— Oczywiście. Zrobię, co do mnie należy.
Niania zerknęła w bok. Letycja miała na twarzy uśmiech, który wcale się jej nie spodobał.
— W tym roku jest duże zainteresowanie — podjęła babunia. — Ostatnio sporo dziewcząt wybiera nasz fach.
— Żeby zdobywać chłopców, można by pomyśleć — wtrąciła Letycja i prychnęła z wyższością.
Niania powstrzymała się od komentarza. Wykorzystywanie magii do zdobywania chłopców wydawało się jej całkiem rozsądnym zastosowaniem. W dodatku jednym z podstawowych zastosowań.
— To miło — stwierdziła. — Zawsze to lepiej wygląda, kiedy startuje nas więcej. Ale.
— Przepraszam, nie zrozumiałam — zdziwiła się Letycja.
— Powiedziałam „ale”— wyjaśniła niania — bo ktoś zamierzał to powiedzieć, zgadza się? Cała ta pogawędka była wstępem do wielkiego „ale”. Znam się na tym.
Wiedziała, że narusza protokół. Powinny rozmawiać uprzejmie jeszcze co najmniej siedem minut, zanim wreszcie przejdą do rzeczy. Ale obecność Letycji działała jej na nerwy.
— Chodzi o Esme Weatherwax — wyjaśniła babunia Beavis.
— Tak? — odparła niania, wcale nie zaskoczona.
— Też pewnie weźmie udział?
— Nie słyszałam, żeby kiedyś zrezygnowała.
Letycja westchnęła.
— Zapewnie nie… nie mogłaby jej pani przekonać, żeby… żeby w tym roku się wycofała?
Niania była wstrząśnięta.
— Znaczy: toporem? — upewniła się.
Trzy wiedźmy wyprostowały się jednocześnie.
— Widzisz… — zaczęła babunia, odrobinę zawstydzona.
— Powiem szczerze, pani Ogg — przerwała jej Letycja. — Trudno jest skłonić kogoś do udziału w Próbach, kiedy wiadomo, że wystąpi w nich panna Weatherwax. Ona zawsze wygrywa.
— Zgadza się — przyznała niania. — To jest konkurs.
— Ale ona zawsze wygrywa!
— I co?
— W innych konkursach — rzekła Letycja — wolno jednej osobie wygrać najwyżej trzy lata z rzędu, a potem musi się na jakiś czas odsunąć.
— Tak, ale tu chodzi o czarowanie. Zasady są inne.
— A jakież to?
— Nie ma żadnych.
Letycja poprawiła spódnicę.
— Może pora, by je wprowadzić.
— Aha — mruknęła niania. — A wy chcecie pójść i wytłumaczyć to Esme? Odważysz się, babuniu?
Babunia Beavis unikała jej spojrzenia. Matula Dismass wpatrywała się w zeszły tydzień.
— Rozumiem, że panna Weatherwax jest bardzo dumną kobietą — odezwała się Letycja.
Niania Ogg pyknęła z fajki.
— Równie dobrze można powiedzieć, że morze jest pełne wody.
Trzy czarownice przez chwilę rozważały jej słowa.
— Sądzę, że to cenna uwaga — przyznała Letycja. — Ale jej nie zrozumiałam.
— Jeśli w morzu nie ma wody, to nie jest ono morzem, tylko taką wściekle wielką dziurą w ziemi — wyjaśniła niania Ogg. — Z Esme też o to chodzi… — Głośno pociągnęła z cybucha. — Ona się składa z samej dumy, rozumiecie? Nie jest po prostu dumną osobą.
— Może więc powinna się nauczyć skromności…
— A z jakiego powodu ma być skromna? — zapytała ostrym tonem niania.
Ale Letycja, jak wiele miękkich z pozoru osób, wewnątrz była twarda i niełatwo się uginała.
— Ta kobieta wyraźnie ma naturalny talent i naprawdę powinna być wdzięczna za…
W tym miejscu niania Ogg przestała słuchać. „Ta kobieta”, myślała. Więc do tego doszło.
W każdym fachu wygląda to podobnie. Prędzej czy później ktoś uznaje, że konieczna jest organizacja. A wtedy jednego tylko można być pewnym: że organizatorzy nie są tymi ludźmi, którzy w powszechnej opinii osiągnęli szczyty zawodowych umiejętności. Ci ludzie zbyt ciężko pracują. Trzeba uczciwie przyznać, że organizowaniem nie zajmują się także ci najgorsi. Oni również zbyt ciężko pracują. Nie mają innego wyjścia.
