Jeśli trzydzieści lat temu można było siedzieć we dwójką na ławeczce, całować się., patrzeć w rozgwieżdżone niebo, zdumiewać się pięknością świata i świeżością swoich uczuć, to teraz coś takiego było nie do pomyślenia. Choćby nie wiem jak starała się oszukać samą siebie, nigdy nie wyzwoli się od obrazu tęgiego, wciąż zasapanego, łysego prowizora.
Odmłodzenie było iluzją, ale Helena nie potrafiła jeszcze dociec, na ile ta iluzja była potrzebna i komu była potrzebna. Na razie przyszłość ją przerażała. Nie tyle ze względu na konieczność przeżycia dodatkowych kilkudziesięciu lat, ile z powodu życiowych komplikacji wynikających z odmłodzenia.
— Dziewięć osób zażyło eliksir — powiedział rzeczowo Grubin zatrzaskując brulion. — Kontrolna dwójka, jak było do przewidzenia, pozostała bez zmian. Reszta odmłodniała. Jeden nawet za bardzo.
Udałow zaniósł się głośnym płaczem. Nawet Wania go pożałował, wziął piłkę i poszedł do małego pokoju pocieszać smutnego chłopczyka.
— Mimo wszystko procent jest wysoki — zauważył Sawicz.
— Najważniejsze jednak, że eksperyment się udał. A to otwiera przed ludzkością szerokie perspektywy, na nas zaś nakłada wielkie obowiązki. Przecież butla się rozbiła.
— Wątpię, żeby nam uwierzono — powiedział Sawicz. — To wszystko jest zbyt nieprawdopodobne.
— Z pewnością nam uwierzą — zaoponował Grubin. — Jest nas dziewięcioro. Poza tym mamy dokumenty, mamy własne wspomnienia, mamy ludzi, których możemy powołać na świadków. Przecież my, starzy, gdzieś się podzieliśmy. Nie, będą musieli nam uwierzyć.
— Nie uwierzą — powiedział Udałow, który tymczasem wszedł do pokoju, aby pozbyć się poniżającego towarzystwa dzieciaka z piłką. — Powiem prawdę, już byłem na milicji. Nie uwierzyli. O mało nie oddali mnie mamie, to znaczy mojej żonie. Trzeba było uciekać.
Udałow skruszonym tonem zrelacjonował swe przygody. Po wysłuchaniu pełnego pasji monologu Grubin zrozumiał nagle, że Korneliusz padł ofiarą pomyłki, ofiarą swego wyjątkowo złośliwego pecha.
— Ech, Udałow, Udałow… — powiedział wreszcie Grubin. — Kiedy ty wreszcie dorośniesz?
— Za jakieś dziesięć lat — powiedziała Szuroczka i zachichotała.
— Szuroczka! — skarciła ją Helena.
— Tylko byście się z człowieka nabijali — powiedział Udałow. — A ja zostałem bez pracy i bez rodziny. Jak mam wykonywać swoje obowiązki służbowe i rodzinne? Utrzymywać żonę i dzieci, składać sprawozdania zwierzchności?
— Tak — powiedział Grubin. — Trudna sprawa, i na milicję teraz nie można pójść, nie można poprosić o pomoc. Udałow im tak zamieszał w głowach, że natychmiast zadzwonią po pogotowie i sanitariuszy z kaftanami bezpieczeństwa. Inne organy też z pewnością zostały uprzedzone. Musimy jechać do Moskwy, wprost do Akademii Nauk. Wszyscy razem.
— Już? — zapytała Milica z rozczarowaniem w głosie. — A ja chciałam trochę pożyć bez kłopotów, chciałam użyć życia.
— W Moskwie będziesz miała większe możliwości — powiedział Ałmaz. — Tylko będziecie musieli obejść się beze mnie. Dobiję do was później, a tymczasem muszę wrócić do swojej pracy.
— Jakże to tak? Bez ciebie nie da rady niczego naukowo objaśnić.
— Moje objaśnienia nie mają nic wspólnego z nauką.
— A co to za sprawy, jeśli nie sekret? — zapytała nagle Helena.
— Pytasz tak, jakbym przez te trzysta lat dochrapał się co najmniej stanowiska ministra. Muszę cię rozczarować. Osiadłem na Syberii i pracuję tam w inspekcji rybackiej. Jest tam pewna fabryka, która zatruwa rzekę, spuszcza do niej rozmaite paskudztwa. Niedługo nie będzie ani jednej ryby. Kiedyś, wolniejszym czasem, opowiem, jaką walkę toczę z nimi już od czterech lat. Dotarłem nawet do KC, ale wiek dawał mi się we znaki, starcza niemoc. Teraz ich zniszczę. Będą tańczyć, jak ja im zagram. Naczelny inżynier albo założy filtry, albo pójdzie do piachu zamiast mnie. Jestem człowiekiem bezwzględnym, życie mnie tego nauczyło…
Ałmaz położył rękę na ramieniu Heleny, która nie miała nic przeciwko temu. Ręka była ciężka, gorąca, silna. Sawicz odwrócił się, bo ten gest sprawił mu przykrość.
