Выбрать главу

— Czy dobrze poznaję pani pismo, pani Skorek? — spytała niania. — To okrutne. To wcale nie jest… miłe.

— Postanowiłyśmy, że pójdzie pani i porozmawia z panną Weatherwax — oznajmiła Letycja. — Musi natychmiast przestać.

— Co przestać?

— Coś miesza w głowach ludzi! Przyszła tu, żeby rzucić na nas wpływ, zgadłam? Wszyscy wiedzą, że czaruje w głowach. Wszystkie to czujemy! Psuje wszystkim święto!

— Przecież tylko siedzi na boku — zaprotestowała niania.

— Tak, ale jak siedzi, jeśli wolno spytać?

Niania wyjrzała zza straganu.

— No… chyba zwyczajnie. Wie pani… Zgięta w połowie, z kolanami…

— Proszę posłuchać, Gytho Ogg… — Letycja uniosła palec.

— Jeśli chcecie, żeby sobie poszła, to same jej powiedzcie! — warknęła niania. — Mam już dosyć…

Przerwał jej rozpaczliwy krzyk dziecka.

Czarownice spojrzały po sobie, a potem biegiem ruszyły przez pole do Szczęśliwego Połowu.

Mały chłopczyk leżał na ziemi i szlochał. Był to Pewsey, najmłodszy wnuk niani.

Poczuła lód w żołądku. Chwyciła dziecko na ręce i spojrzała wrogo na babcię.

— Co mu zrobiłaś, ty… — zaczęła.

— Nieciemlalii! Nieciemlali! Ciemzołnieza! CiemzołniezazołniezaZOOŁNIEEZA!!!

Dopiero teraz niania zauważyła szmacianą lalkę w brudnej rączce Pewseya oraz wyraz zapłakanej, urażonej wściekłości na tym kawałku twarzy, który pozostał widoczny wokół rozwartych do wrzasku ust…

— JaciemciemZOŁNIEZAA!

…a potem miny innych czarownic i twarz babci Weatherwax. Poczuła straszliwy, lodowaty wstyd, przelewający się przez buty.

— Mówiłam, że może ją wrzucić z powrotem i spróbować jeszcze raz — wyjaśniła zmartwiona babcia. — Ale nie chciał słuchać.

— …ciemZOŁ…

— Pewsey, jeśli natychmiast nie przestaniesz wrzeszczeć, niania… — zaczęła niania Ogg i rzuciła najstraszniejszą groźbę, jaka jej przyszła do głowy: — …niania już nigdy nie da ci cukierka!

Pewsey zamknął buzię, wstrząśnięty tą niewyobrażalną karą. Ale wtedy, ku przerażeniu niani, Letycja Skorek wyprostowała się i wystąpiła naprzód.

— Panno Weatherwax, wolałybyśmy, aby pani stąd odeszła.

— W czymś przeszkadzam? — przestraszyła się babcia. — Miałam nadzieję, że nie. Nie chcę nikomu przeszkadzać. On tylko wyłowił lalkę i…

— Pani… Pani niepokoi ludzi.

Lada moment, pomyślała niania. Lada chwila podniesie głowę, zmruży oczy, i jeśli Letycja nie cofnie się o dwa kroki, to jest twardsza ode mnie.

— Nie mogę zostać i popatrzeć? — spytała cicho babcia.

— Wiem, w co pani gra. Chce pani zepsuć całe święto, prawda? Nie może pani znieść myśli o przegranej, więc zaplanowała pani coś paskudnego.

Trzy kroki, uznała niania. Inaczej nie zostanie nic oprócz kości. Już zaraz…

— Nie chciałam niczego zepsuć — zapewniła babcia. Westchnęła ciężko i wstała. — Może rzeczywiście pójdę do domu…

— Nigdzie nie pójdziesz! — oświadczyła niania Ogg i pchnęła ją z powrotem na krzesło. — Co ty o tym myślisz, Beryl Dismass? A ty, Letty Parkin?

— One wszystkie… — zaczęła Letycja.

— Nie ciebie pytam!

Czarownice za plecami Letycji unikały wzroku niani.

— Wiesz, nie o to chodzi… Znaczy, nie uważamy… — zaczęła niepewnie Beryl. — Przecież… zawsze bardzo szanowałyśmy… ale… wiesz, to ma być święto dla wszystkich…

Umilkła. Letycja tryumfowała.

— Doprawdy? Może rzeczywiście powinnyśmy już iść — rzekła kwaśnym tonem niania. — Nie odpowiada mi tutejsze towarzystwo. — Rozejrzała się. — Agnes! Pomóż mi odprowadzić babcię do domu.

