Terry Pratchett
Rybki małe ze wszystkich mórz
Przedmowa
Świat Dysku jest płaski i leży na czterech słoniach, stojących na skorupie ogromnego żółwia, który płynie przez nieskończoną przestrzeń. Wykorzystując tę klasyczną koncepcję mitologiczną jako punkt wyjścia, Pratchett z wdziękiem i zabawnie parodiuje liczne tematy — Shakespeare'a, kreacjonizm, fantasy heroiczną itd. — a dodatkowe materiały znajduje w krainach tak od siebie odległych jak starożytny Egipt, imperium Azteków czy Włochy okresu renesansu. Kiedy nie opisuje epok historycznych czy kultur, pozwala, by spora część jego fabuł rozgrywała się w Ankh-Morpork, tyglu wszystkich miast fantasy, będącym połączeniem renesansowej Florencji, wiktoriańskiego Londynu i współczesnego Nowego Jorku.
Cykl świata Dysku wykorzystuje fantasy jak krzywe zwierciadło, odbijające zniekształcony, ale rozpoznawalny obraz dwudziestowiecznych problemów (na przykład równouprawnienie i akcja afirmatywna nabierają nowej głębi, gdy wśród obywateli żyją wampiry, wilkołaki i zombie).
Powieści Pratchetta można z grubsza podzielić na cztery grupy.
W cyklu o Rincewindzie (Kolor magii, Blask fantastyczny, Czarodzicielstwo, Eryk, Interesting Times, Last Continent) bohaterem jest niekompetentny, tchórzliwy (albo wyjątkowo rozsądny) mag, wciąż uciekający przed jakimś niebezpieczeństwem tylko po to, by trafić na inne, dziesięć razy gorsze. Jakkolwiek pechowo zaczynają się jego przygody, w końcu zawsze potrafi jakoś zwyciężyć i przywrócić pozory ładu — w takim sensie, w jakim używa się tego słowa na Dysku. Głównym celem satyry jest w tych książkach fantasy heroiczna, przedstawiona ze wszystkimi elementami gatunku: trollami, magami i podobną fauną. Czarodzicielstwo na przykład to parodia Lovecraftowskiego świata potworów, Eryk jest żartem z Faustowskiego schematu paktu z diabłem.
Seria o babci Weatherwax (Równoumagicznienie, Trzy wiedźmy, Witches Abroad, Lords and Ladies, Maskerade, Carpe Jugulum) przedstawia jedną z najpopularniejszych postaci cyklu: czarownicę o żelaznym charakterze, stalowej moralności i dumie ze zbrojonego betonu, która potrafi opanować każdą sytuację; jak bohater westernu, z technicznego punktu widzenia jest złą wiedźmą, która czyni dobro. Nowa wersja Upiora w operze jest podstawą Maskerade, natomiast Sen nocy letniej to temat Lords and Ladies, gdzie łagodne duszki szekspirowskie zastąpione zostały przez wyniosłe i złośliwe elfy z celtyckich mitów.
Cztery powieści tworzące cykl o Śmierci (Mort, Reaper Man, Soul Music, Hogfather) opisują przygody Śmierci, osobnika pozbawionego poczucia humoru, który w sekrecie żywi cieplejsze uczucia dla ludzi. A jego niezdolność zrozumienia tychże ludzi pozwala osiągnąć prawdziwy patos. W Morcie Śmierć bierze sobie urlop, pozostawiając wszystkie zadania dwójce pomocników obdarzonych jeszcze bardziej litościwymi sercami, w Reaper Man zaś Śmierć staje się — chwilowo — śmiertelny i może się przekonać, co naprawdę oznacza człowieczeństwo.
Książki o Straży Miejskiej (Straż! Straż!, Men at Arms, Feet of Clay, Jingo, The Fifth Elephant) łączą fantasy z kryminałem policyjnym, osiągając odpowiednio zabawne rezultaty. W Straż! Straż! dość niechlujna, ale uczciwa Nocna Straż z Ankh-Morpork musi walczy ze smokiem, sprowadzonym w celu usunięcia rządzącego miastem Patrycjusza i osadzenia na tronie marionetkowego władcy. Z kolei w Men at Arms Straż podąża śladami maniakalnego mordercy, który szaleje z jedynym na Dysku egzemplarzem broni palnej (zbudowanym przez dyskowy odpowiednik Leonarda da Vinci).
Oddzielna powieść Piramidy wprowadza nowoczesny sposób myślenia do pewnej wersji Egiptu faraonów. Moving Pictures wykorzystuje narzędzia świata Dysku, by zbadać prawdziwą magię kina. Small Gods prezentuje mroczny, choć zabawny opis powstania religii, której jedyna „prawda” głosi, iż świat Dysku jest kulisty, nie płaski.
