Święto trwało jeszcze cały tydzień — mieszczanie wytaczali prosto na ulice pękate beczki wina, wędrowni aktorzy odgrywali scenę starcia ze smokiem, nocami w niebo wzbijały się fajerwerki… Potem wszystko powoli się uspokoiło, życie wróciło na normalne tory i Juta uświadomiła sobie, że teraz już nie mieszka w domu.
Pałac królów Kontestarii w niczym nie ustępował kontijskiemu, ale parku nie było — zamiast niego była równa łąka, otoczona żywopłotem. Rozmieszczenie komnat i sal było niezwyczajne — Juta długo gubiła się w labiryncie korytarzy i komnat. Ale przede wszystkim — księżniczka nie miała tutaj nikogo znajomego.
Nieznajome pokojówki uśmiechały się do niej miło i z szacunkiem, nieznajomi paziowie gotowi byli wypełnić każde jej polecenie. Juta starała się nawiązać z nimi przyjacielskie stosunki, ale okazało się, że inna sprawa — dorastać ze wszystkimi, a zupełnie inna — pojawić się w cudzym domu jako księżniczka, przyszła królowa, znaczna i niezrozumiała osobistość…
Juta powiadomiła Ostina, że chce sprowadzić z domu kilkoro służby. Ten podniósł brwi:
— Po co? Za mało masz tutaj poddanych?
Księżniczka znowu się speszyła — bardzo nie chciała, żeby Ostin doszedł do wniosku, że jest rozpieszczona.
Samego księcia widywała teraz rzadko — nagromadziły się sprawy państwowe. Ostin całe dnie spędzał w swoim gabinecie i w sali rady królewskiej, pojawiając się w małżeńskiej sypialni zmęczony i zamyślony. Juta spróbowała dotrzeć do istoty tych pytań, które męczyły księcia — jednak to zostało jej nader niedwuznacznie odmówione:
— Gdzie ty widziałaś, Juto, żeby księżniczka, czy nawet królowa, zajmowała się takimi sprawami? Ot, twoja matka, na przykład?
To była prawda — matka Juty błyszczała na przyjęciach i wyszywała na tamborkach i nikt nigdy nie widział jej za biurkiem.
— Dekrety, prawa, podatki… — Uśmiechnął się książę. — Po co ci to?
— Masz rację — powiedziała Juta, czerwieniąc się i łajając: że też przychodzi jej do głowy taka głupota…
Dzień w pałacu był podporządkowany najsurowszemu rozkładowi. Każdego ranka pokojówki układały włosy Juty w jedną i tę samą fryzurę; śniadanie podawano w ogromnej sali, a książę z księżniczką siedzieli na przeciwległych krańcach długiego jak noc zimowa stołu. Po śniadaniu Ostin udawał się do gabinetu, a Juta szła do swojej komnaty — Ostin proponował jej zająć się rękodziełem.
Księżniczka nie umiała ani pleść, ani wyszywać; jednak postanowiła zadziwić księcia pomysłowością, straciła kilka tygodni na przygotowanie dziwnego, roztrzepanego bukietu — wszystkie kwiaty były z drutu i szorstkiego płótna, a w główce każdego zamontowany był odłamek zwierciadła. W słoneczne dni bukiet odbijał na ścianie i suficie kaskady błysków.
Kiedy Juta pokazała swój wytwór Ostinowi, był niestety pochmurny, deszczowy wieczór. Możliwe, że właśnie dlatego książę odniósł się do niego chłodno:
— Kto ciebie uczył… Czegoś takiego?
— Nikt — Juta speszyła się i zdenerwowała jego niemal pełnym obrzydzenia tonem.
— Czy księżniczka może wykonywać ręcznie takie dzieła… Jeśli to można nazwać rękodziełem… Nosić się z grubym płótnem workowym. W workach chowa się cukier i warzywa, kwiaty wyszywa się na jedwabiu i aksamicie! Chcesz, sprowadzę nauczycielkę wyszywania?
Juta przecząco pokręciła głową, ale bukiet został wyrzucony bez żalu.
— Dlaczego nie mielibyśmy gdzieś pojechać? — Nieśmiało zapytała Juta po kilku dniach. — Razem…
Ostin ciężko westchnął i nie odpowiedział, ale Juta nie poddała się:
— Czy chociażby pospacerować wieczorem… Może znajdziesz wolne pół godziny? Moglibyśmy porozmawiać o…
— Nie należę do siebie, Juto — ze zmęczeniem wyjaśnił książę i Juta spuściła oczy.
