Выбрать главу

Chciało jej się śmiać. Nigdy jeszcze nie spotkała takiego zarozumialca. Poza tym wcale go nie pragnęła. Być może była przy nim trochę zdenerwowana, ale to z zupełnie innych powodów. Miała już trzydzieści sześć lat i wiedziała, jacy mężczyźni jej się podobają. Otworzyła usta, żeby wygłosić jakąś złośliwą uwagę, ale Cooper przysunął się nagle bliżej.

Chciała się odsunąć, ale nie mogła. Poczuła na ramionach silne, męskie dłonie. Instynkt mówił jej: „Uciekaj, Priss! Uciekaj, póki jeszcze możesz!” Niestety, nogi miała jak z waty. Poczuła zapach jego wody kolońskiej, zmieszany z wonią skóry. Cooper przesłonił jej cały widok. Jeszcze przed chwilą widziała kawałek domu, trawę i latające nad nią świetliki, a teraz już tylko jego.

Zamknęła oczy i raz jeszcze spróbowała się uspokoić. Często poddawała się w życiu różnym testom. Być może musi przejść jeszcze jeden. Pocałunek to przecież tak mało. Nie ma powodu robić z tego problemu. Cooper mógłby jeszcze odnieść wrażenie, że się go boi.

– Jesteś potwornie spięta – szepnął jej do ucha. – Rozluźnij się. Obiecuję, że nie będzie bolało.

Pochylił się nad nią i dotknął lekko pełnych warg. Poczuł mocny smak brandy. Przez chwilę chciała się przed nim otworzyć i zarzucić mu ręce na ramiona, ale tak jak obiecał, wycofał się szybko.

Znowu z trudem łapała oddech. Teraz już mogę iść do domu, pomyślała z ulgą.

Coop stał i patrzył na nią. Na chwilę poddała się magii jego spojrzenia. Nie chciała się przyznać, że znowu go pragnie. Gorący rumieniec pokrył jej policzki. Wolno, bardzo wolno Coop uniósł dłoń i dotknął jej warg.

Priss postanowiła przerwać milczenie.

– I co? Już? – spytała, siląc się na swobodny ton.

– Jestem wolna? Pamiętaj, że obiecałam ci jeszcze babkę cytrynową. Zaręczam, że będzie lepiej smakować.

Zupełnie nie słuchał. Dotykał teraz jej prawego policzka.

– Albo naprawdę przeżyłaś stres, albo dawno nikogo nie całowałaś – stwierdził.

– Tak się składa, że całowałam setki mężczyzn – wypaliła.

– Chłopców – poprawił ją. – To było jeszcze w szkole.

– Byłam mężatką przez prawie dziesięć lat. Niczego mi nie brakowało.

– Małżeństwo się nie liczy – stwierdził Cooper.

– Słyszałaś kiedyś o tym, żeby mąż kradł żonie pocałunki? Nie, w małżeństwie nie ma o tym mowy. Od pada cała radość całowania… – zawiesił głos. – Powinienem cię kiedyś' pocałować dla czystej przyjemności, Priss.

Też coś! Priscilla cofnęła się o parę kroków. Do licha, Cooper, jesteś w miasteczku od tygodnia, a już mi zalazłeś za skórę, pomyślała. Ale koniec z tym. Nie będzie już pocałunków „dla przyjemności”, nie będzie sąsiedzkich pogaduszek…

Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Miała wiele czasu, żeby zaprotestować, jednak głos uwiązł jej w gardle. Poczuła szeroki tors mężczyzny, do którego przylgnęły jej piersi. Nie wiedziała, co robić.

Nagle poczuła, że narasta w niej strach. To samo oślizłe i obrzydliwe zwierzę, które kiedyś przypełzało do niej w snach. Jednak wkrótce opanowały ją inne emocje. Była ich nieskończona ilość, tak że miała problemy z nazwaniem którejkolwiek z nich. Wszystkie jednak pchały ją w ramiona tego mężczyzny. Mogła jeszcze uciec, ale zmarnowała tę szansę.

Wziął ją w ramiona tak, jakby była jego własnością.

W ciemnościach widziała tylko oczy, nie niebieskie, lecz niemal czarne, diabelskie ślepia. Narastał w niej strach, natomiast Cooper najwyraźniej dobrze się bawił. Priscilla musiała zacisnąć powieki, żeby nie poddać się jego mocy. Kiedy to zrobiła, poczuła, że dzieje się z nią coś dziwnego. Noc, niczym ciemna, satynowa płachta okręciła się wokół ich ciał i poczuła, że pogrąża się w niej niczym topielica. Usta Coopera szukały jej warg. Nie mogła zrobić nic więcej, tylko poddać się i… utonąć.

