Głos Connie przycichł oskarżycielsko. Adriana pomyślała, że narasta między nimi gorycz, utrudniając porozumienie. W ostatnich latach stosunki z siostrą naprawdę ją smuciły.
– Mają sześćdziesiąt dwa i sześćdziesiąt pięć lat. W czym tak bardzo potrzebują pomocy? – spytała.
– W wielu sprawach – odparła z ożywieniem siostra. – Charles odgarnia śnieg z samochodu tatusia za każdym razem, gdy pada. Czy ty kiedykolwiek o tym pomyślałaś? – W oczach Connie pojawiły się łzy. Adrianę ogarnęła nieprzeparta chęć wymierzenia jej klapsa.
– Może powinni się przeprowadzić na Florydę, żeby ułatwić nam życie – powiedziała spokojnie. Connie wybuchnęła płaczem.
– Tylko tyle potrafisz, tak? Uciec, ukryć się na drugim końcu kraju.
– Connie, ja się nie ukrywam. Mam tam swoje życie.
– I co robisz? Jesteś chłopcem na posyłki w ekipie realizacyjnej. To są bzdury, i sama o tym dobrze wiesz. Dorośnij wreszcie, Adriano. Zachowuj się jak wszyscy ludzie, bądź żoną, miej dzieci, a jeśli chcesz pracować, rób coś, czemu warto poświęcać czas. A przynajmniej wreszcie znormalniej!
– Czyli mam być taka jak ty, prawda? Ty jesteś „normalna”, bo byłaś pielęgniarką, zanim urodziłaś dzieci, a ze mną nie wszystko w porządku, bo mam pracę, której nie rozumiesz, tak? Skąd wiesz, czybyś jej nie polubiła? Jestem kierownikiem produkcji. Może to w końcu zrozumiesz?
Wrogość, która wkradła się w jej stosunki z siostrą, gorycz i zazdrość sprawiały Adrianie przykrość. Nigdy nie były ze sobą blisko, lecz przed laty łączyła je przyjaźń lub przynajmniej jej pozory. Teraz pozostał tylko gniew Connie, że Adriana wyjechała i wolna od wszelkich zobowiązań, robi w Kalifornii to, co chce.
Adriana nie powiedziała rodzicom, że oboje ze Stevenem postanowili nie mieć dzieci. Dla niego, obarczonego strasznymi wspomnieniami z dzieciństwa, była to niezwykle ważna decyzja. I choć Adriana nie podzielała jego opinii, wiedziała dobrze, że jego zdaniem rodzice żyli w ubóstwie, ponieważ mieli dzieci. Już na początku ich znajomości oświadczył, że potomstwo go nie interesuje, chciał bowiem zyskać pewność, że Adriana w pełni się z nim zgadza. Nieraz mówił o sterylizacji, oboje jednak obawiali się, że zabieg może przynieść negatywne następstwa. Próbował skłonić ją, by podwiązała sobie jajniki, ale wzbraniała się przed tak ostatecznym rozwiązaniem, w końcu więc wybrali inne metody antykoncepcji. Adriana czasami ze smutkiem myślała, że nigdy nie będzie mieć własnego dziecka, mimo to była gotowa swoje pragnienia poświęcić dla Stevena. Zdawała sobie sprawę, jak bardzo jest to dla niego istotne. Steven zamierzał bez żadnych obciążeń wspinać się po szczeblach kariery i tego samego pragnął dla żony. Bardzo pomagał jej w pracy, którą lubiła, choć niekiedy ogarniała ją tęsknota za filmami i serialami telewizyjnymi. Zastanawiała się wtedy, czy nie postarać się o takie zajęcie.
– A co będzie, jeśli zrezygnują z serialu? – zawsze odpowiadał jej Steven. – Wtedy co? Znajdziesz się na zasiłku i będziesz musiała zaczynać od nowa. Zostań przy wiadomościach, kochanie, z nich nigdy nie zrezygnują.
Steven rozpaczliwie bał się utraty pracy. Panikę budziła w nim myśl, że nie wykorzysta szans i nie osiągnie szczytu. Zawsze miał na uwadze przede wszystkim swój cel, a nie zamierzał poprzestać na małym. Oboje wiedzieli, że mu się uda.
W ciągu dwu i pół roku ich małżeństwa ciężko pracowali, co w wypadku Stevena oznaczało także częste podróże, odnieśli sukces i zdobyli przyjaciół. Przed rokiem kupili urocze mieszkanie w modnym osiedlu. Składało się z używanego jako gabinet małego pokoiku, położonej na piętrze wielkiej sypialni, salonu, jadalni i dużej kuchni. Adriana lubiła spędzać wolny czas w ogródku, poza tym mogła korzystać z osiedlowego basenu i kortu tenisowego. Ich własnością był garaż, mieszczący jej MG i nowego czarnego porsche’a Stevena, który bez skutku próbował przekonać żonę, by sprzedała swój samochód.
