Milica wyszła zza parawanu, niosąc na rękach suknię.
Rozłożyła ją na stole, odsuwając filiżanki z kawą na samą krawędź blatu. Wyjęła z komody nożyczki i zamyśliła się. Potem powiedziała:
— Już dawno nie interesowałam się modą. Trzeba będzie obudzić Szuroczkę.
— Tak, Szuroczka — przypomniał sobie Grubin. — Piła razem z nami lekarstwo. Żeby tylko nic się jej nie stało. Przecież ona robiła to dla żartu.
— A co się z nią może stać?
— Odmłodzenie.
— Saszeńka, jakiś ty naiwny! Przecież Miły Przyjaciel nikogo jeszcze nie oszukał. Ja i ty odmłodnieliśmy zupełnie jednakowo, chociaż poprzednio różniliśmy się wiekiem.
— Racja — zgodził się Grubin.
Przekradał się za Milicą przez wspólny korytarz i lękał się niespodzianek. A nuż Szuroczka stała się młodsza o dziesięć lat i zamieniła się w dziecko? Przecież to tragedia dla jej rodziców. Chowali ją przez dziewiętnaście lat i nagle okazuje się, że dziesięć lat — na darmo. Albo całe osiemnaście.
Grubin stanął za plecami Milicy przy drzwiach Rodionowów i nadsłuchiwał z niepokojem, czy nie rozlegnie się tam płacz oseska.
— Oni bardzo wcześnie wstają — powiedziała Milica, która fałszywie odczytała niepokój Grubina. I zadzwoniła.
— Państwo do kogo? — zapytała otwierając drzwi kobieta w średnim wieku, rysami twarzy i głosem wielce przypominająca Szuroczkę, należąca do tych niewiast, które zachowują figurę i jędrność ciała przez długie lata, rodzą takie same krzepkie dzieci i, co więcej, potrafią świetnie się z nimi obchodzić, robiąc to bez zbytniego hałasu, nerwów i obawy przed przeciągami. Zza jej spódnicy wyglądało dwóch chłopczyków, również podobnych do Szuroczki.
— Do Szuroczki? — zapytała kobieta. — Ze sklepu?
— Dzień dobry — powiedziała wesoło Milica. — Pani mnie nie poznaje?
— Może gdzieś widziałam — powiedziała obojętnie matka Szuroczki. — Wejdźcie do środka, nie ma sensu stać w korytarzu. Szurka przyszła dopiero nad ranem. Gniewam się na nią.
— Dziękuję, my tylko na chwilkę — powiedziała Milica, ucieszona, że nie można jej poznać.
— Córka dobrze się czuje? — zapytał Grubin z półmroku korytarza.
— A co niby mogło się jej stać? Szura! Masz gości! Matka odpłynęła korytarzem do kuchni, a za nią jak kaczęta podreptali braciszkowie Szuroczki.
— Ona mnie nie poznała! — powiedziała Milica uroczystym tonem. — A nie dalej jak dwa dai temu pożyczałam od niej sól.
Szuroczka, rozespana i zła po domowej awanturze, a poza tym taka sama jak przedtem, wyjrzała na korytarz, z powodu złego oświetlenia wzięła Milicę za jedną ze swych przyjaciółek i zapytała:
— Co cię tu po nocy przyniosło? Jeszcze się nie obudziłam.
— Nie poznała — powiedziała Milica. — Twoja mamusia też mnie nie poznała. A jego poznajesz? Saszeńka, chodź tutaj.
Grubin uśmiechnął się z zażenowaniem i zrobił dwa wielkie kroki.
— Mamusiu! — wykrzyknęła Szuroczka. — Towarzysz Grubin! Czyżby naprawdę podziałało?
— Jak pani widzi — powiedział Grubin i obrócił się dokoła własnej osi, wolno i niezgrabnie, niczym u krawca.
— A ja? — przypomniała sobie Szuroczka. — Przecież nawet nie zdążyłam się przejrzeć. Wszystko w porządku?
— Pani jest w zupełnym porządku — odparł Grubin. — Pani nie potrzebowała się zmieniać.
— Bardzo dobrze. A jak reszta?
Szuroczka rozmawiała z Grubinem, a na Milicę nawet nie spojrzała.
— Reszta? — Grubin zachichotał i mrugnął do Milicy. — Nie wiem jak pozostali, ale tutaj stoi pewna pani znajoma.
— Jaka znów znajoma?
Szuroczka zmarszczyła czoło, poprawiła grzywkę i przypatrzyła się uważnie Milicy. Nie mogła jednak w żaden sposób jej rozpoznać.
— Albo mnie nabieracie, albo całkiem zgłupiałam — powiedziała wreszcie.
— Jestem twoją sąsiadką, Milicą Fiodorowną — szepnęła Mila. — Jesteś mi potrzebna. Jako rówieśnica.
