W pewnym momencie okazało się, że ludzie nie muszą pracować od świtu do nocy. W wolnych chwilach niektórzy z nich zaczęli pisać książki. Książki odzwierciedlają ludzkie pragnienia. Tak narodził się doktor Faust, odmłodzony za sprawą siły nieczystej. Dorian Gray posłużył się w tym celu portretem, inny znów bohater literacki — skórą jaszczura. A gdzieś u zarania literatury snuje się Gilgamesz w poszukiwaniu nieśmiertelności. Ale wszystko na próżno. Słodkie pierniki namalowane na szyldzie nikogo jeszcze nie nasyciły.
A tutaj, późnym wieczorem, w mieście Wielki Guslar, stolicy powiatu, zebrało się kilkoro ludzi. Powiedziano im, że można zamienić tryb warunkowy na coś bardziej realnego. Poszczęściło się im, nieprawdopodobnie się poszczęściło. Peszyła ich tylko pewność, że coś takiego jest niemożliwe. Peszył mur wzniesiony w świadomości, mur zbudowany przez ewolucję w tym celu, aby ludzie nie tracili rozsądku. Bo jeśli wierzy się w cuda, można oszaleć.
Jeśli lekkomyślnie uwierzyć w lewitację, zapragnie się skoczyć z dachu dziesięciopiętrowego budynku. Jeśli uwierzyć w niewidzialność, zapragnie się wziąć z banku cudze pieniądze. Jeśli uwierzyć w telepatię, będzie się chciało zaprzestać myślenia, aby ktoś nie podsłuchał. Właśnie do walki z łatwowiernością służy przegródka w głowie człowieka, która nosi nazwę instynktu samozachowawczego. Jedną i jej funkcji jest negowanie cudów.
— Tak więc środek składa się z trzech części — powiedział starzec imieniem Ałmaz. — Proszek mam w kieszeni. Rozpuszczalnik znajduje się w butelkach, które zabrałem z muzeum. Trzecia część składa się z różnych substancji, a recepta spisana jest w zeszycie.
Starzec Ałmaz wziął ze stołu brulion w skórzanej okładce i powachlował się nim. W pokoju zrobiło się duszno od pełnych podniecenia oddechów.
Heleno Siergiejewna bębniła palcami w blat stołu, starając się odpędzić wewnętrzne zmieszanie, zagłuszyć dzwonienie w uszach. Przez gęste lepkie powietrze przebiło się ku niej czyjeś uważne spojrzenie. Podniosła głowę, napotkała wzrok Sawicza i zrozumiała, że on jej nie
widzi, że widzi teraz Lenoczke. Kastielskg, którą tak niezdarnie kiedyś kochał. Helena Siergiejewna pojęła w tym momencie, że Sawicz powie „tak”. W nim to „gdyby” tkwiło przez długie lata, odbierało spokój. Zerknęła ukradkiem na Wandę Kazimirownę. Ale dziwna rzecz, ta kobieta patrzyła nie na męża, lecz w błękit za oknem. Uśmiechała się do swoich myśli, i Helena Siergiejewna przypomniała sobie, jaką efektowną rzepą była Wanda, nim utyła od siedzącego trybu życia i tłustego jedzenia.
— Byłem wyłącznym właścicielem tego sekretu i korzystałem z niego, kiedy było trzeba — ciągnął Ałmaz. — Uważałem, że ludziom może tylko zaszkodzić. Teraz wytłumaczyłem wam, jak to wszystko wygląda, i proszę o wyrozumiałość. Nikogo me przymuszam. Natomiast mnie samemu bardzo na tym zależy, zarówno ze względu na mój sędziwy wiek, jak i ze względu na mnóstwo różnych spraw, które muszę koniecznie załatwić.
Ałmaz odłożył brulion na stół i przycisnął go kciukiem.
— To znaczy, że pan zgadza się podzielić z ludźmi? — zapytał Sawicz.
— Zgadzam się. Może w innej sytuacji bym się nie zgodził, ale teraz jest za późno. Obawiam się, że za późno.
— Z formalnego punktu widzenia nie ma pan prawa korzystać ze znaleziska, które jest własnością muzeum — powiedział Misza Standal. — Tym bardziej że naraził pan na szwank skarb państwa.
— A to jest karalne — dodał Udałow.
— Już to mówiliście — powiedziała stara pani Bakszt. — Nie zachowujcie się jak rosyjscy liberałowie. Oni zawsze wiele gadali i nigdy nic z tego nie wynikało.
Helena Siergiejewna usiłowała dostrzec w staruszce rysy pięknej perskiej księżniczki, ale oczywiście niczego nie dostrzegła, bo starcza maska była doskonale niezawodna i nieprzenikliwa.
— Nie, tak nie można — powiedział Standal. — Trzeba koniecznie odwołać się do władz i organizacji społecznych.
— Słusznie — zgodził się Udałow, którego bardzo ubodło porównanie z carskim liberałem. — Co powiedzą w Komitecie Powiatowym? W Akademii Nauk? Dopiero potem nastąpi scentralizowana dystrybucja.
— Ile czasu to zajmie? — zapytał starzec.
— Ile będzie trzeba.
— Rok?
— Może rok, może dwa.
— Nie mogę się na to zgodzić. Mam sprawy do załatwienia. Milica też nie może czekać, umrze.
