— Trzech mężczyzn? I wszyscy trzej byli rycerzami? — Will nie potrafił uwierzyć. — Ale jak to się stało, że…
Gilan przerwał mu w pół zdania:
— Rzecz w tym, że jeśli nawet zdołasz się zbliżyć do niego na tyle bliska, by użyć miecza czy włóczni, kalkar potrafi cię powstrzymać, nim zdołasz zadać cios.
Mówiąc to, postukiwał palcami w rękojeść wiszącego u boku miecza.
— Jak to? — nie mógł zrozumieć Will. Słowa Gilana na nowo wzbudziły jego niepokój. Tym razem odpowiedział mu Merron:
— Spojrzeniem — wyjaśnił chudy zwiadowca. — Jeśli spojrzysz w oczy kalkara, jesteś jak sparaliżowany.
Will popatrzył kolejno na wszystkich trzech zwiadowców. To, co Merron właśnie powiedział, brzmiało niewiarygodnie. A jednak Halt nie zaprzeczył.
— Paraliżują spojrzeniem… jak to możliwe? Czy tu chodzi o jakąś magię?
Halt wzruszył ramionami. Merron odwrócił wzrok, czując się wyraźnie nieswojo. Widać było, że żaden z nich nie ma chęci o tym mówić.
— Niektórzy zwą to magią — przyznał wreszcie Halt. — Osobiście przypuszczam, że tak samo wąż obezwładnia spojrzeniem ptaka, nim go zabije… Tak czy inaczej, Merron ma słuszność. Jeśli kalkar zdoła skłonić cię, byś spojrzał w jego oczy, paraliżuje cię strach, a wówczas nie jesteś w stanie nawet kiwnąć palcem, by ocalić życie.
Will rozejrzał się niespokojnie, jakby spośród otaczających ich drzew w każdej chwili mógł wyłonić się potwór, przypominający zarazem małpę i niedźwiedzia. Stopniowo ogarniało go coraz większe przerażenie. Tak się jakoś stało, że przywykł uważać swego mistrza za niezwyciężonego. A oto teraz Halt dał mu do zrozumienia, że tych obmierzłych bestii nie sposób pokonać.
— I nic nie da się zrobić? — spytał nieco drżącym głosem.
Halt wzruszył ramionami.
— Legenda głosi, że lękają się ognia. Problem jednak polega na tym, że i tak niełatwo je wytropić — cóż dopiero, jeśli ktoś dzierży w dłoni pochodnię. Trudno byłoby je zaskoczyć, niosąc otwarty ogień, jeśli zaś spodziewają się ataku, nie sposób uniknąć ich zabójczego spojrzenia.
Will nie wierzył własnym uszom. Halt opowiadał o tym wszystkim tak spokojnie, a przecież Gilan i Merron sprawiali wrażenie niemal przerażonych, prawie tak samo, jak on.
Przez chwilę panowało krępujące milczenie. Wreszcie odezwał się Gilan:
— Na jakiej podstawie Crowley sądzi, że Morgarath ma wpływ na kalkary?
Halt zawahał się. To, co miał im przekazać, usłyszał podczas poufnej narady… Machnął ręką. Prędzej czy później i tak będą musieli się dowiedzieć, zresztą przecież wszyscy należeli do korpusu zwiadowców. Nawet Will.
— Posłużył się nimi już dwukrotnie. Aby zabić lorda Northolta i lorda Lorriaca — trzej pozostali wymienili niespokojne spojrzenia. Halt mówił dalej: — Wszyscy sądzili, że Northolta zabił niedźwiedź, pamiętacie?
Will w zamyśleniu skinął głową. Przypomniał sobie, jak pierwszego dnia, który spędził na naukach u zwiadowcy, Halt otrzymał wieść o śmierci naczelnego dowódcy królewskich wojsk.
— Już wówczas — ciągnął Halt — wydało mi się dziwne, żeby równie wytrawnego myśliwego spotkał taki właśnie kres. Growley podziela moje zdanie.
— Ale Lorriac? Co z nim? Powiadano, że zmarł na serce — to pytanie zadał Merron. Halt popatrzył na niego i odparł:
— Otóż właśnie. Tak powiadają. Tylko że jego medyk nie posiadał się ze zdumienia. Stwierdził, że Lorriac był okazem zdrowia. I to właśnie pozwala przypuszczać… — zawiesił głos.
— …że stało się to za sprawą kalkara — dokończył za niego Gilan.
Halt przytaknął ruchem głowy.
