— O, tak — powiedział Malużkin.
Milica zwinnie poderwała się z krzesła, obróciła się na obcasach tak zamaszyście, że sarafan zawirował i odsłonił zgrabne nogi, po czym zgarbiła się, oparła się na nie istniejącej lasce i szurając nogami postąpiła z trudem parę kroków.
Malużkinowi zrobiło się wesoło i radośnie na duszy, więc powiedział:
— Jest pani aktorką, utalentowaną aktorką, powinna pani zagrać w filmie.
Maszynistki, które usłyszały te słowa przez ścianę, wyniosły na korytarz potwierdzenie plotki: nieznajoma była istotnie aktorką filmową, naczelny ją chwali. Stiepanow przypomniał sobie dwa filmy, w których ją widział. Wielu z obecnych również ją sobie przypomniało.
— Bardzo dobrze to robisz — powiedział Standal. — Tak to mniej więcej wyglądało. Sam pamiętam.
— Wierzy mi pan? — zapytała Milica znów siadając na krześle. Jej oczy znalazły się tak blisko twarzy Malużkina, że redaktor poczuł zawrót głowy i powiedział:
— Wierzę pani we wszystkim, w wielkim j małym.
— Milu. pokaż mu dowód osobisty — powiedział Standal.
— Nie trzeba — zaoponował Malużkin. — Nie trzeba pokazywać żadnego dowodu. Misza zaraz przygotuje materiał, a pani niech nas nie opuszcza, błagam. Proszę mi opowiedzieć wszystko, co, jak i kiedy. Natychmiast do drukarni.
— Zamiast wstępniaka — powiedział Standal, który był jeszcze bardzo młody i wierzył w triumf dobra.
— Zamiast wstępniaka — potwierdził Malużkin.
— Miszeńka — powiedziała Milica. — Wygląda na to, że on się we mnie zakochał. Najwyraźniej traci rozsądek. Co teraz zrobimy? Zakochał się pan we mnie?
— Chyba tak — wyszeptał redaktor. Nie śmiał zaprzeczyć, ale nie chciał, żeby podwładni dowiedzieli się o tym.
— No, to ja zabieram się do pisania? — powiedział Misza pytającym tonem.
— Naturalnie. A pani… — w głosie Malużkina zabrzmiała żałosna prośba. — A pani posiedzi tu ze mną, prawda?
— Posiedzę, pewnie, że posiedzę. Przecież nie wychodzisz na długo, Misza?
— Nie potrzebuję wychodzić, napiszę tutaj, na parapecie. Mam już gotowy szkic.
— No więc — powiedziała Milica — poznaliśmy się i teraz możemy swobodnie porozmawiać. Czyż to nie cudowne, że wczoraj byłam staruszką, a dzisiaj jestem młoda?
— Cudowne — powiedział Malużkin. — Pani ma cudowne zęby.
— A fe, takie rzeczy mówi się tylko brzydkim dziewczynom, żeby im nie było przykro — powiedziała Milica i roześmiała się tak srebrzyście, że drżenie przebiegło po palących w korytarzu mężczyznach, a maszynistki spoważniały i zachmurzyły się.
— Ależ nie, cóż za pomysł! Pani ma piękne ręce i włosy, i nos — powiedział Malużkin. Chciał kontynuować tę wyliczankę, ale zadzwonił telefon i redaktor, który nie chciał z nikim rozmawiać, aby nie zniweczyć wspaniałego nastroju, podniósł jednak słuchawkę i powiedział ostro, żeby się od niego odczepili:
— Mam naradę.
Słuchawka zabulgotała odległym ludzkim głosem i Malużkin, który jej na czas nie odłożył, zaczął słuchać. Misza mrugnął do Milicy, sądząc, że sprawa jest załatwiona, a dziewczyna odmrugnęia mu, bowiem była zadowolona ze swej urody.
— Tak — powiedział uprzejmie Malużkin. — Naturalnie. W jutrzejszym numerze, towarzyszu Biełow. Osobiście się tym zajmę… Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, że to nasze zaniedbanie, towarzyszu Biełow.
Głos w słuchawce wciąż coś mamrotał i stopniowo twarz Malużkina przybierała swój normalny, rzeczowy wyraz, a włosy, które jeszcze przed chwilą zwijały się w cygańskie kędziory, w oczach prostowały się karnie opadały, układając się po obu stronach przedziałka.
— Odzwierciedlimy, naturalnie, wszystko będzie w największym porządku — powiedział wreszcie odkładając słuchawkę.