Milica pochyliła ze smutkiem głowę.
— Głupstwa mówicie, towarzyszu Udałow — wtrącił się Sawicz, który chciał uwierzyć w eliksir. — Myślicie, że przyjdziecie do Komitetu Powiatowego albo nawet do Akademii Nauk i powiecie:,W tym słoiku znajduje się eliksir młodości, otrzymany przez pewnego mego znajomego w podarunku od marsjańskiego podróżnika w XVII wieku”. Wiecie, co wam na to odpowiedzą?
— Poradzą zmierzyć temperaturę — zachichotała Szuroczka Rodionowa. Dziewczyna siedziała cicho jak myszka, krępowała się, ale wyobraziła sobie Udałowa z termometrem pod pachą i nabrała odwagi.
— Gdyby taki człowiek przyszedł do mnie — powiedział Sawicz — postarałbym się go jak najszybciej izolować.
Udałow usłyszał słowo „izolować”! zamilkł. Lepiej zmiiczeć. W każdym razie on już swoje powiedział. W razie czego ludzie to sobie przypomną.
Grubin nie wytrzymał, poderwał się na równe nogi i zaczął miotać się po pokoju, przeskakując przez nogi i krzesła.
— Rosyjscy lekarze — powiedział — wszczepiali sobie dżumę. Umierali. W złych warunkach. A nam przecież nikt nie proponuje śmierci. Bez większego ryzyka możemy okazać się bohaterami w oczach nauki i całej ludzkości.
Glos Grubina zabrzmiał wysokimi rejestrami i ucichł. Kudłacz palcami rudymi od nikotyny starał się zapiąć górny guzik marynarki, ukryć niebieski podkoszulek, gdyż odczuwał nieadekwatność swego stroju do wzniosłych słów, które właśnie wypowiedział.
— To wcale nie jest śmieszne — skarcił Sawicz chichoczącego Udałowa.
— Nie możemy zwrócić się do instytucji naukowych — ciągnął Grubin nabierając odwagi. — Zaczną się z nas
śmiać, jeśli nie gorzej. Nie mamy prawa odmawiać udziału w doświadczeniu. W każdym razie ja nie mam prawa. Jeśli odmówimy — butelki albo zaginą w muzeum, albo towarzysz Ałmaz Bity przeprowadzi eksperyment sam i niczego się nie dowiemy.
— Jeśli doświadczenie się powiedzie — powiedział Sawicz, który chciał wierzyć — wówczas pójdziemy do uczonych, ale już nie z pustymi rękoma.
— Z metrykami i dowodami osobistymi — dodał Grubin — w których nasz ankietowy wiek nie będzie zgodny z rzeczywistym.
— Okropność! — wykrzyknęła Wanda Kazimirowna. — A jeśli to trucizna?
— Ja będę pierwszy — odparł starzec Ałmaz.
— I ja — powiedziała Milica Fiodorowna. — Dla mnie to nie pierwszyzna.
— Nikogo nie zmuszamy — oświadczył Grubin. — Uczestniczą w eksperymencie tylko chętni. Pozostali będą grupą kontrolną.
— Czy mogę o coś zapytać? — Misza Standal podniósł dwa palce do góry. — A co będzie, jeśli ja zgodzę się na udział w doświadczeniu?
— Staniesz się oseskiem — odpowiedziała Szuroczka Rodionowa. — I ja też. Zabiorą nas stąd w wózeczkach.
— A to działa od razu? — zapytał Udałow. Nie chciał się wyróżniać, ale myślał o powrocie do domu. Do małżonki.
— Nie, po pewnym czasie — odpowiedział Ałmaz. — Dekokt działa rozmaicie, ale zanim organizm go nie wchłonie, musi upłynąć parę godzin. Nad ranem wszystko stanie się jasne. Każdy powróci do okresu rozkwitu sił fizycznych. Dlatego młodym nic tu nie grozi. Zresztą nie warto na nich tracić eliksiru.
Ałmaz poczuł, że opinia obecnych zaczyna mu sprzyjać. Ciekawość ludzka, pasja poznawania nowych rzeczy, przeklęte „gdyby”, obawa, aby nie być tchórzliwszym od innych — wszystkie te przyczyny sprzyjały powodzeniu jego zamysłów. Szybko więc ustawił na środku stołu butelkę i polecił Helenie, aby przyniosła szklanki i inne naczynia oraz łyżkę wazową. Poprosił też o zwykłą, drobną sól kuchenną i kredę lub wapno, a sam pospiesznie kartkował brulion, przypominał sobie receptą. Obawiał się bowiem, że ktoś zacznie żartować, gdyż ironia w takich wypadkach jest gorsza od inwektyw i wątpliwości. Wystarczy, aby ktoś uznał, iż baśniowość eliksiru kłóci się ze zwyczajnym wyglądem saloniku i czasami, w których żyją ci ludzie — i już zabiorą butle, zaniosą je do muzeum, zamkną w kasie pancernej. Jeśli tak się stanie, upadnie sprawa, dla której odbył tak daleką podróż, a i jego życie wrotce dobiegnie kresu. Do tego nie wolno było dopuścić, gdyż starzec, dożywając na świecie trzystu lat, dopiero teraz naprawdę zaczynał poznawać smak ludzkiego istnienia.