Выбрать главу

— Może pan przyjąć, że uczestniczyłem w naradzie — powiedział Standal i usiadł na rozchwierutanym krześle.

— Posyłałem cię? — zapytał Malużkin.

— Nie. Ja sam.

— A szkic do materiału o sobotnich pracach społecznych przygotowałeś?

— Nie.

— To znaczy, że ja mam za ciebie pracować, tak?

Malużkin poczuł wzbierającą w nim długo oczekiwaną falę krzywdy. Standal skrzywdził go tym, że zamiast pisać niezbędny gazecie artykuł włóczył się nie wiadomo gdzie.

— Mam bardzo ważną sprawę — powiedział Standal.

— Ważna sprawa jest tu — powiedział Malużkin i pokazał niedopisany wstępniak o przygotowaniach szkół do nowego roku szkolnego. — Niestety, nie wszyscy to rozumieją.

Malużkin przyłożył palec do ust, następnie zatoczył łuk w powietrzu i stuknął w przepierzenie. Zza przepierzenia dobiegał przytłumiony szloch. Standal zrozumiał, że maszynistka znów narobiła literówek.

— A więc? — zapytał Malużkin, który miał skłonność do niezbyt gramatycznych zwrotów.

— A więc trudno w to uwierzyć, ale przyniosłem prawdziwą sensację.

— Różne bywają sensacje — powiedział Malużkin sucho. Samo słowo „sensacja” miało dla niego nieprzyjemny posmak, kojarzyło się z pejoratywnymi epitetami. — Tylko bez tanich sensacji! W pewnej gazecie centralnej wydrukowano informację o śnieżnym smoku i co? — Malużkin gwałtownym ruchem przeciągnął dłonią po szyi, ilustrując tym gestem los redaktora. — Ale mów, nie obrażaj się.

— Mamy szansę stać się pierwszą, najbardziej znaną gazetą świata. Interesuje to pana?

— Zobaczymy — odparł Malużkin.

Maszynistka za przepierzeniem przestała łkać i nadstawiła ucha.

— Ale w każdym razie — kontynuował Malużkin — będę musiał skończyć artykuł wstępny. Przecież nie potrafisz go za mnie dopisać?

Malużkin zamknął na chwilę oczy j nieco pochylił siwiejącą głowę. Czekał na pochwały.

— Wstępniak do kosza. Na pierwszą kolumnę damy coś innego — powiedział nieuprzejmie Standal.

Malużkin uśmiechnął się pobłażliwie. Zawsze potrafił wychwytywać rzeczy najważniejsze, na czasie. Wygląd Standala powiedział mu, że młody człowiek przyszedł z jakimś głupstwem. Pojąwszy to, redaktor zajął się obmyślaniem artykułu wstępnego.

— Wczoraj — powiedział Standal — w naszym mieście miało miejsce epokowe wydarzenie, sensacja stulecia, po raz pierwszy przeprowadzono pomyślny eksperyment mający na celu generalne odmłodzenie organizmu ludzkiego. Uroczyste słowa, na co zresztą liczył Standal, łatwiej przenikały do mózgu Malużkina, który jednak słysząc je nie zastanawiał się nad ich sensem, lecz starał się wykorzystać je do prawdziwej roboty, do układania wstępniaka. „Po raz pierwszy w kraju przeprowadzono pomyślny eksperyment — powtarzał w myśli Malużkin — mający na celu całkowite objęcie dorastającego pokolenia siecią szkolnictwa ośmioletniego”. Myśląc tak Malużkin odruchowo podtrzymywał rozmowę ze Standalem.

— W szpitalu, powiadasz, przeprowadzono ten eksperyment? — zapytał. — Mamy tam zdolną młodzież.

Z własnego zdania wybrał do artykułu słowa „zdolna młodzież”. Musiał jeszcze znaleźć dla nich stosowną otoczkę.

— Nie, nie w szpitalu, w mieszkaniu prywatnym.

— Nie biegaj po gabinecie, siadaj — powiedział Malużkin. Biegający, podniecony, wymachujący rękami, przecierający okulary Standal nie pozwalał mu się skupić.

— Kilku ludzi — powiedział Standal siadając na brzeżku krzesła i przebierając nogami — uzyskało możliwość opanowania tajemnicy wiecznej młodości.

Stosowna otoczka dla „zdolnej młodzieży” znalazła się. „Zdolna młodzież zyskała możliwość opanowania tajemnic nauki.” Malużkin zanotował w myśli to zdanie.

— Tak, tak — odezwał się. — Już o tym czytałem.

— Gdzie? — Standal z wrażenia przestał nawet poruszać nogami. — I nic pan nie powiedział?