— To niepotrzebne… — szepnęła babcia, ale dwie czarownice chwyciły ją pod ręce i łagodnie pchnęły przez tłum. Ludzie rozstępowali się przed nimi, a potem patrzyli, jak odchodzą.

— W tej sytuacji to chyba najlepsze wyjście dla wszystkich — stwierdziła Letycja.

Kilka czarownic starało się omijać wzrokiem jej twarz.

* * *

W babcinej kuchni całą podłogę zaścielały ścinki materiału, a zakrzepły dżem ściekał soplami ze stołu i tworzył niewzruszoną bryłę na podłodze. Garnek odmakał w kamiennym zlewie, ale było jasne, że prędzej przerdzewieje żelazo, niż zmiękną w nim resztki dżemu.

Obok stał rządek pustych słoików po marynatach.

Babcia usiadła i złożyła ręce na kolanach.

— Napijesz się herbaty, Esme? — zaproponowała niania Ogg.

— Nie, moja droga, dziękuję. Wracajcie na Próby. Dam sobie radę.

— Jesteś pewna?

— Posiedzę tu sobie cichutko. Nie przejmujcie się mną.

— Ja nie wracam! — syknęła Agnes, kiedy tylko wyszły za próg. — Nie podoba mi się uśmiech Letycji…

— Mówiłaś kiedyś, że nie podoba ci się zmarszczone czoło Esme.

— Owszem, ale zmarszczkom można zaufać. Hm… Nie sądzisz chyba, że traci…

— Jeśli nawet, nikt nie zdoła tego odkryć — odparła niania. — A teraz wracajmy. Jestem przekonana, że ona coś planuje…

Żebym tylko wiedziała, co takiego, myślała. Nie zniosę dłużej tego wyczekiwania.

* * *

Zanim jeszcze wróciły na pole, wyczuła rosnące napięcie. Oczywiście, napięcie było zawsze — to przecież element Prób. Tym razem jednak miało gorzki, nieprzyjemny posmak. Zabawy wciąż trwały, ale zwykli ludzie odchodzili, wystraszeni dziwnym uczuciem, którego nie potrafili określić, które jednak określiło dla nich czas zakończenia święta. Same czarownice przypominały aktorów na dwie minuty przed końcem filmu grozy, kiedy wiedzą, że potwór lada chwila zaatakuje po raz ostatni, pytanie tylko, przez które drzwi wskoczy.

Grupa czarownic otaczała Letycję. Niania słyszała podniesione głosy. Szturchnęła którąś, stojącą z boku i obserwującą wszystko posępnym wzrokiem.

— Co się dzieje, Winnie?

— Reena Trump zawaliła swój występ i jej koleżanki twierdzą, że powinna spróbować jeszcze raz, bo była strasznie zdenerwowana.

— To przykre.

— A Virago Johnson uciekła, bo jej zaklęcie pogodowe się nie udało.

— Zniknęła w chmurach, co?

— Ja sama cała się trzęsłam. Masz szansę, Gytho.

— Wiesz przecież, Winnie, że nigdy nie zależało mi na nagrodach. Liczy się udział.

Czarownica zerknęła na nią z ukosa.

— Mówisz to tak, że prawie można by ci uwierzyć — mruknęła.

Podeszła babunia Beavis.

— Twoja kolej, Gytho — oznajmiła. — Postaraj się, dobrze? Jak dotąd jedyną konkurentką jest pani Weavitt i jej gwiżdżąca żaba, chociaż, szczerze mówiąc, nie umiała powtórzyć żadnej melodii. Biedactwo było istnym kłębkiem nerwów.

Niania Ogg wzruszyła ramionami i wkroczyła między liny. Gdzieś w oddali ktoś dostał ataku histerii, a szlochy przerywało czasem pełne troski pogwizdywanie.

W przeciwieństwie do magii magów, magia czarownic nie wymaga zwykle korzystania z wielkich, pierwotnych mocy. Różnica jest taka, jak między młotem a lewarem. Czarownice na ogół szukają właściwego punktu, gdzie niewielka zmiana przyniesie odpowiedni rezultat. Aby wywołać lawinę, można albo wstrząsnąć górą, albo dokładnie wyznaczyć miejsce, gdzie powinien upaść płatek śniegu.

Tego lata niania dla rozrywki pracowała nad Słomianym Człowiekiem. Uznała, że to idealna sztuczka. Była zabawna, odrobinę dwuznaczna, łatwiejsza, niż się wydawała, ale dowodziła, że się stara. No i praktycznie nie miała szans na wygraną.