Z tej rozmowy książę wysnuł wniosek, że księżniczka się nudzi. W krótkim czasie Jucie przydzielono dwórkę, powiernicę.
Była to maleńka, o różowych policzkach, tłuścioszka, kuleczka na nóżkach, energiczna i gadatliwa. Nawet na chwilę nie zostawiała księżniczki samej — dreptała w ślad za nią i siadała obok, plotła, opowiadając zabawne wydarzenia i rozpytując Jutę o jej sny:
— Kapelusz śni się na migrenę, a rękawiczka — na wiadomość… Życzę wam, wasza wysokość, zobaczyć we śnie białego jednorożca…
Całą noc Jucie śniły się pluskwy.
— Zabierz ją ode mnie! — Błagała Ostina po tygodniu.
Książę wzruszył ramionami. Zdawało się, że jest trochę niezadowolony: i tak źle i tak niedobrze…
— Księżniczki, szczególnie zamężne, powinny mieć powiernice — zauważył.
— Tak, ale ta!
Ostin westchnął:
— Wiesz, Juto… Czasami trudno zrozumieć, czego ty chcesz.
Odszedł, zostawiając księżniczkę zmieszaną i zagubioną. Zresztą, niezadowolenie księcia można było łatwo wyjaśnić, ponieważ Juta rzeczywiście miała wszystko, czego tylko może sobie zażyczyć królewska osoba, a nawet wiele ponadto. Armia pełnej szacunku służby, wyszukane ozdoby wykonane przez starożytnych mistrzów, spokój i dostatek — to wszystko powinno pomóc księżniczce przeżyć niejaki brak rozrywek. Któregoś wieczoru, kładąc się pod brokatowy baldachim, Juta opowiedziała księciu kiedyś usłyszaną anegdotę:
— Hercog prosi grafa: „Najjaśniejszy panie, pomóżcie mi dotaszczyć do zamku tego zdechłego gryfona”. Graf nie mógł mu odmówić i z ogromnym trudem zataszczyli gryfona do zamku hercoga i wrzucili do umywalni. Graf otarł pot i pyta hercoga: „Najjaśniejszy panie, a po co wam w umywalni zdechły gryfona?” „Aaa! — Odpowiada hercog — oto, wyobraźcie sobie, przyjdą do mnie goście, zechcą się umyć — i wybiegną z krzykiem: tam jest zdechły gryfon! A ja uśmiechnę się i powiem niedbale: no i co?”
Juta zamilkła oczekująco:
— No i co? — Zapytał Ostin.
— No… Zabawnie — objaśniła Juta speszona.
Ostin westchnął:
— Dziwna i głupia historia… Jaki hercog? Jaki graf? Dlaczego nie przywołali służby, żeby taszczyć tego gryfona?
Juta nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Tymczasem przeszła jesień i pewnej nocy spadł śnieg.
Wyszedłszy rankiem na pałacowy taras, Juta długo mrużyła oczy, patrząc na połyskującą, jakby wykrochmaloną łąkę, potem rozejrzała się wokół i spostrzegła, że nie jest sama.
Niedaleko na tarasie stał fotel na kółkach; w fotelu, okutany pledem, siedział niedołężny starzec. Juta nie od razu poznała króla Kontestara.
Nie widzieli się od czasu ślubu; starzec cały czas leżał, a do jego komnaty lekarze dopuszczali tylko księcia Ostina. Teraz król, nie odrywając oczu patrzył na zdrętwiałą Jutę.
Na białą łąkę siadło stado wron, niewidoczny z tarasu stróż rzucił we wrony kamieniem — ptaki kracząc wzbiły się w powietrze.
Wargi starca poruszyły się i Juta bardziej zobaczyła niż usłyszała: Juto…
Przełamując zakłopotanie i mimowolny strach, Juta zbliżyła się.
— No, witaj — powiedział król. Żeby rozróżnić jego słowa księżniczka musiała nachylić ucho do jego warg. — Witaj, Juto.
Kontestar patrzył na wprost i Juta zobaczyła z podziwem, że ma on jeszcze zupełnie jasne, żywe, rozumne oczy, i że skierowane na nią spojrzenie jest przyjazne i ciepłe.
— Witajcie, wasza wysokość — powiedziała Juta.
Zamilkli.
— Ostin cię kocha? — Znienacka zapytał Kontestar.