Denby zjawił się dziesięć minut przed czasem, co potwierdzało tezy psychiatrów, jako że był straszliwie spięty. Kręgosłup jego niskiego, pulchnego ciała był sztywny jak kij od miotły, a wąsy lśniły na wysuniętych mocno ustach. Od razu było widać, że jest bardziej poirytowany, niż kiedykolwiek dotąd.
Nie uścisnął mi ręki: tylko skinął w moją stronę. Trevor obszedł biurko, żeby przysunąć mu krzesło, co uznałem za zbytek uprzejmości.
– Cóż, Ro – zaczął Denby ze złością. – Słyszałem, że masz jakieś wątpliwości w związku z moim poświadczeniem.
– Rzeczywiście.
– O co dokładnie chodzi?
– Cóż – powiedziałem. – Dokładnie… chodzi o brakujące pięćdziesiąt tysięcy funtów z pieniędzy powierzonych ci przez klientów.
– Bzdura. Westchnąłem.
– Przeniosłeś pieniądze należące do trzech różnych klientów z depozytów klientów na konto bieżące klientów – powiedziałem. – Potem, jakieś trzy czy cztery miesiące temu w ciągu sześciu tygodni wypisałeś dla siebie pięć czeków opiewających na różne sumy, płatnych z tego właśnie konta bieżącego. Te czeki łącznie opiewają na sumę dokładnie pięćdziesięciu tysięcy funtów.
– Ale już oddałem pieniądze. Gdybyś przyjrzał się dokładniej, zauważyłbyś na wyciągu bankowym, że już wszystko jest w porządku. – Był poirytowany. Niecierpliwy.
– Właśnie nie mogłem się zorientować, skąd wzięły się te pieniądze, więc poprosiłem bank, żeby przesłał mi kopie wyciągów – powiedziałem. – Przyszły dzisiaj rano.
Denby zastygł.
– Na kopii wyciągu nie ma ani śladu wskazującego na to, że pieniądze zostały oddane – oznajmiłem z żalem. – Wyciąg bankowy, który nam dostarczyłeś, był… cóż, fałszerstwem.
Czas mijał.
Trevor wyglądał na nieszczęśliwego. Denby zmienił pozycję.
– Ja tylko pożyczyłem te pieniądze – powiedział. W jego głosie nadal nie było słychać żalu ani prawdziwego strachu. – To zupełnie bezpieczne. Zostanie spłacone w bardzo krótkim czasie. Macie na to moje słowo.
– Hm… – rzuciłem. – Twoje słowo nie wystarczy.
– Naprawdę, Ro, to jest śmieszne. Skoro mówię, że pieniądze zostaną oddane, to zostaną. Przecież znasz mnie wystarczająco dobrze, żeby mi wierzyć?
– Jeśli naprawdę pytasz mnie o to, czy uważam ciebie za złodzieja, to odpowiedź brzmi nie – odparłem.
– Nie jestem złodziejem – rzekł ze złością. – Mówiłem ci, że pożyczyłem pieniądze. Chwilowe wykorzystanie korzystnej sytuacji. Nieszczęśliwie się złożyło, że… jak się okazało… nie byłem w stanie oddać ich przed terminem, kiedy musiałem złożyć poświadczenie. Ale, jak już wytłumaczyłem Trevorowi, to tylko kwestia najwyżej kilku tygodni.
– Klienci nie powierzają ci pieniędzy po to, żebyś mógł z nich sobie udzielać prywatnych pożyczek – zauważyłem rzeczowo.
– Wszyscy o tym wiemy – odparł Denby gwałtownie, jak dziecko tłumaczące rodzicom, skąd się wzięło.
– Brakuje ci pięćdziesięciu tysięcy, a Trevor przymknął na to oko i wygląda na to, że żaden z was nie zdaje sobie sprawy, że wasze kariery zawodowe legną w gruzach, jeśli sprawa ujrzy światło dzienne – powiedziałem.
Obydwaj spojrzeli na mnie, jakbym był dzieckiem.
– Ale nie ma takiej potrzeby, Ro – wtrącił się Trevor. – Denby wkrótce zwróci pieniądze i wszystko będzie dobrze. Tak jak ci mówiłem.
– To nieetyczne – odparłem.
– Nie bądź taki nadęty, Ro – powiedział Trevor ojcowskim tonem, potrząsając głową ze smutkiem.
– Dlaczego wziąłeś’ pieniądze? – spytałem Denby’ego. – Po co? Denby spojrzał pytająco na Trevora. Ten skinął głową.
– Będziesz musiał mu wszystko powiedzieć, Denby. On jest bardzo uparty. Lepiej mu powiedz, to wtedy zrozumie i cała sprawa się wyjaśni.