— W rzeczy samej. Nie wiemy do końca, jakie działanie ma ich paraliżujący wzrok. Być może, jeśli ktoś wystawiony jest na ich spojrzenie przez dłuższy czas, potworny strach jest w stanie spowodować atak serca nawet u dorosłego mężczyzny w pełni sił. Co więcej, po okolicy krążyły pogłoski, że widziano jakieś tajemnicze wielkie zwierzę.
Znów zapadło milczenie. Wokół bezgłośnie krzątali się inni zwiadowcy, zwijając namioty i siodłając konie. Wreszcie Halt wyrwał swoich towarzyszy z zamyślenia.
— Czas nam w drogę. Ty, Merronie, musisz wracać do swojego lenna. Crowley zarządził natychmiastową mobilizację wojsk w całym królestwie. Za kilka minut zostaną wydane rozkazy.
Merron skinął głową i wstał, żeby ruszyć do swego namiotu. Zatrzymał się jednak i odwrócił. Coś w głosie Halta, kiedy ten rzekł: „Ty, Merronie” dało mu nagle do myślenia.
— A wy trzej? — spytał. — Dokąd się udajecie?
Nim jeszcze Halt zdążył odpowiedzieć, Will wiedział już, co usłyszy. Ale i tak na dźwięk słów swego mentora poczuł, że ciarki przechodzą mu po grzbiecie.
— My wybierzemy się na poszukiwanie kalkarów.
Rozdział 25
W obozowisku panował nie tyle gwar, co ożywiony ruch. Składano kolejne namioty, a zwiadowcy pakowali ekwipunek w podróżne sakwy, przytroczone do siodeł. Kilku pierwszych jeźdźców opuściło już zgromadzenie, kierując się w stronę wyznaczonych im obszarów lennych królestwa.
Will właśnie sprawdzał troki bagaży, umieściwszy uprzednio w torbach te nieliczne przedmioty, które wydobył na czas postoju. Halt siedział na ziemi kilka metrów od niego, marszcząc brwi w zamyśleniu nad mapą terenów, otaczających Samotną Równinę. Samotna Równina stanowiła obszar rozległy i niezbadany. Nikt nigdy nie pokusił się o stworzenie jej dokładnej mapy — nie było tam dróg, a pośrodku białej plamy zaznaczono tylko kilka punktów orientacyjnych. Gdy na płachtę padł czyjś cień, zwiadowca podniósł wzrok. Ujrzał Gilana, który stał nad nim z zatroskanym obliczem.
— Halt? — spytał młody zwiadowca, a w jego głosie pobrzmiewał niepokój. — Czy jesteś tego pewien?
Halt spojrzał mu prosto w oczy. — Jak najbardziej, Gilanie. Ktoś musi to zrobić, po prostu nie ma innego wyjścia.
— Ale przecież on jest jeszcze chłopcem! — zaprotestował Gilan, spoglądając w stronę, gdzie Will zajęty był mocowaniem zwiniętego koca za siodłem Wyrwija. Halt westchnął ciężko, spuszczając wzrok.
— Wiem o tym. Ale to już zwiadowca. Choć jest dopiero uczniem, należy do korpusu, tak jak my wszyscy. — Spostrzegł, że Gilan nie zamierza dać za wygraną i ten przejaw troski o młodszego kolegę ze strony jego byłego ucznia wzruszył starego wygę. — Gilanie, w innej sytuacji z pewnością nie wystawiałbym go na aż tak wielkie ryzyko. Tak jednak się składa, że znaleźliśmy się wszyscy w sytuacji niezwykle trudnej, wręcz krytycznej. W tej kampanii każdy będzie musiał wypełnić swe zadanie, nawet taki chłopak jak Will. Morgarath bez wątpienia przygotowuje się do zadania potężnego ciosu. Agenci Crowleya donoszą też, że najprawdopodobniej prowadzi rozmowy ze Skandianami.
— Ze Skandianami? Po co? Halt wzruszył ramionami.
— Nie znamy szczegółów, ale najprawdopodobniej zamierza zawrzeć z nimi przymierze. Skandianie dla pieniędzy gotowi są walczyć przeciw każdemu. No i jak widać, również nie sprawia im różnicy, kto jest ich mocodawcą — dodał ze wzgardą w głosie; najwyraźniej był nader niskiego zdania o najemnikach. — Otóż, w tej chwili, zdaniem Crowleya, najpilniejszą sprawą jest zmobilizowanie naszych wojsk. Gdyby nie to, nie wyru. szyłbym na poszukiwanie kalkarów w sile mniejszej niż co najmniej pięciu doświadczonych zwiadowców. Jednak w tej chwili Crowley po prostu nie ma aż tylu ludzi do dyspozycji. Muszę się więc zadowolić dwoma, których darzę największym zaufaniem. Tobą i Willem. Gilan uśmiechnął się niewesoło.