— Boziu! — wykrzyknęła Szuroczka. — To niemożliwe. Jeśli mnie nie nabieracie, zaraz padnę tu trupem!
— Kochanie, daj spokój — powiedziała Milica. — U mnie w pokoju wiszą na ścianach akwarele, na których bardzo jestem podobna. Chodźmy, nie ma czasu. Trzeba wyjść na miasto, a ja nie mam żadnej kiecki. Przecież nie będę chodziła po ulicach w robronie. Muszę uszyć sobie coś ze starych łachów.
— Cuda — powiedziała Szuroczka. — Niech pani się pokaże do światła.
W tym momencie z wielkiego podniecenia zupełnie przestała wymawiać wielkie litery i znaki interpunkcyjne.
— Zaraz weźmiemy jakąś moją sukienkę — roztrajkotała się, prowadząc Milę do okna, aby lepiej się jej przyjrzeć. — To naturalnie pani ja i stąd widzę że na akwareli to też pani ale towarzysz Grubin zmienił się znacznie mniej teraz nauka uczyni ogromny krok naprzód i starców w ogóle nie będzie a z sukienką coś wymyślimy weźmie pani moją proszę tu poczekać a ja ściągnę jedną na pewno będzie pasowała nie ma sensu zajmować się teraz szyciem byle tylko mama nie zobaczyła…
Szuroczka wyparowała, znikła, tylko jej słowa jeszcze przez kilka sekund pozostały w pokoju.
— No tak — powiedziała Milica. — Czyż ona nie jest u rocza?
— Obie jesteście urocze — palnął Grubin, zmieszał się i podszedł do okna. Przypomniał sobie nagle, że Mila jest bądź co bądź perską księżniczką i znała kiedyś Puszkina.
— Dziękuję za komplement — odparła Milica wrzucając stare suknie do szafy. — Potrafisz prowadzić auto? W naszej nowej sytuacji auto może się przydać.
— Obejdziemy się — zbagatelizował sprawę Grubin. — Skąd niby weźmiemy to auto?
— Czy nie mówiłam ci, że mój zmarły małżonek interesował się techniką i kupił auto? U progu nowego wieku. Ale prystaw zabronił mu jeździć, żeby przechodnie i psy nie wpadali w panikę. Dlatego nie jeździliśmy. A potem pan Bakszt zmarł.
— No i co z tego?
— Ono nadal stoi w szopie.
— Co stoi?
Grubin poczuł, że zatrzęsły mu się ręce. Słowa Mili, nawet w ten ranek obfitujący w nieprawdopodobne wydarzenia, poruszyły go do głębi. Poruszyły go tak bardzo, że cała reszta odeszła na plan dalszy. Samochód, obojętnie jaki, był marzeniem Grubina. W mieście było niewiele samochodów, a już o prywatnych szkoda mówić. Samochód śnił się Grubinowi. Samochód stał w szopie.
— Przecież z pewnością już je ukradli albo zepsuli — powiedział. Powiedział tak umyślnie, żeby nie zauroczyć, żeby nie spłoszyć szczęścia.
— Wątpię — odparła Mila. — Gdzie się ta Szuroczka podziała? Całkiem niedawno zaglądałam do szopy. Gdzie ja wsadziłam klucz? Znajdziesz sam, czy mam ci pomóc? Moja szopa stoi po prawej stronie. Jest najstarsza ze wszystkich, na pewno ją poznasz.
Szuroczka przybiegła z sukienką i powiedziała od drzwi:
— Moja stara ciągle mi wymyśla podejrzewa że coś zmalowałam jako panienka trzeba będzie zwęzić i skrócić.
— Nigdy w życiu nie nosiłam takiej krótkiej sukienki — powiedziała Milica zerkając na odkryte kolana Szuroczki. — To wypada?
— Co pani teraz wszystkie tak chodzą nawet na wsi a jaka pani jest młoda nawet młodsza ode mnie!
— Idę — powiedział Grubin ściskając w spoconej dłoni klucz od szopy. — Popatrzę.
— Nie zobaczysz go od razu, bo jest przykryty workami i rozmaitą starzyzną. Jeśli chcesz, mogę ci pomóc.
— Gdzie on idzie? — zapytała Szuroczka.
— Do szopy, musi odnaleźć pewną rzecz. To niespodzianka.
Grubin popędził schodami na podwórko, przeskakując po pięć, a czasami nawet po sześć stopni naraz, znalazł bez trudu najbardziej sędziwą szopę i nie troszcząc się o to, czy ktoś go zobaczy z okna, wsunął klucz do kłódki. Klucz obrócił się lekko. Staruszka była gospodarna i nie pozwalała, żeby jej dobro rdzewiało.