Выбрать главу

— Cóż, może. Rzeczywiście. Można się przyzwyczaić. Dobrej nocy.

Kiedy wróciła do chatki, babcia Weatherwax stała na środku pokoju z twarzą jak nie pościelone łóżko i skrzyżowanymi ramionami. Tupała nogą.

— Wyszła za maga — oznajmiła, gdy tylko jej przyjaciółka przekroczyła próg. — Nie powiesz mi chyba, że to właściwe.

— No wiesz, magowie mogą się żenić. Muszą tylko oddać laskę i szpiczasty kapelusz. Żadne prawo im tego nie zakazuje, pod warunkiem, że zrezygnują z magii. Praca powinna być im żoną.

— Myślę, że mieć taką żonę, to rzeczywiście ciężka praca — mruknęła babcia, rozciągając wargi w kwaśnym uśmieszku.

— Dużo marynowałaś w tym roku? — spytała niania, wykorzystując nowe skojarzenia ze słowem „ocet”, jakie właśnie przyszły jej do głowy.

— Muszki zalęgły mi się z cebuli.

— Szkoda. Tak lubisz cebulę.

— Nawet muszki muszą coś jeść. — Babcia zerknęła gniewnie w stronę drzwi. — Miły gest… — burknęła.

— Ma szydełkowaną serwetkę na pokrywie w wygódce — poinformowała niania.

— Różową?

— Tak.

— Miło.

— Nie jest zła. Robi dużo dobrego w Skrzypkowym Łokciu. Ludzie dobrze o niej mówią.

Babcia parsknęła niechętnie.

— A czy o mnie dobrze mówią?

— Nie, Esme. O tobie mówią szeptem.

— Bardzo dobrze. Widziałaś jej spinki?

— Wydały mi się całkiem ładne, Esme.

— To całe dzisiejsze czarownictwo. Sama biżuteria i żadnych pantalonów.

Niania, która i jedno, i drugie uważała za zbędne, spróbowała wznieść wał ochronny przed wzbierającą falą żółci.

— To właściwie zaszczyt, że tak się boją twojego udziału — zauważyła.

— To miłe.

Niania westchnęła.

— Czasami warto spróbować czegoś miłego, Esme.

— Nigdy nikomu nie szkodzę, jeśli nie mogę pomóc. Wiesz o tym, Gytho. I nie potrzebuję żadnych falbanek ani fikuśnych etykietek.

Niania westchnęła, tym razem ciężej. Oczywiście, to prawda. Babcia była staromodną czarownicą. Nie robiła tego, co ludzie uważali za dobre, tylko to, co słuszne. Kłopot w tym, że ludzie nie zawsze doceniają słuszność. Choćby wczoraj, kiedy stary Pollitt spadł z konia. Chciał dostać jakiś środek przeciwbólowy, potrzebował zaś kilku sekund agonii, kiedy babcia nastawiała mu zwichnięty staw. A ludzie pamiętali ból.

Łatwiej żyć z nimi, kiedy pamięta się o falbankach, okazuje się troskę, pyta „Jak się czujecie?”Esme nie zadawała sobie trudu pytaniem, bo przecież wiedziała. Niania Ogg również wiedziała, ale też zdawała sobie sprawę, że zdradzenie tej wiedzy budzi u innych ciężkie dreszcze.

Pochyliła głowę. Stopa babci wciąż stukała o podłogę.

— Planujesz coś, Esme? Znam cię. Masz tę minę…

— Jaką minę, jeśli wolno spytać?

— Taką samą jak wtedy, kiedy znaleziono na drzewie tego gołego bandytę. Cały czas wrzeszczał, że ściga go jakiś straszny potwór. Zabawne, ale nie było żadnych śladów łap. Taką minę.

— Zasłużył na więcej za to, co zrobił.

— Tak… I jeszcze miałaś taką minę, kiedy znaleźli starego Hoggetta całego w sińcach w jego chlewiku, a on nie chciał o tym mówić.

— Chodzi ci o starego Hoggetta bijącego żonę, czy o starego Hoggetta, który już nigdy nie podniesie ręki na kobietę? — upewniła się babcia, a jej wargi ułożyły się w coś, co można by nazwać uśmiechem.

— Miałaś też taką minę, kiedy śnieg osunął się na chatę Millsona zaraz po tym, jak nazwał cię starym, wścibskim tobołem…

Babcia zawahała się. Niania była prawie pewna, że osunięcie nastąpiło z przyczyn naturalnych, a także, że babcia wie o tych podejrzeniach. Duma toczyła walkę z uczciwością…

— To możliwe — stwierdziła wreszcie babcia.