— Powinien się pan uczyć, Almazie Fiedotowiczu — powiedziała Milica. — Wówczas może zostanie pan ministrem.
— To nie jest wykluczone — zgodził się Ałmaz. — Ale najpierw naczelnemu inżynierowi zaleję sadła za skórę i was wszystkich zaproszę na znakomitą zupę rybną. Zgoda?
Grubin, który tymczasem uklęknął pod stołem i usiłował oderwać drzazgę przesyconą eliksirem, zapytał stamtąd:
— A za czyje pieniądze mamy jechać do tej Moskwy?
25
Nikt już nie wątpił, że trzeba jechać do Moskwy. Słowo „trzeba”, gdy już raz padło, opanowało wszystkie umysły. Ludzie żyli, starzeli się, zajmowali się własnymi sprawami i nie wiązali swych losów z losami ludzkości. Nawet wtedy, kiedy wyrażali zgodę na udział w niezwykłym eksperymencie, robili to z najrozmaitszych powodów, które jednak nie miały nic wspólnego z przyszłymi losami ludzkości. Kiedy jednak okazało się, że tajemniczy eliksir rzeczywiście działa, na ludzi spadł nagle ciężar odpowiedzialności, bez względu na to, czy tego chcieli, czy też nie. Zresztą, co można zrobić, jeśli podobny sekret nagle wpada do rąk? Wyjechać do innego miasta, żeby spokojnie przeżyć jeszcze jedno życie? Ałmaz do tej pory tak właśnie robił, chociaż kolejne życia przeżywał niespokojnie, w stałym napięciu i gorączkowej działalności. Nie mógł jednak zwrócić się do ludzi, podzielić się z nimi tajemnicą. Lękał się to uczynić, gdyż zniszczyliby go, zabrali tajemnicę, pobili się o nią. Tak mówił Przybysz. Wtedy jednak Ałmaz był sam, a teraz był jednym z dziewięciorga.
Słowo „trzeba”, skoro nie jest narzucone z zewnątrz, lecz rodzi się samo, składa się z nader różnych słów i myśli, tak różnych, że czasem trudno dotrzeć do jego źródeł. Grubin na przykład od pierwszej chwili traktował wszystko jako czysto naukowy eksperyment i nie zmienił swego zdania. Jednak, kiedy odmłodniał i uświadomił sobie całą nędzę swego poprzedniego życia, obudził się w nim prawdziwy uczony, dla którego istota odkrycia tkwi w możliwości jego spożytkowania.
Udałow przyczynił się do powstania stanu konieczności, gdyż był przekonany, że w Moskwie są bardzo dobrzy lekarze. Jeśli zdoła do nich dotrzeć, to wyleczą go z dzieciństwa, przywrócą mu prawdziwą postać. Jego „trzeba” było czysto egoistyczne.
Sawicz nie miał ochoty stać się królikiem doświadczalnym, tym bardziej że przez swoje gapiostwo dopuścił do objęcia kierownictwa eksperymentu przez Grubina. Stało się tak, gdyż z początku myślał wyłącznie o spotkaniu z młodą Heleną. Spotkanie nie wiadomo czemu nie doszło do skutku, ale to jeszcze nic straconego. Zresztą nie zamierzał wracać do swej guslarskiej apteki.
Helena Siergiejewna nie była zbyt zadowolona z wyników doświadczenia, ponieważ uważała, że życie ma już za sobą i zaczynanie go od początku jest niepoważne. Jednak jako człowiek przywykły do odpowiadania za swe czyny, była nawet bardziej niż pozostali skłonna poddać się wszelkim badaniom, nie bacząc na niewygody i przykrości, aby przynieść korzyść społeczeństwu. Swoje obowiązki zawsze, najpierw w szkole, a potem w muzeum, starała się spełniać jak najrzetelniej.
Szuroczka i Milica, mimo różnicy wieku, myślały mniej więcej jednakowo. Dla nich wyprawa do Moskwy była przede wszystkim pasjonującą przygodą. Wyprawą do Moskwy właśnie. O całej reszcie decydowali ludzie mądrzejsi i bardziej od nich doświadczeni.
Wanda gotowa była jechać wszędzie, pod warunkiem, że pojedzie tam Sawicz. Sądziła bowiem, że nocne odmłodzenie było jeszcze jedynym dowodem na to, iż w swoim czasie nie popełniła błędu związawszy swe losy z Sawiczem. Zabawna historia: matka przez całe życie beształa ją za zły wybór, a w końcu wreszcie Sawicz spełnił pokładane w nim nadzieje i podarował jej drugi miodowy miesiąc. Jeśli naturalnie ta Kastielska nie zacznie znowu intrygować. No, wtedy się zobaczy.