Выбрать главу

Niech to licho! Liczyła, że pokona ją ta żaba. W letnie wieczory słyszała przecież, jak pięknie gwiżdże.

Skoncentrowała się.

Źdźbła słomy poruszyły się na ściernisku. Musiała tylko wykorzystać podmuchy wiatru, snujące się nad polami, pozwolić im działać tutaj i tutaj, zakręcić spiralą w górę i…

Usiłowała opanować drżenie rąk. Robiła to przecież setki razy — mogłaby powiązać tę słomę w supły. Wciąż jednak widziała twarz Esme Weatherwax, siedzącej nieruchomo, zdziwionej i zakłopotanej, gdy niania Ogg przez sekundę gotowa była zabijać…

Zdołała jakoś ustawić nogi, sugestię ramion i głowy… Widzowie nagrodzili ją oklaskami. A potem zbłąkany powiew chwycił dzieło, nim zdążyła się skupić na jego pierwszym kroku, i rozrzucił w stos bezużytecznej słomy.

Wykonała kilka nerwowych gestów, próbowała zmusić Człowieka do powstania. Przekręcił się tylko, zaplątał i znieruchomiał.

Zabrzmiały nerwowe, sporadyczne oklaski.

— Przepraszam… Jakoś mi dzisiaj nie wychodzi — wymamrotała niania i zeszła z areny.

Sędziny zebrały się na naradę.

— Moim zdaniem, żaba całkiem dobrze sobie radziła — oświadczyła niania trochę głośniej, niż było to konieczne.

Wiatr, tak niechętny jeszcze przed chwilą, dmuchnął mocniej. Psychiczny mrok otaczający Próby, uległ teraz wzmocnieniu przez rzeczywisty zmierzch.

Ciemny stos drewna wznosił się na krańcu pola. Jak dotąd nikt nie miał serca, by go podpalić. Niemal wszyscy poza czarownicami wrócili do domów. Wszelka radość odpłynęła już dawno.

Sędziowski krąg rozstąpił się i Letycja Skorek ruszyła w stronę zawodniczek. Jej uśmiech tylko odrobinę stężał w kącikach ust.

— No cóż, to była trudna decyzja — zaczęła wesoło. — Ale cóż za wyrównany poziom! Wybór nie należał do łatwych…

Między mną a żabą, która zapomniała, jak się gwiżdże, za to łapa uwięzła jej w mandolinie, pomyślała niania. Zerknęła na swe siostry czarownice. Niektóre znała od sześćdziesięciu lat… Gdyby kiedykolwiek czytała książki, mogłaby teraz tak samo czytać w ich twarzach.

— Wszystkie wiemy, kto zwyciężył, pani Skorek — rzekła, przerywając potok słów.

— O czym pani mówi, pani Ogg?

— Nie ma wśród nas ani jednej, która potrafiłaby się dziś skupić jak należy. A większość miała szczęśliwe amulety. Czarownice? Kupujące szczęśliwe amulety?

Kilka kobiet spuściło głowy.

— Nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak się boją panny Weatherwax! Bo ja na pewno nie! Myśli pani, że rzuciła na nas urok?

— I to dość potężny, sądząc po działaniu — potwierdziła niania. — Proszę posłuchać, pani Skorek. Żadna dziś nie wygrała, nie tym, co udało się nam pokazać. Wszystkie to wiemy. Więc może zwyczajnie wróćmy do domów, co?

— Stanowczo nie! Dałam za ten puchar dziesięć dolarów i zamierzam go wręczyć…

Martwe liście zaszeleściły na drzewach.

Czarownice skupiły się bliżej siebie.

Zagrzechotały gałęzie.

— To wiatr — szepnęła niania Ogg. — Tylko…

A potem babcia po prostu stała obok. Jakby dopiero teraz zauważyły, że stoi tam przez cały czas. Potrafiła wtapiać się w tło.

— Pomyślałam, że przyjdę zobaczyć, kto zwyciężył — powiedziała. — Dołączę do oklasków i w ogóle…

Letycja podeszła do niej, czerwona ze złości.

— Grzebałaś ludziom w głowach?! — wrzasnęła.

— Jak mogłabym tego dokonać, pani Skorek? — spytała grzecznie babcia. — Wobec tylu amuletów?

— Kłamiesz!

Niania Ogg usłyszała liczne syknięcia, a jej było najgłośniejsze. Słowa są życiem czarownic.

— Nigdy nie kłamię, pani Skorek.

— Czy zaprzeczasz, że postanowiłaś zepsuć mi dzień?

Niektóre z czarownic, na obrzeżach grupy, zaczęły się wycofywać.

— Przyznaję, że mój dżem nie każdemu mógł przypaść do smaku, ale nigdy… — zaczęła skromnie babcia.

— Rzuciłaś wpływ na wszystkich!

— Chciałam tylko pomóc, może pani spytać kogokolwiek…

— Zrobiłaś to! Przyznaj! — Głos Letycji był skrzekliwy jak wrzask mewy.

— I z pewnością nie rzucałam…

Babcia odwróciła głowę, gdy Letycja uderzyła ją w twarz.

Przez chwilę nikt nie oddychał… Nikt nawet nie drgnął.

Babcia podniosła rękę i powoli roztarła policzek.

— Sama wiesz, że mogłabyś to zrobić bez trudu!

Niania miała wrażenie, że krzyk Letycji odbija się echem aż od gór.

Puchar wypadł jej z rąk i zaszeleścił na słomie.

Cała scena nabrała życia. Dwie siostry czarownice podeszły szybko, chwyciły Letycję za ramiona i odciągnęły łagodnie. Nie protestowała.

Wszystkie pozostałe czekały, co zrobi babcia Weatherwax. Uniosła głowę.

— Mam nadzieję, że pani Skorek nic nie dolega — odezwała się. — Wydawała się nieco… podenerwowana.

Odpowiedziało jej milczenie. Niania Ogg podniosła upuszczony puchar i postukała w niego palcem.

— Hmm — mruknęła. — Tylko pozłacany. Jeśli zapłaciła za niego dziesięć dolarów, to ktoś biedaczkę okradł. — Rzuciła puchar babuni Beavis, która chwyciła go w powietrzu. — Oddaj jej jutro, dobrze?

Babunia kiwnęła głową, starannie unikając wzroku babci Weatherwax.

— Ale nie musimy psuć sobie całego święta — zawołała wesoło babcia. — Niech ten dzień skończy się, jak należy! Tradycyjnie. Pieczone ziemniaki, prawoślaz i opowieści przy ognisku. I wybaczenie. Co było, minęło.

Niania wyczuła nagłą, ogarniającą wszystkich ulgę. Czarownice nabrały życia, kiedy tylko pękł czar, którego od początku wcale nie było. Nastąpiło ogólne prostowanie ramion i początki krzątaniny, gdy ruszały do juków przy miotłach.

— Hopcroft dał mi cały worek ziemniaków — powiedziała niania, kiedy wokół nich zabrzmiały swobodne rozmowy. — Pójdę je przyciągnąć. Możesz rozpalić ogień, Esme?

Nagła zmiana w powietrzu kazała jej podnieść głowę. Oczy babci lśniły w półmroku.

Niania miała dość rozsądku, by rzucić się na ziemię.

Dłoń babci Weatherwax uniosła się w górę łukiem, jak kometa, a iskry trysnęły na boki.

Stos drewna eksplodował. Błękitnobiały płomień strzelił w górę i zatańczył na tle nieba, rysując cienie na ścianie lasu. Strącał kapelusze, przewracał stoły, tworzył figury, zamki, sceny ze sławnych bitew, splecione dłonie i tańce w kręgu. Pozostawił w oczach fioletowe obrazy, wypalone aż do mózgu…

A potem przygasł i zmienił się w zwykłe ognisko.

— Nic nie mówiłam o zapominaniu — stwierdziła babcia.

* * *

Kiedy babcia Weatherwax i niania Ogg wracały o świcie do domu, ich buty nurzały się we mgle. Ogólnie, była to przyjemna nocka.

Po dłuższej chwili odezwała się niania.

— To nie było miłe, co zrobiłaś.

— Nic nie zrobiłam.

— No tak… To nie było miłe, czego nie zrobiłaś. To jak odsunąć komuś stołek, kiedy właśnie chce usiąść…

— Ludzie, którzy nie patrzą, na czym siadają, powinni lepiej zostać na stojąco.

Deszcz zaszeleścił na liściach — jeden z tych krótkich, przelotnych deszczów, które powstają, gdy kilka kropli nie chce się wiązać z grupą.

— No dobrze — ustąpiła niania. — Ale byłaś trochę okrutna.

— Słusznie — przyznała babcia.

— A niektórzy mogą pomyśleć, że trochę złośliwa.

— Słusznie.