tylko z nią na górze i zawsze się będzie bała, ilekroć on pochyli się, żeby coś jej szepnąć do ucha.

Cooper przesunął dłonią po włosach. Pozostała do przemyślenia ostatnia, najważniejsza kwestia. Wiedział, że Priss nie zadowoli się życiem „na kocią łapę”. On też nie chciał tego. Zresztą w miasteczku takim jak Bayville było to w ogóle nie do pomyślenia. Teraz zastanawiał się, jak należy się oświadczyć, żeby zostać przyjętym. Czy Priscilla nie uniesie się dumą? Te sprawy były tak delikatne, że przez moment poczuł się jak słoń, któremu kazali tańczyć w balecie.

Spojrzał na zegarek. Zbliżała się dwunasta. Zostały mu jeszcze dwie godziny. Później spotkają się i zabiorą do pracy. Oczywiście, Priscilla będzie robić wszystko tak, jakby chodziło o najlepszą w świecie zabawę. Jej nastrój udzieli się dzieciakom. Tylko nie jemu… Tak, mogliby wspaniale funkcjonować jako rodzina. Ale jak to zrobić?