— Minę kogoś, kto może zjawić się na Próbach i… i coś zrobić.

Od wzroku babci Weatherwax powinno zaskwierczeć powietrze.

— Aha. Więc o to mnie podejrzewasz? Do tego doszłyśmy, tak?

— Letycja uważa, że należy iść z duchem czasów…

— I co? Masz rację, powinnyśmy. Idę z duchem czasów. Ale nikt nie powiedział, że trzeba go popychać. Chcesz już iść, Gytho, jak przypuszczam. Chętnie zostanę sama z moimi myślami.

Myśli niani, która z ulgą spieszyła ścieżką w stronę domu, krążyły wokół faktu, że babcia Weatherwax nie jest dobrą reklamą czarownictwa. Oczywiście, w czarach jest najlepsza, nie ma wątpliwości. Przynajmniej w niektórych. Ale młoda dziewczyna, która wybiera sobie takie życie, może spytać: Czy o to chodzi? Człowiek pracuje ciężko i wyrzeka się różnych rzeczy, a w końcu osiąga jedynie ciężką pracę i wyrzeczenia?

To nieprawda, że babcia nie miała żadnych przyjaciół, jednak wzbudzała głównie szacunek. Ludzie szanują też chmury burzowe. Chmury odświeżają glebę. Są potrzebne. Ale nie są miłe.

* * *

Niania Ogg położyła się do łóżka w trzech flanelowych koszulach, ponieważ w jesienne noce pojawiały się już przymrozki. Była też pełna niepokoju.

Wiedziała, że wojna została wypowiedziana. Wzburzona babcia zdolna była do strasznych rzeczy, a fakt, iż rzeczy te przytrafiały się tym, którzy w pełni na nie zasługiwali, nie czynił ich mniej strasznymi. Niania była pewna, że przyjaciółka planuje coś potwornego.

Sama niezbyt lubiła zwyciężać. Zwyciężanie to nałóg, z którym ciężko zerwać, w dodatku stawiający człowieka w pozycji trudnej do obrony. Trzeba iść przez życie czujnie, wciąż wyglądając nowej dziewczyny z lepszą miotłą czy szybszą ręką na żabie.

Przewróciła się pod górą kaczego puchu.

W świecie babci Weatherwax nie było miejsca na drugie miejsca. Albo się wygrywało, albo przegrywało. W przegrywaniu zresztą nie ma nic złego, poza tym oczywiście, że się wtedy nie wygrywa. Niania starała się stosować taktykę godnej przegranej. Ludzie lubią tych, którzy prawie wygrywają. Stawiają wtedy drinmi i mówią „Minimalnie pani przegrała”, co jest ładniejszym komplementem od „Minimalnie pani wygrała”.

Przegrani mają więcej zabawy, uważała. Ale babci Weatherwax szkoda było czasu na takie rzeczy.

W ciemnej chacie, babcia Weatherwax patrzyła, jak gaśnie ogień.

Ściany pokoju były szare, barwy, jaką stary tynk nabywa nie tyle od brudu, ile z powodu wieku. Nie miało tu miejsca nic, co nie było użyteczne, przydatne, nie pracowało na siebie. Niania Ogg każdą płaską powierzchnię w swym domu zmuszała do służby w roli tła dla ozdób i kwiatów w doniczkach. Ludzie dawali niani Ogg różne rzeczy. Tanie, odpustowe śmiecie, jak nazywała je babcia — przynajmniej publicznie. Co myślała o nich w skrytości swego umysłu, tego nigdy nie zdradzała.

W tych szarych godzinach nocy niełatwo jest rozważać fakt, że ludzie przyjdą na jej pogrzeb chyba tylko po to, by się upewnić, iż naprawdę nie żyje.

* * *

Następnego dnia Percy Hopcroft otworzył kuchenne drzwi i spojrzał prosto w błękitne oczy babci Weatherwax.

— O rany — mruknął pod nosem.

Babcia chrząknęła z zakłopotaniem.

— Panie Hopcroft, przychodzę w sprawie tych jabłek, które nazwał pan na cześć pani Ogg — wyjaśniła.

Kolana Percy'ego zaczęły dygotać, a peruka zsuwać się na tył głowy, ku spodziewanemu bezpieczeństwu podłogi.

— Chciałam panu za to podziękować, gdyż bardzo ją pan ucieszył — mówiła dalej babcia głosem, który komuś dobrze ją znającemu wydałby się dziwnie monotonny. — Zrobiła tu wiele dobrego i pora, by spotkała ją za to jakaś nagroda. Wpadł pan na bardzo dobry pomysł. Dlatego przynoszę panu ten drobiazg…