Poczuła się tak, jakby wróciła do początków czasu. Kiedyś każdy pocałunek rzeczywiście musiał być tajemnicą, a każde dotknięcie niosło w sobie nieskończone mnóstwo obietnic. Być może przypominało to trochę jej pierwszy pocałunek, ale kolejne lata dodawały tylko smaku temu doświadczeniu. Tak musiała całować Ewa w raju. Bez strachu i z całkowitym oddaniem. Priscilla nie pamiętała, by kiedykolwiek czuła się tak cudownie. Wszystko wokół niej pulsowało, a ona pozwalała się nieść dzikiemu strumieniowi dawno stłumionych pragnień. Cała drżała w oczekiwaniu na kolejny pocałunek. Jednocześnie pozostała jej resztka świadomości i Priscilla zastanawiała się, co się z nią dzieje. Myślała, że ma już dawno za sobą pieszczoty w krzakach z chłopakami o podrapanych kolanach! Tyle że teraz nie znajdowali się w krzakach, a Cooper, och Cooper nie był wcale nieporadnym młodzieniaszkiem i wiedział dokładnie, co może sprawić przyjemność kobiecie.

Jakby na potwierdzenie tego, oderwał wargi od jej ust, a następnie zaczął pieścić językiem szyję. Priscilla odrzuciła głowę do tyłu. Gdyby nie resztki wstydu i rezerwy, prosiłaby go, żeby już nigdy nie przerywał pieszczoty. Jej serce trzepotało w piersi jak dziki ptak w klatce. Natomiast Cooper przytulił ją mocniej i ujął wargami skrawek jej ucha. Westchnęła. Doznanie było tak silne, że dopiero po chwili poczuła jego dłoń na swoich nagich plecach. Palce przesuwały się wolno, acz nieubłaganie w stronę zapięcia biustonosza. Oboje znieruchomieli. Cichy trzask zabrzmiał niczym strzał z pistoletu.

Nagle w jej głowie odezwał się sygnał alarmowy. Uwaga, uwaga! Niebezpieczeństwo!

Jednak Cooper nawet nie dotknął jej piersi, a jego pocałunki stały się mniej namiętne. Priscilla wiedziała, że bawi się z nią w kotka i myszkę. Niestety, ta świadomość niewiele jej pomogła. Kiedy znowu dotknął jej warg, rozchyliła je mimowolnie, a wtedy ich języki zetknęły się i znowu zagrały namiętności. Po chwili oderwali się od siebie i zaczęli wsłuchiwać w nocną ciszę. Umilkł wiatr i opustoszały pobliskie drogi. Słychać było tylko dwa oddechy: jej – płytki i urywany, oraz ciężki oddech Coopera. Dzięki temu zaczęła rozumieć, że nie jest on tylko łowcą nocnych przygód, lecz również samotnym mężczyzną, który szuka czegoś w życiu.

Nie igrał już z nią. Na jego ustach, które dostrzegła w półmroku, pojawił się gorzki uśmiech. Spojrzał na nią ze smutkiem i przyciągnął do siebie. Przytuliła się do niego, jakby nie miała wyboru, jakby było to im pisane od początku świata. Wiedziała, że opór nie na wiele by się zdał. Nikt i nic nie mogło ich powstrzymać.

Tęsknota za dotykiem drugiego człowieka pchała ich w swoje ramiona. Samotność. Priscilla znała ją aż nazbyt dobrze. Przychodziła zwykle nocami, po śmierci męża, kiedy nie mogła jeszcze liczyć na towarzystwo Matta, czy później, kiedy syn wychodził wieczorami do kina. Natomiast dziwiło ją to, że Cooper również wydaje się samotny. Przecież żył w wielkim mieście, wśród tylu ludzi… Nagle oboje poczuli, że muszą zbliżyć się, żeby nic już nie stało między nimi.

Tym razem pocałował ją jak kogoś bliskiego, na kogo czeka się całe życie. Priscilla zamknęła oczy, nie chcąc poddać się temu złudzeniu. Wziął to widocznie za zgodę na coś więcej, ponieważ zaczął ją tulić mocniej, jednocześnie namiętnie całując. Miała wrażenie, że za chwilę oboje stracą panowanie nad sobą. Rozpięty stanik zsunął jej się na brzuch i czuła wyraźnie silne męskie ciało tuż przy swoim. Delikatny materiał ubrań nie wydawał się dostatecznym zabezpieczeniem.

– Coop, przestań – poprosiła w obawie, że za chwilę będzie już za późno.

Natychmiast oderwał się od jej warg i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. Jego twarz wyglądała niesamowicie w świetle księżyca. Wzrok Coopa wydawał się przewiercać ją na wskroś, jakby szukając odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście Priss myśli to, co mówi. Zrozumiała, że teraz nie pozbędzie się go tak łatwo.