— Gdzie? — zdziwił się Malużkin. — „Nauka i Życie” pisało. — Redaktor był przekonany, że nie można mu dowieść kłamstwa, bowiem czasopismo „Nauka i Życie” pisało już o wszystkim. — Były takie doświadczenia w Stanach. U nas też. Na psach.

— Jasne — powiedział Standal. Zrozumiał, że redaktor wcale go nie słuchał. — I pan by mógł! — krzyknął nieoczekiwanie.

Malużkin zapomniał wszystkie zdania, przygotowane do swego wstępniaka. Przestraszył się.

Za ścianą rozległo się gromkie westchnienie maszynistki.

— I pan mógłby stać się młodym! — wrzeszczał Standal. — Każdy może stać się młodym! Wczoraj starzec, dziś — młodzieniec. Rozumie pan?

— Tylko spokojnie — powiedział Malużkin. — Denerwujesz się. Cezarze, a więc nie masz racji.

Machnął ręką w stronę przepierzenia i kontynuował szeptem:

— Za ścianą są ludzie, rozumiesz? Zaczną się plotki. A ty nie sprawdziłeś i już krzyczysz. Są świadkowie? Kontrola była?

— Sam jestem świadkiem — powiedział Standal, również przechodząc na szept i pochylając się nad biurkiem. Siedzieli teraz jak dwaj kosiarze, omawiający plan obrabowania banku.

— Mam jeszcze jednego świadka — wymamrotał Standal. — Zawołać?

— Dobra — zgodził się z westchnieniem Malużkin, bo artykuł wstępny musiał i tak zaczynać od początku.

Standal wychylił się przez okno i krzyknął:

— Mila, bądź łaskawa wejść na górę. Pokój numer pięć. Zresztą wyjdę po ciebie.

Gdy tylko Standal odszedł od biurka, Malużkin natychmiast zajął się wstępniakiem. Standala to zirytowało, chwycił więc kartkę, podarł i wrzucił do kosza.

— Zwariowałeś — powiedział Malużkin. Znów poczuł się skrzywdzony.

— Zaraz tu przyjdzie kobieta, która ma minimum trzysta lat — powiedział Standal. — Znała Aleksandra Puszkina!

Wybiegł z pokoju.

— Kobiety — myślał Malużkin pochylając się nad koszem na śmieci. — Wszędzie kobiety. Wszystkie znały albo Puszkina, albo Jewtuszenkę, a żadnej nie można wierzyć.

Za drzwiami rozległ się głos Standala:

— Tutaj, Milico. Naczelny na nas czeka.

— Dziękuję — odpowiedział srebrzysty głosik.

— Teatr — pomyślał Malużkin. — Pokazówka.

Drzwi otworzyły się i zjawiła się bogini. Królowa nocy, piękna dziewczyna w sarafanie z albumem w rękach. Tej dziewczyny dawniej nie było i być nie mogło. Tę dziewczynę można było zobaczyć tylko raz w życiu i do końca swoich dni o niej marzyć.

— Dzień dobry — powiedziała dziewczyna i podała Malużkinowi rękę. Trzymała ją wyżej, niż to jest przyjęte, i dlatego dłoń znalazła się w pobliżu warg redaktora. Malużkin nieoczekiwanie dla siebie ucałował smukły, atłasowy przegub i usiadł oblewając się pąsem.

— Czy ja również mogę usiąść? — zapytała dziewczyna.

— Bardzo mi miło — odparł Malużkin. — To znaczy bardzo miło mi panią poznać. Proszę siadać, naturalnie. — Redaktor zapragnął mówić wytwornym stylem, chociażby takim, jakim posługiwali się bohaterowie Lwa Tołstoja. — Czuję się niezmiernie zaszczycony — zakończył.

— Miszeńka z pewnością już o mnie mówił — uśmiechnęła się dziewczyna, a z jej oczu wytrysnęły ostre, promienne strzały. — Nazywam się Milica Bakszt i mieszkam w Wielkim Guslarze od ponad stu lat.

— To niemożliwe — powiedział Malużkin przygładzając włosy na skroniach — zapamiętałbym z pewnością pani cudowne oblicze…

Po redakcji rozeszła się już plotka, że u naczelnego siedzi jakaś nieznana piękność. Wszyscy myśleli, że należy do ekipy filmowej, kręcącej film historycznorewolucyjny. Mężczyźni udali się na korytarz, żeby zapalić. Palili obok drzwi gabinetu szefa.

— Przecież pan mnie nie może znać — powiedziała Milica. — Jeszcze wczoraj byłam okropną staruchą, chodziłam o lasce. Potworny widok, zapewniam pana. Rozumie pan to, prawda?