Denby niechętnie zaczął mówić:
– Miałem okazję kupić mały budynek mieszkalny. Zupełnie nowy. Niewykończony. Firma budowlana miała kłopoty i chciała go szybko sprzedać, taki układ. Mieszkania wychodziły naprawdę tanio. Więc je kupiłem. Okazja była zbyt dobra, żeby ją stracić. Oczywiście już wcześniej robiłem podobne transakcje, rozumiesz, nie jestem głupcem. Wiedziałem, co robię i w ogóle.
– Sam dokonywałeś tych operacji? – spytałem.
– Co? A, tak. – Pokiwał głową. – No, w każdym razie potrzebowałem trochę dodatkowych pieniędzy, żeby sfinansować transakcję. Idealnie bezpieczną. Dobre mieszkania. Bez żadnych wad…
– Ale się nie sprzedały? – wtrąciłem.
– Na to trzeba czasu. Zimą rynek jest kiepski. Ale teraz już wszystkie zostały sprzedane, kontrakty podpisane. Pozostały tylko formalności, hipoteki, te sprawy. Trzeba trochę czasu.
– Hm… Ile jest mieszkań w budynku i gdzie to jest?
– Osiem mieszkań, nie za dużych. W Newquay w Kornwalii.
– Widziałeś je? – spytałem.
– Oczywiście.
– Miałbyś coś przeciwko, żebym ja też je zobaczył? – spytałem. – I czy dasz mi adresy wszystkich nabywców i powiesz mi, ile płacą?
Denby zesztywniał.
– Sugerujesz, że mi nie wierzysz?
– Jestem rewidentem – odparłem. – Ja nie wierzę. Ja sprawdzam.
– Możesz mi wierzyć na słowo. Potrząsnąłem głową.
– Przysłałeś nam sfałszowany wyciąg bankowy. Zupełnie nie mogę ci uwierzyć na słowo.
Zapadła cisza.
– Jeśli te mieszkania istnieją i oddasz pieniądze w tym tygodniu, będę siedział cicho – dodałem. – Będę chciał otrzymać listowne potwierdzenie z banku. Pieniądze muszą w nim być w piątek, a list tutaj w sobotę. W przeciwnym razie nie zawrzemy układu.
– Nie zdołam załatwić pieniędzy w tym tygodniu – powiedział Denby opryskliwie.
– Pożycz je od lichwiarza.
– Ale to śmieszne. Odsetki, które musiałbym zapłacić, pochłonęłyby cały mój zysk.
Dobrze by ci to zrobiło, pomyślałem bez współczucia.
– Jeśli pieniądze klientów nie znajdą się w banku do piątku, Towarzystwo Prawnicze zostanie poinformowane o całej sprawie – oznajmiłem.
– Ro! – zaprotestował Trevor.
– Niezależnie od tego, że określa to wszystko słowami „nieszczęśliwie się złożyło” czy „wykorzystanie korzystnej sytuacji”, pozostaje faktem, że wszyscy trzej wiemy, iż to, co zrobił Denby, jest przestępstwem – powiedziałem. – Jako wspólnik nie będę firmował tego swoim nazwiskiem. Jeśli pieniądze nie zostaną oddane do piątku, napiszę list wyjaśniający, że w świetle nowo uzyskanej wiedzy chcielibyśmy unieważnić dopiero co wydane poświadczenie.
– Ale Denby byłby skończony! – zauważył Trevor.
Obaj wyglądali tak, jakby trudne sytuacje życiowe przytrafiały się tylko innym ludziom.
– Jesteś nieprzyjaźnie nastawiony – powiedział Denby ze złością. – Niepotrzebnie agresywny, Ro. Prawy. Nieugięty.
– Ośmielę się powiedzieć, że to wszystko prawda – odparłem.
– Podejrzewam, że na nic się nie zda proponowanie tobie… hm… udziału?
Trevor wykonał szybki gest rozpaczy, próbując go powstrzymać.
– Denby, Denby – rzucił zdenerwowany. – Za nic nie uda ci się go przekupić. Na litość boską, zastanów się trochę. Jeśli naprawdę chcesz mieć Ro przeciwko sobie, to właśnie proponując mu łapówkę.
Denby ściągnął brwi i spojrzał na mnie ze złością.
– No dobrze - wycedził gorzko. – Zdobędę pieniądze do piątku. Ale nie spodziewaj się po mnie czegokolwiek dobrego do końca życia.
Gwałtownie wybiegł z biura, pozostawiając za sobą rozdygotane powietrze i zdruzgotaną przyjaźń. Silne turbulencje, pomyślałem – powodujące wzburzenia i destrukcyjne; niszczące wszystko, czego tknęły.