Выбрать главу

– Tak, przeczę temu: piętnaście lat temu Sofronia, córka króla Szkocji, nie była dziewicą.

Przez całą długość stołu przebiegł szmer zdumienia. Kodeks rycerski, będący wówczas w mocy, mówił wyraźnie, że ten, kto ocalił od niewątpliwego niebezpieczeństwa cześć dziewiczą szlachetnie urodzonego dziewczęcia, uzyskuje pas rycerski. Ale temu, kto uchronił od zgwałcenia szlachciankę nie będącą już dziewicą, przysługuje tylko zaszczytna wzmianka i podwójny żołd przez trzy miesiące.

– Jak możesz twierdzić coś, co stanowi zniewagę nie tylko mojej godności rycerskiej, ale i zniewagę damy, którą mój miecz ochronił?

– Podtrzymuję, co powiedziałem.

– Dowody?

– Sofronia jest moją matką! Chóralny okrzyk zdumienia wyrwał się z piersi paladynów. Młody Torrismond nie był więc synem księcia i księżnej Korn-walii?

– Tak jest, urodziła mnie dwadzieścia lat temu Sofronia, licząca wówczas trzynaście lat – wyjaśnił Torrismond. – Oto medalion królewskiego rodu Szkocji – i sięgnąwszy pod kaftan wydobył zawieszony na piersi medalion na złotym łańcuszku.

Karol Wielki, który do tej chwili siedział z twarzą nisko pochyloną nad talerzem raków, uznał, że nadeszła chwila, kiedy wypada podnieść wzrok.

– Młody rycerzu – przemówił nadając swemu głosowi ton jak najbardziej cesarski – czy zdajecie sobie sprawę z wagi swego oświadczenia?

– W całej pełni – odparł Torrismond – i z tego, że cięższe jest ono dla mnie niż dla innych.

Zapadło milczenie: Torrismond zaprzeczał swoim węzłom krwi z księciem Korn-walii, a przecież właśnie jako młodszemu synowi tegoż księcia przysługiwał mu tytuł kawalera, otwierający drogę do rycerskiego pasa. Deklarując się nieprawym dzieckiem, chociaż nawet księżniczki krwi królewskiej, narażał się na usunięcie z armii.

Ale znacznie jeszcze groźniej przedstawiała się sprawa Agilulfa. – Zanim rzucił się na pomoc napadniętej przez złoczyńców So-fronii i ocalił jej cześć, był sobie zwykłym bezimiennym wojownikiem, wędrującym po świecie w swojej białej zbroi w poszukiwaniu przygód. A raczej (co niebawem stało się powszechnie wiadome) był pustą białą zbroją, bez wojownika w środku. Ocalenie Sofronii dało mu prawo do pasa rycerskiego. A że w tej chwili wakował tytuł Kawalera Selimpii Środkowej, przyznano mu właśnie ów tytuł. Jego późniejsza służba, wszystkie stopnie i odznaczenia, wszystkie tytuły, jakie kolejno dołączały się do jego imienia, stanowiły dalsze konsekwencje tamtego epizodu. Gdyby zostało dowiedzione, że dziewictwo ocalonej wówczas przez niego So-fronii już nie istniało – tym samym jego prawa rycerskie rozwiałyby się jak dym i wszystko, czego dokonał później, trzeba by uznać za niebyłe, wszystkie tytuły unieważnić; cała jego kariera stałaby się czymś równie nie istniejącym jak jego osoba.

– Matka moja poczęła mnie będąc sama jeszcze niemal dzieckiem – opowiadał Tor-rismond – i bojąc się gniewu rodziców, kiedy jej stan odkryją, uciekła z zamku królów Szkocji i tułała się po wzgórzach i równinach. Wydała mnie na świat pod gołym niebem na wrzosowisku i wychowywała aż do piątego roku życia, wciąż wędrując po lasach i polach. Te pierwsze lata pozostały mi we wspomnieniach jako najpiękniejszy okres mego życia, gwałtownie przerwany niewczesną interwencją tego oto rycerza. Pamiętam dobrze ów dzień. Matka zostawiła mnie na straży naszej jaskini, a sama poszła jak zwykle kraść owoce i jarzyny z pól. Natknęła się na dwóch zbójców, którzy chcieli ją zgwałcić. Możliwe, że w rezultacie by się zaprzyjaźnili: moja matka nieraz uskarżała się na swoje samotne życie. Ale przyplątała się ta pusta zbroja w poszukiwaniu rycerskiej chwały i przepędziła zbójców. Dowiedziawszy się o królewskim pochodzeniu mojej matki, wziął ją pod swoją opiekę, odprowadził do najbliższego zamku, a był to właśnie zamek książąt Korn-walii, i powierzył opiece książęcej pary. Ja przez ten czas czekałem w jaskini, samotny i zgłodniały. Moja matka niezwłocznie wyznała księciu, że ma synka, którego wbrew swej woli porzuciła. Zaraz wysłano po mnie sługi z pochodniami i sprowadzono na zamek. Iżby nie doznał uszczerbku honor szkockiego królewskiego rodu, spokrewnionego z domem książąt Kornwalii, książęca para przyjęła mnie do siebie i uznała za syna. Moje życie było odtąd nudne i pełne rygorów, jak zwykle bywa życie młodszego syna znakomitego rodu. Nie pozwolono mi widywać matki, która wstąpiła do jakiegoś odległego klasztoru. Cała ta góra kłamstw, która wykrzywiła naturalny bieg mego życia, przygniatała mnie aż po dziś dzień. Nareszcie mogę wyjawić całą prawdę. Cokolwiek mnie teraz czeka, będzie z pewnością lepsze od tego, co było dotychczas.

