Выбрать главу

– Chryste… chyba chcesz mnie zabić. Zamów kilka kanapek, termos kawy i zostaw na swoim biurku. Wezmę, jak zgłodnieję.

Najczęściej jednak Bill dopiero po północy orientował się, która jest godzina, a wtedy nie był już głodny. Betsey często powtarzała, że cudem nie umarł jeszcze z głodu, gdy rano widziała dowody jego całonocnej pracy: przepełnione popielniczki, czternaście kubków zimnej kawy i pół tuzina opakowań po snickersach.

– Powinieneś pójść do domu i trochę się przespać.

– Dzięki, mamusiu. – Bill uśmiechnął się, gdy Betsey ponownie zamknęła za sobą drzwi. Była wspaniałą kobietą i bardzo ją lubił.

Myślał o Betsey, uśmiechając się do siebie, kiedy znowu ktoś otworzył drzwi. Bill podniósł wzrok i dech mu zaparło, jak zawsze na jej widok. W progu stała Sylvia ubrana i umalowana jak na planie. Wyglądała olśniewająco.

Była wysoka, szczupła i miała wspaniałą figurę. Pełne, sterczące silikonowe piersi aż się dopraszały pieszczoty, a długie nogi zdawały się kończyć przy szyi. Spływająca do pasa kaskada czarnych włosów, skóra o kremowym odcieniu i przyciągające uwagę zielone oczy dopełniały obrazu. Sylvia Stewart była w stanie zatrzymać ruch uliczny wszędzie, nawet w Los Angeles, gdzie aktorki, modelki i inne piękne dziewczyny spotyka się na każdym kroku. Bill dobrze wiedział, jak bardzo jej udział w serialu przyczynił się do jego popularności.

– Dobra robota, dziecinko. Doskonale dzisiaj zagrałaś, jak zwykle zresztą – powiedział, po czym wyszedł zza biurka i lekko ją pocałował.

Sylvia z uśmiechem usiadła na fotelu, zakładając nogę na nogę. Billowi serce zabiło szybciej, kiedy na nią patrzył.

– Doprowadzasz mnie do szaleństwa swoim wyglądem – oświadczył. Sylvia miała na sobie seksowną czarną sukienkę, którą nosiła w ostatniej scenie. Garderobiani wypożyczyli ją od Freda Heymana. – Powinnaś włożyć dżinsy i jakiś sweter.

Dżinsy nie były wcale lepsze. Nosiła je obcisłe i Bill myślał wtedy tylko o tym, by ją rozebrać.

– Garderobiani powiedzieli, że mogę zatrzymać tę sukienkę.

Jakimś cudem udawało jej się wyglądać niewinnie i podniecająco równocześnie.

– To miło z ich strony. – Bill znowu się uśmiechnął, siadając za biurkiem. – Jest ci w niej bardzo dobrze. Może w przyszłym tygodniu będziemy mogli pójść na obiad i wtedy się w nią wystroisz.

– W przyszłym tygodniu? – Sylvia wyglądała jak dziewczynka, której powiedziano, że jej ukochana lalka oddana została do naprawy i będzie gotowa dopiero za jakiś czas. – Dlaczego nie możemy pójść dzisiaj? – wydęła grymaśnie usta.

Billa jej reakcja nieco rozbawiła. W takich scenach Sylvia nie miała sobie równych. Jej zachowanie wyraźnie się kłóciło z niewiarygodną urodą i ponętnym ciałem.

– Pewnie dzisiaj zauważyłaś, że pojawiło się kilka nowych wątków, a postać, którą grasz, wylądowała w więzieniu. Trzeba zmienić scenariusze najbliższych odcinków i chcę część sam napisać albo przynajmniej popilnować scenarzystów.

Kto znał Billa, wiedział, że przez następne kilka tygodni będzie pracował po dwadzieścia godzin na dobę, wtrącając się do wszystkiego, przymilając się każdemu, byle wprowadzić zmiany, i pisząc całość od nowa, lecz efekt końcowy okaże się wart tego wysiłku.

– Czy nie możemy pojechać gdzieś na weekend? – Nieprawdopodobne nogi zmieniły pozycję, powodując niepokój w spodniach Billa. Sylvia wciąż najwyraźniej go nie rozumiała.

– Nie, nie możemy. Jeśli mi się powiedzie i wszystko pójdzie dobrze, może w niedzielę będziemy mogli pograć w tenisa.

Sylvia mocniej wydęła wargi. Nie wyglądała na zadowoloną.

– Chcę pojechać do Vegas. Ludzie z „Mojego domu” wybierają się tam na weekend.

„Mój dom” był ich najgroźniejszym rywalem.

– Nic nie poradzę, Sylvio. Muszę pracować.

