W czasie przygotowań, które były tak zwyczajne, jak przygotowania do południowej herbaty, zaczęły się ciche rozmowy — w dwójkę, we trójkę. Czasami rozlegał się śmiech, który jednak nie krył w sobie żadnej ironii, był nerwowy, zdławiony.
Ałmaz Fiedotowicz wsypał do miski więcej niż połowę proszku, żeby starczyło dla wszystkich. Potem odkorkował butelki z rozpuszczalnikiem, przelał do jednego naczynia, zmrużył oko i napełnił miskę ciemnym płynem. Zaczął mieszać proszek, mieszać starannie, fachowo i wprawnie, drugą ręką wyjmując z kieszeni spodni różne torebeczki i zawiniątka.
— Te wszystkie dodatki — wyjaśnił — kupiłem w aptece. Nie ma w nich nic nadzwyczajnego. Zaopatrzyłem się nawet w aspirynę, w celu wzmocnienia efektu.
— Potem będziemy musieli wszystko zanotować i przekazać uczonym — powiedział Grubin.
— Nie zapomnimy — zgodził się starzec, dla którego obcowanie z uczonymi było rzeczą niezmiernie odległą i niezupełnie realną. Myślał teraz tylko o jednym — żeby zdążyć wszystko przygotować, a potem niech się dzieje, co chce.
— Poproszę kartkę papieru — zwrócił się Grubin do Heleny Siergiejewny. — Sporządzimy protokół doświadczenia. Nikt nie oponuje?
— Po co to? — zapytał Udałow.
— Przekażemy kompetentnym organom.
— A jeśli ktoś sobie rwę życzy? — zapytał Udałow.
— Wolna wola. Obserwatorzy też są nam potrzebni.
Udałow chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Grubin odebrał mu głos, powstrzymał podniesioną dłonią, wziął kartkę, długopis i wykaligrafował wielkimi literami:
”Dwunastego lipca roku 1975. Miasto Wielki Guslar w obwodzie wołogodzkim. Uczestnicy eksperymentu mającego na celu odmłodzenie organizmu”.
Siebie wpisał na pierwszym miejscu:
”1) Grubin Aleksander Jewdokimowicz, urodzony w roku 1934”.
Potem szedł starzec Ałmaz:
”2) Bity Ałmaz Fiedotowicz — urodzony w roku 1603”.
”3) Bakszt Milica Fiodorowna”.
— Kiedy się pani urodziła?
— Niech pan napisze orientacyjnie — odparła Milica Fiodorowna. — W dowodzie osobistym figuruje rok 1872, ale to nieprawda. Proszę napisać połowa XVII wieku.
Grubin więc napisał: „połowa XVII w.”
W poczynaniach Grubina była pewność siebie oraz rzeczowość i dlatego wszyscy bez żartów, poważnie odpowiadali na pytania i dalsza część listy przybrała następującą postać: „4) Kastieiska Helena Siergiejewna, 1915 rok; 5) Udałow Korneliusz Iwanowicz, 1933; 6) Sawicz Nikita Nikołajewicz, 1914; 7) Sawicz Wanda Kazimirowna, 1924; 8) Rodionowa Aleksandra Nikołajewna, 1955; 9) Standal Michał Arturowicz, 1947”.
– Łącznie dziewięć osób — powiedział Grubin. — Dzielę je umownie na dwie grupy. Do pierwszej zaliczam tych, którzy uczestniczą w eksperymencie w nadziei na sukces. Numery od pierwszego do siódmego. Druga grupa jest kontrolna. U jej członków nie powinno być żadnych wyników, ale ryzyko pozostaje.
— Nie szkodzi — powiedział Misza. — W najgorszym razie Szuroczka może zrezygnować.
— Jeszcze czego! — oburzyła się Szuroczka.
W oczach Grubina zabłysnął święty ogień pioniera, ogień Galileusza i Giordano Bruno. Kierował eksperymentem, a Udałow bardzo chciał znaleźć się w grupie kontrolnej, chociaż i to nie ratowało go przed ewentualnymi konsekwencjami.
— Jest pan gotów? — zapytał Grubin Ałmaza, obracając się ku niemu całym ciałem i powiewając kartką protokołu niczym sztandarem.