W Rybkach małych ze wszystkich mórz Pratchett prezentuje nową przygodę babci Weatherwax, osoby chętnej do współzawodnictwa i wierzącej przy tym, że „zająć drugie miejsce”to synonim słowa „przegrać”…
Problemy zaczęły się — nie pierwszy raz zresztą — od jabłka.
Cała ich torba leżała na białym, nieskazitelnie czystym stole babci Weatherwax. Czerwone i okrągłe, lśniące i soczyste, gdyby znały przyszłość, tykałyby jak bomby.
— Zatrzymaj je sobie. Stary Hopcroft powiedział, że dostanę, ile zechcę — oświadczyła niania Ogg. — Smaczne, trochę się marszczą, ale świetnie się trzymają.
— Nazwał jabłka na twoją cześć? — upewniła się babcia. Każde jej słowo było kropelką kwasu w powietrzu.
— To przez moje rumiane policzki — wyjaśniła niania. — I wyleczyłam mu nogę, kiedy w zeszłym roku spadł z drabiny. I jeszcze przygotowałam dla niego maść na łysinę.
— Nie podziałała — przypomniała babcia. — Ta jego peruka… Strasznie jest zobaczyć coś takiego na kimś jeszcze żywym.
— Ale był wdzięczny, że okazałam zainteresowanie.
Babcia Weatherwax nie odrywała wzroku od jabłek. Owoce i warzywa znakomicie rosły w górach, gdzie lata były gorące, a zimy mroźne. Percy Hopcroft znany był jako świetny sadownik, zawsze z pędzelkiem z wielbłądziej sierści w ręku i chętny do seksualnych wybryków ogrodowych.
— Sprzedaje swoje sadzonki w całej okolicy — stwierdziła niania Ogg. — Zabawnie pomyśleć, że już wkrótce tysiące ludzi będzie mogło spróbować niani Ogg.
— Kolejne tysiące — mruknęła kwaśno babcia.
Szalona młodość niani była niczym otwarta księga, chociaż dostępna jedynie w gładkich szarych okładkach.
— Dziękuję ci, Esme. — Niania Ogg rozmarzyła się na chwilę. Potem spojrzała na koleżankę z fałszywą troską. — Chyba nie jesteś zazdrosna, prawda? Nie masz mi za złe tej chwili radości?
— Ja? Zazdrosna? O co miałabym być zazdrosna? Przecież to tylko jabłka. Nic ważnego…
— Tak właśnie sobie myślałam. Drobny gest, żeby zrobić przyjemność starszej pani. A co tam u ciebie?
— Świetnie. Świetnie.
— Nazbierałaś już drewno na zimę?
— Prawie.
— To dobrze — ucieszyła się niania Ogg. — To dobrze.
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Jakiś motyl na parapecie, zbudzony niezwykłym o tej porze ciepłem, wybijał skrzydełkami szybki rytm, próbując dosięgnąć wrześniowego słońca.
— Twoje ziemniaki… już chyba wykopane? — zaczęła niania.
— Tak.
— Nasze nieźle się w tym roku udały.
— To dobrze.
— I zasoliłaś fasolę?
— Tak.
— Pewnie nie możesz się już doczekać Prób w przyszłym tygodniu?
— Tak.
— I na pewno ćwiczyłaś?
— Nie.
Niani Ogg wydało się, że mimo słonecznego blasku pogłębiają się cienie w kątach pokoju. Samo powietrze stawało się mroczne. Chatka czarownicy jest czuła na nastroje właścicielki. Ale brnęła dalej. Głupcy pędzą na złamanie karku, są jednak ślamazarami w porównaniu ze starszymi paniami, które już niczego nie muszą się obawiać.
— Przyjdziesz w niedzielę na obiad?
— A co będzie?
— Wieprzowina.
— W jabłkowym sosie?
— Tak…
— Nie — przerwała jej babcia.
Coś zaskrzypiało za nianią — otworzyły się drzwi. Ktoś, kto nie jest czarownicą, próbowałby jakoś wytłumaczyć to zjawisko: powiedziałby, że to tylko wiatr, oczywiście. A niania Ogg, choć skłonna zgodzić się z tą teorią, dodałaby jednak: Dlaczego tylko wiatr i w jaki sposób zdołał unieść skobel?
— Wiesz, nie mogę tak plotkować z tobą do wieczoru — rzekła szybko i wstała. — O tej porze roku na pewno masz mnóstwo zajęć.