Na stół podano tymczasem słodycze – hiszpański placek przekładany warstwami różnobarwnych mas – ale usłyszane dopiero co rewelacje wprawiły biesiadników w takie osłupienie, że ani jeden widelec nie podniósł się ku oniemiałym ustom.

– A wy cóż macie do powiedzenia w tej sprawie? – zwrócił się Karol Wielki do Agilulfa. Wszyscy zauważyli, że nie powiedział: ryceirau.

– Wszystko to kłamstwo. Sofronia była dziewicą. Na kwiecie jej czystości spoczywa honor mego imienia.

– Możecie tego dowieść?

– Odnajdę Sof ronię.

– I spodziewacie się ją odnaleźć taką, jaka była piętnaście lat temu? – spytał złośliwie Astulf. – Nawet nasze pancerze z kutego żelaza nie trwają tak długo.

– Przywdziała welon zakonny natychmiast po tym, kiedy ją powierzyłem tej pobożnej rodzinie.

– Takie teraz czasy, że w ciągu piętnastu lat żaden klasztor w całym chrześcijańskim świecie nie uchronił się od pogromów i łupieżców, a każda mniszka mogła zdą-iyć zrzucić habit i przywdziać go na powrót nie jeden raz…

– Pogwałcona czystość suponuje istnienie gwałciciela. Odnajdę go i od niego wy-dobędę, do jakiego czasu Sofronia mogła być uznana dziewicą.

– Daję wam zezwolenie, abyście wyruszyli natychmiast, jeśli chcecie – rzekł cesarz. – Sądzę, że w tym stanie rzeczy nic dla was nie jest pilniejsze niż odzyskać to prawo do noszenia imion i broni, którego się wam odmawia. Jeżeli ten młodzieniec mówi prawdę, nie mógłbym zatrzymać was w swojej służbie ani też brać was pod uwagę, nawet jeśli chodzi o zaległy żołd.

Mówiąc to Karol Wielki nie mógł zapanować nad uczuciem miłej ulgi, która też zadźwięczała w jego głosie, jak gdyby mówił: „Widzicie, jak nam się udało zgrabnie uwolnić od tego uciążliwego natręta?”

Biała zbroja zwisła jakoś martwo pochylona ku przodowi i nigdy tak jaik w tej chwili nie czuło się, że jest wewnątrz pusta. Spod przyłbicy wydobył się ledwie dosłyszalny szept:

– Tak, Wasza Cesarska Mość, pojadę.

– A wy – Karol Wielki zwrócił się z kolei do Torrismonda – czy zdajecie sobie sprawę, że oświadczając, iż zostaliście zrodzeni poza małżeństwem, musicie zrezygnować z awansu, który mieliście obiecany w rocznicę urodzin? Wiecie przynajmniej, kto jest waszym ojcem? Czy możecie żywić nadzieję, że zechce was uznać?

– Nigdy nie będę mógł zostać uznany.

– Nie wiadomo. Człowiek, w miarę jak się posuwa w latach, skłonny jest zwykle regulować rachunki z ubiegłego życia. Ja sam uznałem wszystkie dzieci zrodzone z moich nałożnic, a było tego niemało i niektóre może nie są naprawdę moje.

– Moim ojcem nie jest człowiek.

– A któż? Belzebub?

– Nie, sire – rzekł Torrismond spokojnie.

– Więc kto?

Torrismond wyszedł na środek sali, przyklęknął na jedno kolano, wzniósł oczy ku niebu i powiedział: