Выбрать главу

– Cóż, dzisiaj wygrał, prawda? – odparowała.

Binny miał rozpostarte ramiona i ciężko oddychał. Pani Longerman zaproponowała mi udział w wyścigu po tym, jak zawodowy dżokej złamał sobie w poprzednim biegu nogę w kostce. Binny musiał więc pogodzić się z tym, że będę chwilowo zastępował kontuzjowanego, ale Tapestry był jego najlepszym koniem, a dla trenera średniej klasy, jakim był, wystawienie konia w Gold Cup było nie lada wydarzeniem. Chciał, żeby wystartował w nim najlepszy zawodowy dżokeja, jakiego tylko mógł znaleźć. Nie chciał księgowego pani Longerman, który, jeśli szczęście mu dopisało, startował w trzydziestu gonitwach w ciągu roku. Jednak pani Longerman wspomniała coś o powierzeniu opieki nad Tapestry trenerowi bardziej skłonnemu do współpracy z nią, a ja byłem zbyt próżny, aby odrzucić taką propozycję, więc Binny pieklił się na darmo.

Poprzedni księgowy pani Longerman całymi latami pozwalał jej płacić dużo wyższe podatki, niż powinna, a ja zapewniłem jej z tego tytułu idącą w tysiące refundację. Nie było to odpowiednie kryterium wyboru dżokeja do udziału w Gold Cup, ale rozumiałem, że chce mi podziękować proponując coś zupełnie bezcennego. Bardzo mi zależało na tym, żeby jej nie zawieść; tak więc to była kolejna presja.

Martwiłem się, czy aby zdołam dobrze pojechać, ale nie tym, że może spadnę. Kiedy ktoś się martwił, czy nie spadnie, to był już najwyższy czas, żeby przestać brać udział w wyścigach: podejrzewałem, że któregoś dnia i mnie się to przytrafi, ale do tej pory jeszcze się tak nie stało. Martwiłem się rym, że nie jestem w formie, że trener mnie nie chce i że jestem spóźniony. Dosyć na jednej głowie.

Kiedy w końcu znalazłem się na miejscu, w sali do ważenia Binny sapał i miotał się jak zapalony lont.

– Gdzie byłeś, do cholery? – spytał. – Zdajesz sobie sprawę, że jeden wyścig już się skończył i za pięć minut zostałbyś ukarany grzywną za niestawienie się?

– Przepraszam.

Wniosłem swoje siodło, kask i torbę z resztą sprzętu do szatni, z ulgą usiadłem na ławce i próbowałem przestać się pocić. Wokół mnie panował normalny harmider; ubierający i rozbierający się dżokeje, przeklinający, śmiejący się. Dzięki temu, że mnie długo znali, traktowali moją obecność tam jako normalną. Byłem księgowym trzydziestu dwóch dżokejów i nieoficjalnie wypełniałem pity jeszcze kilkunastu innym. Byłem też opłacany jako księgowy przez trzydziestu jeden trenerów, piętnaście stajni z ogierami, dwóch ważniaków z Klubu Dżokejów, jeden tor wyścigowy, trzynastu bukmacherów, dwie firmy zajmujące się transportem koni, jednego kowala, pięciu handlarzy paszą i ponad czterdziestu ludzi będących właścicielami koni wyścigowych. Prawdopodobnie wiedziałem więcej na temat prywatnych spraw finansowych świata wyścigów, niż ktokolwiek na torze wyścigowym.

* * *

Stojąca nieopodal Moira Longerman mówiła coś wyraźnie rozemocjonowana. Widać było jej nos sterczący figlarnie znad puszystego, postawionego kołnierza z soboli. Była opatulona w pasujący do kołnierza płaszcz, a na jej kręconych, jasnych włosach spoczywał puszysty sobolowy kapelusz. W niebieskich oczach tej pani w średnim wieku widać było podniecenie, a jej prostoduszna radość wyjaśniała, dlaczego tysiące ludzi przeznaczało swoje pieniądze właśnie na posiadanie koni wyścigowych. Nie chodziło tylko o hazard ani o pokazanie się: raczej o ekscytację wywołaną uderzeniem adrenaliny i o uczucie, że jest się zaangażowanym. Ona aż za dobrze wiedziała, że dobrą zabawę może zastąpić gorzki zawód, aż do łez. Świadomość tego nadawała jeszcze większe znaczenie sukcesom.

– Czyż Tapestry nie wygląda cudownie? – powiedziała wymachując odzianymi w rękawiczki rękoma w stronę konia, który ciężko stąpał wokół ringu śledzony uważnymi spojrzeniami dziesięciu rzędów widzów.

– Z pewnością – przytaknąłem zgodnie z prawdą.

Binny spojrzał z kwaśną miną na bezchmurne niebo. Po jego zabiegach koń lśnił jak rzadko który z innych jego podopiecznych: nieskazitelnie wyczesana grzywa i ogon, nasmarowane podkowy, nowa derka, wypucowana na połysk skórzana uzda i regularny geometryczny wzór po szczotce na starannie wyszczotkowanym zadzie. Binny pokazywał światu, że jeśli jego koń przegra, to nie z braku troski. Binny miał zamiar zawsze mnie obarczać winą za niezdobycie Gold Cup.

Nie mogę powiedzieć, że bardzo mnie to wyprowadzało z równowagi. Podobnie jak Moira Longerman, czułem słabość w żołądku i dreszcz podniecenia przed ważnym wydarzeniem, jakie zdarza się tylko raz w życiu. Mogło się to skończyć katastrofą, ale niezależnie od rozwoju wypadków i tak będę miał za sobą udział w Gold Cup.

Startowało osiem koni, włącznie z Tapestry. Dosiedliśmy koni, wyjechaliśmy na tor i przedefilowaliśmy przed zatłoczonymi i hałaśliwymi trybunami, po czym krótkim galopem dojechaliśmy na linię startu. Czułem, że drżę, i wiedziałem, że to głupie. Tylko opanowany człowiek mógł osiągnąć dobry wynik. Powiedz to gruczołom adrenalin owym.

Ale przecież mogłem udawać. Zdusić w sobie nerwowość i zachowywać się tak, jakbym startował w wyścigach takiego kalibru sześć razy w ciągu sezonu. Żaden z pozostałych dżokejów nie wyglądał na podenerwowanego czy spiętego, ale doszedłem do wniosku, że niektórzy muszą być. Nawet dla najwyższej klasy profesjonalistów była to nie lada okazja.Stwierdziłem, że spokój malujący się na ich twarzach był pewnie równie udawany jak mój, i poczułem się lepiej.

Stanęliśmy przy taśmach wyznaczających linię startu, powstrzymujących niecierpliwe łby trzymane na krótkich lejcach i jeszcze przez chwilę spoczywaliśmy całym ciężarem na siodle. Potem startujący pociągnął za dźwignię i taśmy wystrzeliły w górę. Wtedy Tapestry wziął potężny oddech i prawie wyrwał mi ramiona ze stawów.

W większości biegów na trzy i jedną czwartą mili zaczynało się spokojnie, a tempo rosło na milę przed metą i często kończyło się już na zwolnionych obrotach. Podczas tego Gold Cup tempo od razu było takie, jakby miał paść rekordowy czas, a Moira Longerman później mi powiedziała, że kiedy zostałem z tyłu, Binny używał słów, których nigdy wcześniej nie słyszała.

Po przeskoczeniu dwóch pierwszych przeszkód i przejechaniu obok trybun byłem ostatni, ze stratą sześciu długości, strata niewielka jako taka, ale przez to już na początku wyścigu słyszałem w swojej głowie komentarze „mówiłem, że tak będzie”. W rzeczywistości nie mogłem podjąć decyzji. Czy powinienem jechać szybciej? Trzymać się bliżej ogonów przede mną? Tapestry już od samego początku pędził z większą prędkością, niż kiedy wygrałem na nim bieg w Newbury. Gdybym mu pozwolił zrównać się z innymi, mógłby się szybko zmęczyć i odpaść już w połowie dystansu. Gdybym go nieco powstrzymywał, przynajmniej udałoby się nam ukończyć wyścig.

Po pokonaniu trzeciego płotka i rowu z wodą zauważyłem, że dystans dzielący mnie od reszty jeszcze się zwiększył, a ja ciągle wahałem się, jaką obrać taktykę. Nie spodziewałem się, że inni będą jechali tak szybko. Nie wiedziałem, czy mieli nadzieję utrzymać taką prędkość przez cały wyścig, czy zamierzali zwolnić i w ten sposób zrównać się ze mną później. Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na pytanie, która z tych możliwości jest bardziej prawdopodobna.

Ale co by powiedział Binny, gdyby moje rachuby były chybione i byłbym na ostatniej pozycji przez cały wyścig? Czego by nie powiedział?

Co ja robiłem w tym wyścigu, z zawodowcami?

Zupełnie się błaźniłem.

Boże, pomyślałem, dlaczego w ogóle zdecydowałem się wystartować?

Panuje opinia, że księgowi są z natury ostrożni, ale wtedy zatraciłem swoją ostrożność. Prawie wszystko byłoby lepsze, niż bycie na ostatniej pozycji od początku do końca. Rozwaga zdałaby się na nic. Ubodłem Tapestry nogą, czego się nie spodziewał, i wystrzelił do przodu jak strzała.