Выбрать главу

– U starożytnych, którzy miłość uważali za bóstwo… – ciągnie bez wytchnienia Agilulf.

Priscilla zamyka drzwi na dwa spusty, zbliża się do niego, dotyka pochyloną głową jego pancerza i szepcze:

– Zimno mi, kominek zgasł…

– Poglądy starożytnych – mówi Agilulf – co do tego, czy lepiej się kochać w pomieszczeniach zimnych czy ciepłych, są z sobą sprzeczne. Większość jednak uważa…

– O, jak ty wszystko wiesz o miłości… – wzdycha Priscilla.

– Większość, odrzucając pomieszczenia nazbyt gorące, opowiada się jednak po stronie pewnej naturalnej ciepłoty…

– Czy mam zawołać służebne, żeby roznieciły ogień?

– Ja sam rozpalę.

Obejrzał uważnie drewka ułożone na palenisku, pochwalił ten i ów gatunek opału, wymienił rozmaite sposoby rozpalania ognia na otwartym powietrzu i w pomieszczeniach zamkniętych. Przerwało mu głośne westchnienie Priscilli; zrozumiawszy, że te jego nowe wywody grożą rozproszeniem miłosnej atmosfery, która już zaczęła się wytwarzać, Agilulf jął zręcznie przyozdabiać dyskusję 0 ogniu aluzjami i porównaniami na temat temperatury uczuć i zmysłów.

Priscilla z uśmiechem, z przymkniętymi oczyma, wyciągając ręce ku płomykom, które zaczynały już trzaskać wesoło, mówi:

– Jakie miłe ciepło… Jak słodko byłoby się nim cieszyć pod kołdrą, leżąc…

Wzmianka o pościeli nasuwa Agilulfowi szereg nowych uwag: jego zdaniem, trudna sztuka słania łóżek jest we Francji nie znana i nawet w najznamienitszych pałacach spotyka się prześcieradła źle naciągnięte.

– Ach, nie, jak to, i na moim łóżku także? – protestuje wdowa.

– Z pewnością łóżko pani jest łożem na miarę królowej i nie może się z nim równać żadne inne na terytorium cesarstwa, proszę jednak wybaczyć, jeśli pragnienie, aby widzieć panią otoczoną wyłącznie przedmiotami godnymi pani pod każdym względem, każe mi surowo osądzać tę oto fałdkę…

– Och, rzeczywiście, fałdka! – wykrzykuje Priscilla, której z punktu udzieliła się Agilulfowa troska o doskonałość.

Rozścielają łóżko systematycznie, warstwa za warstwą, odkrywając i ganiąc coraz to inne garbiki, wzdęcia, miejsca zbyt mocno naciągnięte, przeciwnie, zbyt luźne, a czynność ta to wtrąca Priscillę w otchłań bólu, to porywa w siódme niebo wzniosłej radości.

Rozrzuciwszy pościel aż do dna, czyli do siennika, Agilulf przystępuje do zaścielania go wedle wszelkich reguł sztuki. Jest to nader skomplikowana operacja: nic nie może być przypadkowe, wszystko musi mieć jakieś tajemne powiązania. Rycerz wyjaśnia to wdowie w sposób wyczerpujący. Ale raz po raz jednak coś wzbudza jego niezadowolenie, a wtedy zaczyna wszystko od nowa.

Z drugiego skrzydła zamku rozległ się krzyk, a raczej jakiś nieopanowany ryk czy wycie.

Priscilla zadrżała.

– Co to było?

– To nic, to głos mojego sługi – wyjaśnił.

Z rykiem tym mieszały się inne, ostrzejsze głosy, jakieś jęki, westchnienia, niebosiężne okrzyki.

– Ale teraz, co to? – zastanawiał się Agilulf.

– Och, to moje dziewczęta – odrzekła Priscilla – bawią się… cóż, wiadomo, młodość.

Wrócili do swojego zajęcia, nasłuchując jednak po trosze odgłosów nocy.

– Gurdulu krzyczy…

– Ileż hałasu robią te kobiety…

– Słowik śpiewa…

– Świerszcze…

Wreszcie łoże jest gotowe, bez zarzutu. Agilulf spogląda na wdowę. Jest naga. Szaty skromnie osunęły się z niej na podłogę.

– Damom nagim zaleca się – oświadcza Agilulf – jako najbardziej wyrafinowaną podnietę zmysłów, uścisk wojownika w pełnej zbroi.

– Brawo! Mnie to mówisz? Nie pierwszyzna to dla mnie! – to mówiąc Priscilla podskakuje i zręcznie wspina się na Agilulfa obejmując jego pancerz ramionami i nogami.

Zademonstrowała po kolei wszystkie najrozmaitsze sposoby, jak można obdarzyć uściskiem zbroję, po czym rozmarzona wsuwa się do łóżka. Agilulf przyklęka u jej wezgłowia.

– Włosy – mówi.

Rozbierając się Priscilla nie zburzyła kunsztownej koafiury swoich kruczych włosów. Agilulf zaczyna jej tłumaczyć, jak wielką rolę w uniesieniu zmysłów odgrywają rozpuszczone włosy.

– Spróbujmy.

Zdecydowanymi, a zarazem delikatnymi ruchami swych żelaznych dłoni rozplata misterną budowlę warkoczy, pozwalając włosom opaść swobodnie na pierś i ramiona.

– A jednak – mówi po chwili – większą chyba mądrość przypisać należy temu, kto woli damę o ciele nagim, ale z głową nie tylko kunsztownie uczesaną, ale ozdobioną ponad to welonami i diademami.

– Spróbujemy i tego?

– Ja sam panią uczeszę.

Wykazał niezwykłą zręczność w splataniu warkoczy, układaniu ich i przyszpilaniu na głowie. Następnie skonstruował wyrafinowany strój z woali i klejnotów. Zabrało to całą godzinę, ale Priscilla, kiedy na koniec podał jej zwierciadło, ujrzała siebie tak piękną jak nigdy.

Zachęciła go do położenia się u jej boku.

– Mówią, że Kleopatra każdej nocy śniła 0 tym, że ma w swoim łóżku rycerza w zbroi – rzuca Agilulf od niechcenia.

– Nigdy nie próbowałam – rzecze Priscilla – wszyscy zawsze zdejmują ją przedtem.

– No, więc teraz pani spróbuje. – I powolutku, ostrożnie, żeby nie zmiąć prześcieradeł, wsuwa się do łoża w pełnej zbroi 1 leży nieruchomo jak pomnik grobowy.

– I nawet miecza nie zdejmiecie z rapci?

– Miłosna żądza nie uzna dróg pośrednich.

Priscilla przymyka oczy w ekstazie. Agilulf unosi się.na łokciu.

– Dymi. Wstanę i zobaczę, dlaczego kominek źle ciągnie.

W okno zagląda księżyc. Wracając od kominka do łoża Agilulf przystaje:

– Pani, wyjdźmy na mury ucieszyć oczy tą nocną poświatą.

Owinął ją swoim płaszczem. Objęci uściskiem wchodzą na wieżę zamkową. Światło księżyca srebrzy las. Słychać śpiew zięby. W niektórych oknach zamku świeci się jeszcze, dolatują stamtąd krzyki, śmiechy, jęki, a nad wszystkim górują ryki Gurdulu.

– Cała przyroda jest miłością…

Wrócili do komnaty. Ogień na kominku wygasł już prawie. Przykucnęli obok rozdmuchując żar. Kiedy byli tak zajęci i różowe kolana Priscelli muskały żelazne nako-lannice rycerza, rodziła się między nimi jakaś nowa, inna bliskość, intymniejsza i bardziej niewinna.

Kiedy Priscilla wróciła do łóżka, w okno zaglądał już świt.

– Nic tak nie zmienia twarzy kobiety jak pierwszy brzask poranka – rzekł Agilulf, ale po to, by twarz ukazała się w najlepszym świetle, uznał za konieczne przesunąć w inne miejsce łóżko i baldachim.

– Jaka jestem? – pyta wdowa.

– Prześliczna.

Priscilla była uszczęśliwiona. Ale słońce wznosiło się szybko po niebie i chcąc podążyć za jego promieniami, Agilulf wciąż musiał przesuwać łóżko.

– Już dzień – powiedział. Głos jego brzmiał teraz jakoś inaczej. – Moja powinność rycerska każe mi o tej godzinie wyruszać w drogę.

– Już! – jęknęła Priscilla. – Właśnie teraz!

– Żałuję, szlachetna damo, ale zadanie, które mnie czeka, jest jeszcze ważniejsze.

– – Och, było tak pięknie…

Agilulf ugiął kolano. „Pobłogosław mnie, Priscillo”. Wstaje, nawołuje swego sługę. Obszedłszy cały zamek znajduje go wreszcie, do cna wyczerpanego, śpiącego kamiennym snem w psiej budzie. „Żywo na koń!” – woła. Ale musi go sam dźwignąć i załadować na siodło. Słońce wznosząc się coraz wyżej ukazuje dwie konne sylwetki na złocistym tle lasu: sługa przewieszony jak worek w poprzek końskiego grzbietu, rycerz, prosty i cienki jak smukły cień topoli.

Priscillę wnet otoczyły dworki i służebne.