Niania zadrżała. Myśli, jakie przebiegły jej przez głowę przez te kilka sekund, kiedy Pewsey zaczął krzyczeć…
— Nie dałam wam żadnego powodu — rzekła babcia. — Nikomu nie wsadziłam do głowy nic, czego tam wcześniej nie było.
— Przykro mi, Esme.
— Słusznie.
— Ale… Letycja nie chciała być okrutna. Owszem, jest zarozumiała i zawzięta…
— Znasz mnie, odkąd byłyśmy dziewczynkami, prawda? — przerwała jej babcia. — Przez lata tłuste i chude, dobre i złe?
— No oczywiście, ale…
— I nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć: „Mówię to jako przyjaciółka”, prawda?
Niania pokręciła głową. To rzeczywiście ważny punkt. Nikt choć odrobinę przyjazny nie powiedziałby czegoś takiego.
— A właściwie jaką władzę daje czarownictwo? — zainteresowała się babcia. — To głupie słowo.
— Nie mam pojęcia — odparła niania. — Prawdę mówiąc, ja zostałam czarownicą, żeby łapać chłopców.
— Myślisz, że nie wiem?
— A dlaczego ty zostałaś czarownicą, Esme?
Babcia przystanęła, spojrzała w mroźne niebo, a potem na ziemię.
— Sama nie wiem — wyznała. — Chyba żeby wyrównać rachunki.
I to jest to, pomyślała niania.
Jeleń odbiegł pospiesznie, kiedy stanęły przed domkiem babci.
Przy drzwiach kuchennych wyrósł stos równo ułożonego drewna na opał, a na progu leżały dwa worki. W jednym znalazły wielki ser.
— Wygląda na to, że byli tu Hoprocft i Poorchick — zauważyła niania.
— Hmm…
Babcia obejrzała starannie, choć z błędami zapisaną kartkę papieru przyczepioną do drugiego worka: Szanowna Pani Weatherwax, bedem szczyrze wdzieczny, jeśli pozwoli pani nazwać tą nowo wspapaniało odmiane „Esme Weatherwax”. Łączem wyrazy szacunku i życzem dobrego zdrowia, Percy Hopcroft.
— No, no, no. Ciekawe, kto mu podsunął ten pomysł.
— Nie mam pojęcia — zapewniła niania.
— Mogłabym się założyć, że nie masz.
Powąchała worek podejrzliwie, rozwiązała sznurek i wyjęła jedną Esme Weatherwax.
Była okrągła, odrobinę spłaszczona i szpiczasta na jednym końcu. Była cebulą.
Niania Ogg przełknęła ślinę.
— Przecież mówiłam mu, żeby…
— Słucham?
— Nie, nic.
Babcia Weatherwax obracała cebulę w dłoniach, raz po raz, a świat — za pośrednictwem niani Ogg — oczekiwał wyroku. Wreszcie podjęła decyzję, która wyraźnie sprawiła jej satysfakcję.
— Bardzo pożyteczna rzecz taka cebula — stwierdziła. — Twarda. Ostra.
— Dobra dla organizmu — dodała niania.
— Dobrze się trzyma. Poprawia smak.
— Pikantna… — W przypływie ulgi niania Ogg pogubiła się w metaforze. — Pasuje do sera…
— Nie musimy się posuwać aż tak daleko. — Babcia Weatherwax delikatnie odłożyła cebulę do worka. Głos miała niemal serdeczny. — Zajrzysz na filiżankę herbaty, Gytho?
— Ee… Chyba lepiej już pójdę…
— Jak chcesz.
Babcia przymknęła drzwi, ale nagle znieruchomiała, a potem uchyliła je znowu. Niania dostrzegła błękitne oko obserwujące ją przez szczelinę.
— Ale miałam rację, prawda? — rzuciła babcia. To nie było pytanie.
Niania kiwnęła głową.
— Miałaś.
— To miło.