Nie, do takich spraw zabierają się ludzie mający dość czasu oraz skłonność do biegania i krzątaniny. I znowu trzeba uczciwie przyznać, że świat potrzebuje ludzi, którzy krzątają się i biegają. Tyle że niekoniecznie trzeba ich lubić.
Nagła cisza była znakiem, że Letycja skończyła.
— Naprawdę? Coś podobnego — powiedziała niania. — To ja jestem naturalnie utalentowana. My, Oggówny, mamy czary we krwi. Nigdy nie musiałam się z nimi męczyć. Ale Esme… Owszem, ma trochę talentu, to fakt, ale niezbyt wiele. Ona tylko każe mu pracować ciężko jak demony. A wy chcecie ją prosić, żeby przestała?
— Miałyśmy raczej nadzieję, że pani to zrobi — odparła Letycja.
Niania otworzyła usta, by rzucić jedno czy dwa przekleństwa, ale zrezygnowała.
— Wiecie co? Możecie jej to jutro powiedzieć — zaproponowała. — A ja pójdę z wami, żeby ją przytrzymać.
Kiedy nadeszły dróżką, babcia Weatherwax zbierała Zioła.
Codzienne zioła dla chorych albo do kuchni zwane są prostymi. Zioła babci nie były proste. Były wyrafinowane, albo i gorzej. Nie zbierało się ich z eleganckim koszykiem i parą błyszczących nożyc. Babcia używała noża. I trzymanego przed sobą krzesła. Oraz skórzanego kapelusza, rękawic i fartucha jako drugiej linii obrony.
Nawet ona nie wiedziała, skąd pochodzą niektóre Zioła. Korzonki i nasiona sprowadzano z całego świata, a może z większej jeszcze odległości. Część miała kwiaty, które odwracały się za przechodzącym, inne strzelały cierniami do przelatujących ptaków, a kilka babcia przywiązała do palików — nie po to, by się nie przewróciły, ale po to, by na drugi dzień wciąż były na miejscu.
Niania Ogg nigdy nie próbowała wyhodować żadnego zioła, którego nie można palić albo nadziać nim kurczaka. Teraz słyszała, jak babcia pomrukuje:
— No dobra, łobuzy…
— Dzień dobry, panno Weatherwax — zawołała głośno Letycja Skorek.
Babcia Weatherwax zesztywniała, bardzo ostrożnie opuściła krzesło i odwróciła się powoli.
— Pani — poprawiła.
— Wszystko jedno — zapewniła wesoło Letycja. — Mam nadzieję, że dobrze się pani czuje?
— Aż do teraz. — Babcia niemal niedostrzegalnie skinęła głową pozostałym trzem czarownicom.
Zapadła wibrująca cisza, która wzbudziła lęk niani Ogg. Babcia powinna ich przecież zaprosić na filiżankę czegoś. Tego wymaga rytuał. Trzymanie ludzi na dworze dowodziło fatalnych manier. Prawie, choć nie aż tak fatalnych, jak nazwanie starszej, niezamężnej czarownicy „panną”.
— Przyszłyście w sprawie Prób — stwierdziła babcia.
Letycja niemal zemdlała.
— Tego… Skąd…
— Bo wyglądacie jak komitet. Nietrudno zgadnąć. — Babcia ściągnęła rękawice. — Zwykle nie potrzebowałyśmy komitetu. Wieści się rozchodziły i wszystkie zjawiałyśmy się gdzie trzeba. A teraz nagle ktoś wszystko organizuje… — Przez chwilę babcia wyglądała, jakby toczyła ciężką wewnętrzną bitwę, ale wreszcie dodała obojętnie: — Kociołek stoi na ogniu. Lepiej wejdźcie.
Niania odprężyła się. Może jednak istnieją zwyczaje, których nie złamie nawet babcia Weatherwax. Choćby ktoś był twoim najgorszym wrogiem, trzeba go zaprosić, podać herbatę i ciasteczka. Więcej: im gorszy wróg, tym lepsza jest zastawa i wyższa jakość ciasteczek. Później można gościom życzyć, żeby ich piekło pochłonęło, ale pod własnym dachem należy ich karmić, póki nie pękną.
Małe, ciemne oczy niani spostrzegły, że kuchenny stół wciąż jeszcze błyszczy wilgocią po niedawnym myciu.
Kiedy napełniono już filiżanki i wymieniono uprzejmości — a przynajmniej kiedy wypowiedziała je Letycja, babcia zaś przyjęła w milczeniu — samozwańcza przewodnicząca poprawiła się na krześle.