Выбрать главу

Kiedy przyniósł kawę, kazałem mu zawołać też Debbie, żebym mógł rozdzielić między nich najpilniejsze zadania. Żadne z nich nie było specjalnie błyskotliwe, ale oboje byli wytrwali i pedantyczni – cechy nieocenione na stanowisku asystenta księgowego. W wielu biurach asystenci byli bardzo inteligentni i wykazywali dużo inicjatywy w uczeniu się, aby samemu później zostać księgowymi, ale Trevor z jakichś powodów zawsze wolał zatrudniać niezbyt ambitnych pomocników. Peter miał dwadzieścia dwa lata, a Debbie dwadzieścia cztery. Podejrzewałem, że Peter był potencjalnym homoseksualistą, który nie całkiem zdawał sobie z tego sprawę. Debbie, która miała nijakie włosy, obfity biust i była świętoszkowata, miała chłopaka pracującego w sklepie z wyrobami metalowymi. Peter czasami rzucał ostre dowcipy na temat śrubek, które ją szokowały.

Usiedli po drugiej stronie mojego biurka, oparli notatniki na kolanach i zaczęli wpatrywać się we mnie z niepokojem.

– Wyglądasz na bardzo chorego – powiedziała Debbie. – Nawet jeszcze gorzej niż wczoraj. Tak jakoś szaro. – W jej glosie było chyba więcej wampirzej satysfakcji niż troski.

– Tak, cóż, nieważne – odparłem. – Przejrzałem listę pana Kinga i jest na niej parę rzeczy, którymi trzeba będzie się zająć jeszcze przed jego przyjazdem. – Dwoma sprawami powinien się zająć jeszcze przed wyjazdem, ale nikt nie jest doskonały. – Po pierwsze chodzi o poświadczenia dla dwóch radców prawnych, pana Cresta i pana Granta. Obawiam się, że już jesteśmy spóźnieni. Czy mogłabyś przynieść wszystkie dokumenty związane z tymi dwoma sprawami, Debbie? Mam na myśli, później, jak skończę. Nie w tej chwili. Poza tym są jeszcze dwa wezwania do stawienia się w urzędzie skarbowym na przyszły czwartek. Złożę wniosek o zmianę terminu, ale dobrze by było, gdybyś i tak przyniosła tutaj wszystkie dokumenty, Debbie, a ja spróbuję zacząć rozpracowywać te sprawy…

– Chodzi o stajnie Axwood, prawda? I stadninę Millrace?

– Stadnina nie; to jest na tydzień później. Pan King będzie mógł się sam tym zająć. Natomiast stajnie Axwood tak i sprawa tych handlarzy ziarnem, od Coleya Younga.

– Ksiąg Coleya Younga nawet nam jeszcze nie dostarczono – odezwał Peter.

– Hm, czy przypadkiem nie kazałem ci dwa tygodnie temu napisać do nich, żeby je przysłali? – Słyszałem wyrzut w swoim głosie i zrobiłem, co w mojej mocy, żeby go powstrzymać. – No dobrze – powiedziałem. – Czy prosiłeś ich o przysłanie ksiąg?

– Tak – Peter jakby się zasmucił. – Ale jeszcze nie przyszły.

– To w takim razie zadzwoń do nich jeszcze raz, dobrze? A co ze stajnią Axwood?

– Sam je sprawdzałeś, nie wiem, czy pamiętasz.

– Tak?

Musiałem przeglądać tamte papiery jeszcze w swoim poprzednim życiu. Dwa wezwania do stawienia się w urzędzie skarbowym to jeszcze nie taka poważna sprawa. W gruncie rzeczy, rzadko się stawialiśmy. Wezwania przysyłano, kiedy urząd skarbowy uznawał, że określony zestaw zeznań podatkowych był już bardzo spóźniony – pełniły one funkcję swego rodzaju bata mającego skłonić klienta do szybszego działania. Oznaczało to, że ja albo Trevor musieliśmy złożyć wniosek o odroczenie, sporządzić zeznania podatkowe i wysłać je przed zrewidowanym terminem. I na tym sprawa się kończyła. Obecne dwa wezwania przyszły już po wyjeździe Trevora na wakacje i właśnie dlatego sam się nimi nie zajął.

– Mówiłeś, że nie przyszła księga drobnych wydatków – ciągnął Peter.

– Tak? Prosiłeś ich, żeby ją przysłali?

– Tak, ale jeszcze jej nie otrzymaliśmy. Westchnąłem.

– Zadzwoń do nich jeszcze raz.

Bardzo wielu klientów zupełnie się nie spieszyło ze składaniem swoich zeznań podatkowych, a nasze prośby o więcej informacji czy niezbędne dokumenty potrafili tygodniami ignorować.

