Szli ulicą i Sawicz modlił się w duchu, żeby nie spotkali znajomych, a jednocześnie serce kołatało mu jak oszalałe na myśl, że już wkrótce zobaczy Helenę. Było to doznanie niemal doszczętnie już zapomniane i dlatego w trójnasób dojmujące.
Gdzieś w tyle, dopędzając ich, sapał jakiś samochód i Sawicz, aby uniknąć ewentualnego spotkania ze znajomymi, odwrócił się plecami do jezdni. Samochód przesunął się wolno do przodu, spowijając go w kłęby dymu. Pojazd był ogromny i niezmiernie staroświecki, ale dym przeszkadzał tak bardzo, że Sawicz nie zdołał dojrzeć żadnych szczegółów i odczytać marki samochodu. Odwrócił się i skoncentrował ponownie na myśli o spotkaniu z Heleną, ale kobieta siedząca na tylnej kanapie kabrioletu uniosła się, odwróciła i krzyknęła do kierowcy:
— Saszeńka, zatrzymaj się, moim zdaniem, to są nasi znajomi.
Automobil brzęknął, wypuścił syczący strumień pary i znieruchomiał. A kobieta — młoda, czarnowłosa i niezmiernie zgrabna — zapytała głośno, jakby nie lękała się obudzić całego miasta:
— Czy państwo Sawiczowie? Idziecie do Kastielskiej? Kierowca uniósł się, osłonił dłonią oczy j uważnie przypatrywał się Sawiczom.
— Oczywiście, że to oni. Popatrz, jak Wanda Kazimirowna odmłodniała.
Druga kobieta w automobilu okazała się Szuroczką Rodionową. Wówczas Wanda, która szybciej niż mąż zorientowała się, że wehikuł ma coś wspólnego z nocnymi wydarzeniami, zapytała:
— Czyżby mnie można było rozpoznać?
— Bardzo trudno, Wando Kazimirowno — odparła Szuroczka. — Ale jednak można. Przecież widywałam panią niemal codziennie.
W tonie Szuroczki nie było ironii ani zawiści i Wanda była jej za to wdzięczna.
— Siadajcie — powiedział Grubin. — Miejsca starczy dla wszystkich.
— A jak pozostali? — zapytał Sawicz pomagając żonie wsiąść do auta. Miał na myśli Helenę Siergiejewnę, ale nikt poza Wandą nie pojął tego.
— Mogę przysiąc — powiedziała czarnowłosa dziewczyna — że mnie pan nie poznał. Jestem Mila Bakszt. Milica Fiodorowna.
21
Helena Siergiejewna odgarnęła jasny pukiel włosów, zmrużyła oczy i wsypała do rondelka dokładnie pół szklanki kaszki manny, nabranej z niebieskiej kwadratowej puszki z napisem „cukier”. Mleko wzburzyło się, jakby kaszka okrutnie je oparzyła, ale Helena zdążyła je zamieszać srebrną łyżką, którą trzymała w pogotowiu.
Ruchy były wczorajsze, zrutynizowane i było rzeczą Interesującą patrzeć na własne ręce. Były znajome i zarazem obce.
— Nie chcą twojej kaszki, babciu — powiedział z przyzwyczajenia Wania. — Zapomniałaś ją posolić.
— Rzeczywiście zapomniałam — roześmiała się Helena Siergiejewna.
Ktoś zapukał do drzwi i po chwili do kuchni wszedł nieznajomy miody człowiek ogromnego wzrostu. Wypełniał ciasną marynarkę tak dokładnie, że rękawy nie ukrywały bicepsów, a guziki z najwyższym trudem utrzymywały się w dziurkach.
— Proszę mi wybaczyć — powiedział znajomym niskim głosem. — Drzwi były otwarte, więc pozwoliłem sobie wtargnąć bez zaproszenia. Dzień dobry.
Po gospodarsku rozsiadł się przy stole, odsunął maselniczkę i powiedział:
— Poczęstowałabyś herbatką, Heleno.
Helena Siergiejewna musiała przez kilka minut wpatrywać się w twarz gościa, zanim domyśliła się, że jest nim Ałmaz Bity.
— Poznałaś? — zapytał Ałmaz. Zdobył gdzieś nowe pantofle i dżinsy. — Stało się tak, jak powiedziałem. Obudziłaś się i nie poznałaś samej siebie. A trzeba przyznać, że ładna z ciebie dziewczyna. Nie tak ładna, jak moja Milica, ale całkiem do rzeczy. Teraz wydamy cię za mąż.