— Można rozlewać — odparł starzec. Był prawie bez sił, wycieńczony napięciem i wysiłkiem fizycznym. Wyraźnie chwiał się na swym krześle.
— Pomóc? — zapytała Helena Siergiejewna i nie czekając na odpowiedź rozlała płyn z miski do szklanek i kubków. Dziewięć naczyń stało ciasną grupką pośrodku stołu i ktoś pierwszy powinien wyciągnąć po nie rękę.
Starzec przeżegnał się zamaszyście, co było sprzeczne z naukowym nastrojem doświadczenia, lecz nie wywołało protestów, przesunął dłonią nad grupą filiżanek i wybrał sobie błękitną ze złotym szlaczkiem.
— No — powiedział obrzuciwszy pozostałych przenikliwym wzrokiem — z Bogiem l
Przymknął oczy, wlał zawartość filiżanki do gardła i przełknął z głośnym bulgotem. Potem odstawił puste naczynie na stół i powiedział ochryple:
— Dobre poiło. Heleno, daj wody do popicia.
I natychmiast cisza, która zapadła w pokoju, gdy tylko starzec wziął filiżankę ze stołu, skończyła się. Wszyscy jak na komendę ruszyli do stołu, po szklanki, jakby znajdował się w nich szampan…
Misza Standal wypił pierwszy i rozkasłał się.
— Mocne? — zapytał Grubin, który wolno sączył eliksir, aby dokładnie poczuć działanie preparatu.
— Dostało się w drugą dziurkę — powiedział Misza, nadal kaszląc. Szuroczka, nie wypuszczając filiżanki z ręki, poklepała go po plecach i rozlała eliksir na podłogę.
— Co ty robisz! — powiedział Misza. — Podłogi nie zamierzaliśmy odmładzać.
— Rzeczywiście! — rozzłościł się Grubin.
Szuroczka zmieszała się, upiła łyk, skrzywiła się i powiedziała:
— Jakie paskudztwo! I w dodatku słone.
Grubin zamieszał resztkę płynu na dnie szklanki i powiedział, zwracając się przede wszystkim do Udałowa, który znieruchomiał ze szklanką w ręku, w ciężkiej podejrzanej zadumie:
— Dzisiaj my, a jutro cała ludzkość — wykrzyknął. — Na świecie nie będzie starców.
Wzrok Grubina zahipnotyzował Udałowa. W jego wnętrzu zaczął rosnąć bohater. Bohater obijał się o żebra, trykał w serce, kopał w kolana i łaskotał w kręgosłup. I Udałow ujrzał oczami duszy, jak on, młody i smukły, jedzie na Plac Czerwony.
…Zgodnie i rytmicznie gra orkiestra dęta. Ogromne tłumy mieszkańców Moskwy i przyjezdnych stoją po obu stronach ulicy Gorkiego, którą w otwartym samochodzie sunie majestatycznie Korneliusz Udałow z butelką eliksiru w dłoniach. Z tyłu suną samochody członków rządu. Udałow ma zajęte ręce, więc nie może godnie odpowiedzieć na entuzjastyczne powitania ludu, tylko uśmiecha się szeroko i z całego serca.
Na Placu Czerwonym ustawili się w karnych szeregach uprawnieni do skorzystania z eliksiru w pierwszej kolejności.
Po prawej zasłużeni emeryci, po lewej — kaukascy matuzalemowie. Udałow wysiada z samochodu. Muzyka urywa się, tylko miarowo, niczym wielkie serce, łomoce werbel.
— Witajcie, towarzysze starcy! — mówi Udałow.
— Witaaaaa!…
Grzmią, przetaczają się nad Placem Czerwonym drżące głosy.
Udałow walczy ze łzami, napływającymi do oczu. Wyjmuje z kieszeni srebrną szklaneczkę z kompletu do golenia i ostrożnie, aby nie uronić nawet kropli — kamery telewizyjne całego świata śledzą każdy jego gest — nalewa szklaneczkę do pełna. Stoi przed nim długowieczny starzec kaukaski w wieku 142 lat, a osiemdziesięciu dwóch wnuków i prawnuków, zgrupowanych za nim, bije brawo. Matuzalem drżącą ręką podnosi szklaneczkę do wyschniętych ust, po czym oblizuje krople z brody.