– Powiedz im obu, że jeśli nie dostarczą nam tych ksiąg, to naprawdę będą musieli stawić się w urzędzie skarbowym.

– Ale tak naprawdę nie będą musieli, prawda? – spytał Peter. Nie grzeszy inteligencją, pomyślałem.

– I tak załatwię odroczenia – powiedziałem cierpliwie. – Ale te księgi będą potrzebne Trevorowi natychmiast po jego powrocie.

– Pan Wells dzwonił trzy razy wczoraj po południu – wtrąciła się Debbie.

– Kto to jest pan Wells? A, tak. Pan Wells.

– Powiedział, że jeden z jego wierzycieli chce zgłosić wniosek o ogłoszenie jego bankructwa, więc chce wiedzieć, jak zamierzasz na to zareagować.

Zdążyłem już zapomnieć wszystkie szczegóły dotyczące kłopotów pana Wellsa.

– Gdzie są jego księgi? – spytałem.

– W jednym z tych pudeł – odparła Debbie, wskazując na trzypoziomowy rząd dużych kartonów stojących przy ścianie pod oknem.

Na każdym kartonie dużymi, czarnymi literami wypisane było nazwisko klienta i w każdym były księgi kasowe, faktury, pokwitowania, główne księgi, książki przychodów, wyciągi z banku, księgi drobnych wydatków, dokumenty inwentaryzacji i wiele innych dokumentów niezbędnych do obliczenia należnych podatków. Każdy karton oznaczał zadanie, z którym będę musiał się uporać.

Przygotowanie rocznego zeznania podatkowego dla jednego klienta zajmowało mi średnio dwa dni pracy. Niektóre zestawienia zabierały mi więcej czasu. Miałem mniej więcej dwustu klientów. Sytuacja nie do przejścia.

Trevor zajmował się większymi firmami i prawie każdej lubił poświęcać cały tydzień. Miał siedmiu stałych klientów. Nic dziwnego, że byliśmy zasypywani wezwaniami.

Peter i Debbie wykonywali większość rutynowej pracy – porównywali, czy numery na wyciągach bankowych zgadzają się z numerami czeków i zapłaconymi fakturami. Zaangażowanie jeszcze jednego pracownika do tej pracy pomogłoby mi i Trevorowi tylko do pewnego stopnia. Pozyskanie trzeciego współudziałowca, na prawach równych naszym, z pewnością rozładowałoby napięcie, ale oznaczałoby dzielenie zysków na trzy zamiast na dwie części, co przyczyniłoby się do znacznego spadku naszych dochodów. Trevor w ogóle nie chciał o tym słyszeć. Fuzja z tą firmą z Londynu oznaczałaby, że Trevor przestałby być szefem, a ja nie mógłbym startować w wyścigach… czyli, reasumując, sytuacja impasowa.

– Debbie i ja nie dostaliśmy naszej wypłaty w zeszłym tygodniu – powiedział Peter. – Bess też nie. – Bess była maszynistką.

– I bojler w łazience przestaje działać – dorzuciła Debbie. – Poza tym mówiłeś, że dziś po południu mogę o wpół do czwartej iść do dentysty…

– Przykro nam z powodu całej tej dodatkowej pracy – powiedział Peter głosem, który wcale na to nie wskazywał – ale dzisiaj jest piątek, czyli muszę iść na zajęcia do Instytutu dla Księgowych.

– Hm – odparłem. – Peter, zadzwoń do więzienia Leyhill i dowiedz się, czy Connaught Powys ciągle jeszcze tam jest.

– Słucham?

– Więzienie Leyhill. To gdzieś w Gloucestershire. Zadzwoń do informacji po numer.

– Ale…

– Idź i zrób, o co cię proszę – uciąłem. – Connaught Powys. Czy ciągle tam jest.

Kiedy wychodził z pokoju, wyglądał na zakłopotanego, ale przecież on, podobnie jak Debbie, zaczął u nas pracować już po tej skomplikowanej sprawie, która znalazła swój finał w sądzie. Debbie wyszła, żeby przynieść pierwszą porcję potrzebnych mi dokumentów, i zacząłem pracować nad poświadczeniami dla radców prawnych.

Jako że sprzeniewierzanie pieniędzy, które klienci lokowali w różnorakich funduszach, stało się iście kwitnącym przemysłem, uchwalono prawo nakazujące rewidentom co pół roku sprawdzać, czy pieniądze i papiery wartościowe powierzone radcom prawnym nie zostały przypadkiem zdefraudowane. Jeśli okazywało się, że tak, Nemesis niezwłocznie pozbawiała malwersanta posady. Jeśli wszystko było w porządku, rewident podpisywał poświadczenie i inkasował należną mu opłatę.