Wiedział, że lepiej będzie, jeśli pojedzie sama, niż gdyby miała zostać i narzekać, zaproponował więc, by wybrała się bez niego.

– Dlaczego nie pojedziesz z nimi? To może być niezła zabawa. Jutro nie występujesz, a ja i tak nie wyjdę stąd do niedzieli – rzekł Bill, wskazując na cztery ściany swego gabinetu. Chociaż dopiero był czwartek, wiedział, że w najlepszym wypadku ma przed sobą trzy lub cztery dni intensywnej pracy, polegającej na nadzorowaniu scenarzystów. Sylvia poweselała, słysząc jego propozycję.

– Przyjedziesz do Vegas, jak skończysz?

Znowu przypominała dziecko. Czasami jej prostota i naiwność wzruszały go. W gruncie rzeczy pociągało go w niej tylko ciało. Związek z nią był łatwy, chociaż nie przyprawiał Billa o dumę. Sylvia była uczciwą dziewczyną i bardzo ją lubił, jednakże jako partnerka nie odpowiadała jego wymaganiom. Wiedział też, że nie zawsze on zaspokaja jej potrzeby. Sylvia pragnęła kogoś, kto mógłby spędzać z nią wiele czasu, chodzić do kina, na przyjęcia, na kolacje o dziesiątej wieczorem do restauracji Spago, a Bill najczęściej albo zajęty był pracą nad serialem, albo też padał z nóg ze zmęczenia, poza tym przyjęcia w Hollywoodzie nie stanowiły dla niego wielkiej atrakcji.

– Nie sądzę, żebym mógł przyjechać – odparł. – Zobaczymy się w niedzielę wieczorem po twoim powrocie.

Dzięki takiemu układowi pozbędzie się Sylvii na kilka dni, choć na tę myśl ogarnęły go wyrzuty sumienia. Lepiej jednak, żeby bawiła się dobrze bez niego, niż gdyby co dwie godziny miała dzwonić do biura pytając, kiedy wreszcie skończy pracować.

– Okay. – Sylvia wstała, raczej zadowolona. – Nie masz nic przeciwko temu wyjazdowi?

Było jej trochę przykro, że go zostawia, lecz Bill uśmiechnął się i odprowadził ją do drzwi.

– Nie. Tylko nie daj się skaptować ludziom z „Mojego domu”. – Sylvia roześmiała się, a Bill tym razem pocałował ją namiętnie w usta. – Będę za tobą tęsknił.

– Ja też.

W jej oczach czaił się jakiś smutek. Przez chwilę Bill zastanawiał się, czy u niej wszystko w porządku. Ten wyraz oczu widywał już wcześniej u innych kobiet, począwszy od Leslie. Wyrażały w ten sposób swoją samotność. Bill doskonale zdawał sobie sprawę z ich uczuć, nie zamierzał jednak się zmieniać. Nie uczynił tego w przeszłości, a teraz, w wieku trzydziestu dziewięciu lat, uważał, że już na to za późno.

Po wyjściu Sylvii wrócił do pracy. Musiał porobić konspekty nowych odcinków i notatki do zmian w scenariuszu. Kiedy podniósł wzrok znad maszyny, za oknem było już ciemno. Zaskoczony spojrzał na zegarek – dochodziła dziesiąta. Nagle uświadomił sobie, że umiera z pragnienia, wstał więc zza biurka, zapalił górne światło i nalał wody sodowej do szklanki. Wiedział, że Betsey zostawiła dla niego kanapki na swoim biurku, lecz nie odczuwał głodu. Praca stanowiła wystarczające pożywienie. Z zadowoleniem popatrzył na swoje dzieło i popijając wodę, oparł się o biurko. Chciał jeszcze poprawić jedną scenę, zanim zakończy pracę.

Przez następne dwie godziny uderzał z rozmachem w klawisze swego royala, zapomniawszy o bożym świecie. Kiedy skończył, dochodziła północ. Pracował przez niemal dwadzieścia godzin, nie czuł jednak zmęczenia, podekscytowany zmianami, które wprowadził, i sposobem, w jaki rozwija się akcja serialu. Wziął stos kartek, stanowiących owoc jego pracy, i zamknął je w szufladzie biurka. Wychodząc napił się jeszcze wody. Papierosy zostawił na biurku, palił bowiem tylko przy pracy.

Minął biurko sekretarki, na którym wciąż stało pudełko z kanapkami, i wyszedł na korytarz oświetlony neonami. Mieściły się przy nim studia, o tej porze już puste. Tylko z jednego nadawano nocną dyskusję. Na korytarzu tłoczyła się gromada młodych ludzi w strojach punków zaproszonych jako widownia. Bill uśmiechnął się do nich, lecz byli zbyt zdenerwowani, by zareagować. Minął studio wiadomości, teraz także ciemne, przygotowane już do porannej emisji.