— Proszę nie żartować — powiedziała Helena Siergiejewna, ukradkowym gestem wskazując na znieruchomiałego ze zdumienia Wanię. — W moim wieku…
Ałmaz roześmiał się. Na ulicy coś groźnie załomotało. Hurkot zbliżał się stopniowo, aż wreszcie pod otwartym oknem zgrzytnęły hamulce i podniosła się chmura sinawego dymu.
— Jest tam kto? — zapytała czarnowłosa piękność, wsuwając głowę do wnętrza. — Ojej, zmieniła się pani nie do poznania! A my do pani w gości.
— Oto i Milica — powiedział Ałmaz podrywając się zza stołu. _ Przecież mówiłem, że jest ładna. Mam rację, Heleno?
— Zaraz przyniosę herbatę — powiedziała Helena i wybiegła do pokoju Wani. Wybiegła tak szybko, że Ałmaz uśmiechnął się pobłażliwie — pomyślał, że Helena nie chce uznać przewagi Milicy.
W rzeczywistości Helena zobaczyła w automobilu młodego Sawicza i zrozumiała, że opuścił ją zaledwie na tydzień, nie więcej, że ich głupia sprzeczka się skończyła. Okazało się, że przez cały ranek czekała na to spotkanie, że dziesiątki lat przeżyte na całkiem innej drodze zupełnie się nie liczyły. Lata przeszły i wszystko powróciło na swoje miejsce.
Nogi ugięły się pod nią, w oczach zaszczypało. Zatrzasnęła za sobą drzwi i całym ciałem przylgnęła do chłodnych kafli pieca, odpędzając od siebie miraż, przekonując się o czymś, perswadując coś sobie niezrozumiale, jakby myślała w nieznanym języku.
W sąsiednim pokoju przekrzykiwały się z ożywieniem młode, znajome, nie słyszane od dawna głosy. Helena rozejrzała się w panice dokoła, szukając kryjówki, i wtedy spostrzegła, że łóżko, na którym spał Udałow, nie jest posłane. Pochyliła się więc nad nim j zaczęła składać pościel. Ręce dopominały się o jakieś zajęcie.
— A gdzie jest Helena Siergiejewna? — pytał za drzwiami Grubin.
— Poszła zrobić herbatę.
— W kuchni jej nie ma. — Weszła tutaj.
— No to ją tam zaraz dopadniemy.
Głosu Sawicza wśród innych nie było. Helena jednak czuła jego oddech za drzwiami i kiedy Grubin nie pukając, na prawach starego przyjaciela, wtargnął do pokoju, podniosła poduszkę do twarzy, lękając się za plecami Grubina napotkać wzrok Sawicza, który by natychmiast wszystko, do ostatniego słowa, wyczytał z jej oczu.
— Pokaż się, pokaż — powtarzał Grubin.
Wyrwał jej z rąk poduszkę, zaczął ze wszystkich stron oglądać Helenę Siergiejewnę i cieszyć się, że jest taka młoda i ładna. Potem wciągnął ją za rękę do dużego pokoju i zademonstrował z dumą obecnym, jak swoją narzeczoną. A Ałmaz pośmiał się ze wszystkimi i powiedział, jak ktoś od dawna zadomowiony:
— Heleno, gdzie herbata? Goście są głodni.
Helena Siergiejewna wzięła się w garść, podniosła głowę i wokół niej, jak na szkolnym balu, zawirowały roześmiane twarze. Nawet Wania roześmiał się na widok jej zmieszania. Stopniowo wracała jej pewność siebie, wracał spokój. Spostrzegła, że tylko Sawicz na nią nie patrzy, zagapiony w kwiatuszki tworzące ornament filiżanki — zupełnie tak samo, jak trzydzieści lat temu… Helena nie wyczula w nim poczucia winy i rozterki, uznała więc, że jego również opanowała radość ze spotkania, zmusiła się do uśmiechu i powiedziała:
— Herbata zaraz będzie. Nastawimy duży samowar.
— Pomogę — poderwał się Ałmaz. — Będę w twym domu pełnił obowiązki gospodarza.
— Dobrze — odparła Helena, chociaż miała nadzieję, że to N i kit a zaproponuje jej pomoc. Albo wejdzie, niby przypadkiem, do kuchni, wsunie się boczkiem, stanie pod ścianą i podejmie nie dokończoną rozmowę.
Wania pomagał Helenie i Ałmazowi rozpalić samowar, przy czym ciągle pytał, dlaczego wszyscy są dzisiaj tacy młodzi i weseli? Ałmaz zdumiał się, że dzieciak potrafi wszystkich rozpoznać. Rozpoznał nawet staruszkę Milicę w pięknej perskiej księżniczce. Ałmaz bardzo się Wani podobał ze względu na swoje bajeczne wymiary i poważny stosunek do niego, to znaczy do Wani.