— No tak — mruknął patrząc na Milicę i pocierając palcem koniec nosa. — Dajemy artykuł wstępny na temat przerywki i pielenia. Jasne, Standal? Na temat pielenia, a nie o przygotowaniach do nowego roku szkolnego. Ze szkołami jeszcze się nie pali. Nasz błąd. Sami powinniśmy się domyślić. Wezwijcie tu do mnie Stiepanowa, ale na jednej nodze. Niech weźmie ze sobą harmonogram przerywki.
— Jak to? — zapytał Standal. — Artykuł?
— Tak, tak — powiedział Malużkin. — Bardzo mi było milo. Zawsze rad będę panią widzieć. Standal, na co czekasz? Nie ma czasu. W pracy redakcyjnej najważniejsze jest zachowanie spokoju. Jasne?
Malużkin mówił to z takim naciskiem, że Standal nie śmiał mu się sprzeciwić. Wyszedł na korytarz i znalazł Stiepanowa. Stiepanow zadawał pytania dotyczące dziewczyny, ale Standal opędzał się od niego jak od natrętnej muchy.
— Idziemy — powiedział. — Będzie pan pisał wstępniak. Proszę zabrać dane dotyczące pielenia. Na jednej nodze. Polecenie szefa.
— Ja naprawdę odmłodniałam — przekonywała Milica redaktora, kiedy Standal wrócił do gabinetu. Malużkin podniósł na Misze oczy skrzywdzonego dziecka, bo przeszkadzano mu w pracy. — Żebyś mi jutro był punktualnie w redakcji! — zwrócił się do podwładnego.
— Ale mnie przecież Aleksander Puszkin wpisał wiersz do albumu — powtórzyła Milica. — tylko mnie. I nigdzie go nie drukował. Był we mnie bez pamięci zakochany.
— Bardzo interesujące — powiedział Malużkin. — Proszę zostawić album, przejrzymy go sobie. Zamieścimy w rubryce „Z historii naszych okolic”. Dobrze? A więc jesteśmy umówieni. To bardzo dobrze, żeście ten wierszyk wyszukali.
Malużkinowi, który całkowicie przełączył się na pielenie, wydawało się, że bardzo dobrze potraktował interesantów.
— Panienko, proszę się nie obawiać, nie zagubimy wierszyka, bo doskonale sobie zdajemy sprawę z jego wartości.
— Pan mnie wzywał? — zapytał Stiepanow wchodząc do gabinetu i gapiąc się na Milicę Bakszt.
Malużkin zerknął w tę stronę i jakieś niejasne wspomnienie poruszyło się w jego duszy. Powiedział:
— Chodź tu, Stiepanow, siadaj. Wziąłeś dane na temat pielenia? Dzwonili do mnie w tej sprawie, więc trzeba jak najszybciej, sam rozumiesz…
— No, to my pójdziemy — powiedział smutno Standal.
— Naturalnie, naturalnie — powiedział Malużkin patrząc zakochanym wzrokiem na wykresy w ręku Stiepanowa. Malużkin kochał gazetę i kochał pracę redakcyjną. Poczucie krzywdy zniknęło.
— Nie spóźnij się! — krzyknął do wychodzącego Standala i zapomniał o nim.
27
Trzasnęły drzwi, zakołysały się tiulowe firanki w oknie. Stiepanow pożałował, że dziewczyna wyszła, bo w taki upal nie miał najmniejszej ochoty pisać o pieleniu. Miał ochotę pójść na plażę. Przysunął sobie pozostawiony przez gości na redaktorskim biurku otwarty album w safianowej okładce. Pismo na pożółkłej karcie było znajome. Obok tą samą ręką był narysowany profil dziewczyny, która przed chwilą wyszła z gabinetu.
— To jej album? — zapytał Stiepanow.
Malużkin zdziwił się, ale odpowiedział:
— Powiada, że to jej Puszkin wpisał — i zachichotał. — W „Czerwonym Sztandarze” wszystkie maszyny stoją, a w sprawozdaniu zawyżają. Co o tym myślisz?…
Oczywiście, że to było pismo Puszkina. Albo zdumiewający, najdoskonalszy pod słońcem falsyfikat, który powinien znaleźć się w moskiewskim Muzeum Puszkina.
— … „Uwolnij mnie, perska księżniczko” — przeczytał Stiepanow. — „Uwolnij mnie, perska księżniczko” — przeczytał jeszcze raz, na głos.
— Ciszej — skarcił go Malużkin. — Zostaw te wiersze! Bierz się do roboty.
Stiepanow nie słyszał, bo poruszając wargami czytał wiersz dalej. Tego utworu nie znał. I nikt nie znał. Stiepanow był pierwszym puszkinistą na świecie, czytającym wiersz zaczynający się od słów: „Uwolnij mnie, perska księżniczko”.