Kupiła go przed trzynastoma laty, gdy wyjechała na studia do Stanfordu, i wciąż lubiła. Zawsze przywiązywała się do starych rzeczy, natomiast Steven szukał nowości. Mimo to stanowili zgraną parę. On dodawał jej energii i zapału, na które sama może nie mogłaby się zdobyć, ona zaś łagodziła rysy jego charakteru, choć w sposób nie dla wszystkich zadowalający.
Connie i Charles, jej mąż, nienawidzili Stevena, rodzice nigdy go nie polubili. Wpłynęło to na stosunki Adriany z nimi. Czasem z bólem uświadamiała sobie, jak daleko odeszła od rodziny. Kochała ich, uważała jednak, że teraz najważniejszy jest mąż. Z nim dzieliła łóżko, jego życie pomagała budować. I bez względu na to, jakimi uczuciami darzyła bliskich, należeli do jej przeszłości. Steven zaś był teraźniejszością i przyszłością. Rodzice także to zrozumieli. Nie pytali już, kiedy Adriana i Steven przyjadą ich odwiedzić. Od roku nie napomykali też o dzieciach. Adriana w końcu powiedziała Connie, że oboje ze Stevenem nie zamierzają mieć potomstwa, a siostra z pewnością powtórzyła jej słowa rodzicom, którym związek Adriany i Stevena wydawał się nienaturalny. W ich oczach byli parą młodych egocentrycznych hedonistów, prowadzących beztroskie i wygodne życie w Kalifornii. Nie było sensu przekonywać ich o swoich racjach, łatwiejsze okazało się ograniczenie kontaktów. Zresztą rodzice Adriany także nie kwapili się do odwiedzin.
Skręcając teraz późną nocą z Santa Monica Freeway w aleję Fairfaxa Adriana nie myślała o rodzicach. Całą jej uwagę zaprzątał Steven. Wiedziała, że będzie bardzo zmęczony, kupiła jednak dla niego butelkę wina, ser i gotowy omlet. Z uśmiechem wjeżdżała do garażu, by ustawić swój samochód obok jego porsche’a. Już wrócił. Było jej przykro, że nie pojechała po niego na lotnisko, lecz musiała przygotować ostatnie wydanie wiadomości, pełniła bowiem funkcję pierwszego zastępcy producenta. Praca była niezwykle ciekawa, choć czasami bardzo męcząca.
Klucz z łatwością obrócił się w zamku. Mimo że w mieszkaniu paliły się wszystkie światła i głośno grała muzyka, Adriana z początku nie mogła się zorientować, gdzie jest Steven.
– Halo… jest tu ktoś? – zawołała.
W holu stała walizka, lecz nie było neseseru. Wreszcie Adriana znalazła męża w kuchni. Rozmawiał przez telefon, pochylając czarną jak sadza, nieco rozwichrzoną czuprynę nad notatnikiem, w którym coś pisał, domyśliła się więc, że rozmawia ze swoim szefem. Zauważył ją dopiero w chwili, gdy go objęła i pocałowała. Spojrzał na nią z uśmiechem i oddał pocałunek, nie tracąc z przemowy szefa ani przecinka. Potem łagodnie odsunął żonę i rzekł do słuchawki:
– Racja… dokładnie to im powiedziałem. Mają do nas przyjechać w przyszłym tygodniu, ale uważam, że jak ich przyciśniemy, przyjadą wcześniej. Dobrze… dobrze… też tak myślę… w porządku… do zobaczenia rano.
I nagle jego ramiona oplotły ją mocno, przywracając światu normalny ład. Zawsze ogarniało ją szczęście, gdy była blisko Stevena. W takich chwilach nie miała wątpliwości, że jest dokładnie tam, gdzie pragnie być.
Steven całował ją długo i mocno, a gdy przestał, nie mogła złapać tchu.
– No, no… miło mieć pana znowu w domu, panie Townsend.
– Nie powiem, żeby twój widok mnie nie cieszył. – Uśmiechnął się przekornie, trzymając dłonie na jej pośladkach. – Gdzie byłaś?
– W pracy. Próbowałam znaleźć zastępstwo na ostatnią zmianę, ale nikt nie miał czasu. Po drodze kupiłam trochę jedzenia. Jesteś głodny?
– Tak – uśmiechnął się Steven, nie mając na myśli produktów, które Adriana przyniosła w brązowych papierowych torbach. – Prawdę mówiąc, jestem bardzo głodny.
Przy tych słowach zgasił światło. Adriana wybuchnęła śmiechem.
– Niezupełnie o to mi chodziło. Kupiłam wino i…