Potrzeba. Możność. Okazja. Zastanawiałem się, jak wiele dzieli człowieka od posunięcia się do nieuczciwości. Do przestępstwa.
Chyba niewiele. Wystarczy wymyślić fundusze na pensję dla fikcyjnego stajennego, żeby regularnie otrzymywać trochę dodatkowych pieniędzy. Do tego zagarnąć forsę za niezamówioną belę siana.
Drobne przekręty, przemyślane szwindle, rozmnażające się i puchnące, prowadzące do coraz większych oszustw.
– Trevor – powiedziałem łagodnie. – Jak dawno temu zauważyłeś… nieprawidłowości u Williama?
Trevor spojrzał na mnie ze smutkiem, po czym uśmiechnął się słabo.
– Zobaczyłeś je… na samym początku… w księgach – odpowiedziałem za niego. – I powiedziałeś mu, że to mało.
– Tak było.
– Zasugerowałeś, że jeśli naprawdę by się do tego przyłożył, to obydwaj dobrze byście na tym wyszli – dodałem.
Finch zareagował gwałtownym gestem całej ręki, ale Trevor po prostu jeszcze bardziej się zasmucił.
– Zupełnie jak w przypadku Connaughta Powysa – kontynuowałem. – Szczerze próbowałem uwierzyć, że naprawdę nie wiedziałeś, do jakich celów wykorzystywał ten komputer, ale podejrzewam… Muszę stawić czoła temu, że robiliście to razem.
– Ro… – rzekł ze smutkiem.
– No w każdym razie wysłałeś księgi na doroczną kontrolę – zwróciłem się do Fincha – i po tylu latach ani ty, ani Trevor już się specjalnie nie denerwujecie. Trevor i ja zawsze mieliśmy chroniczne zaległości w pracy, więc pewnie zamknął twoje księgi w szafce, żeby zająć się nimi, jak tylko czas mu na to pozwoli. Wiedział, że nie zajrzę do twoich ksiąg. Przez sześć lat ani razu tego nie zrobiłem, a poza tym miałem zbyt dużo swoich własnych klientów. I wtedy, kiedy Trevor był na wakacjach, zdarzyło się coś nieprzewidzianego. W dniu, w którym się odbywa Gold Cup, przyszło do naszego biura wezwanie do stawienia się w urzędzie skarbowym za dwa tygodnie…
Wpatrywał się we mnie wściekle swoimi ciemnymi oczyma, a jego silna, elegancka, wysoka i wyprostowana postać przypominała teraz dumnego jelenia trzymającego na dystans nierozważnego psa. Po krawędziach zasłon było widać, że na dworze zmierzcha. Wewnątrz nasze postacie spowijało dyskretne, elektryczne światło. Uśmiechnąłem się krzywo.
– Wysłałem ci list. Napisałem: Nie martw się, Trevor jest na wakacjach, ale wniosę o odroczenie i sam zajmę się twoimi księgami. Potem pojechałem prosto na Gold Cup i zapomniałem o całej sprawie. Ale dla ciebie ten list oznaczał ruinę. Degradację, oskarżenie, a być może i więzienie.
Przeszył go dreszcz. Nabrzmiały mu mięśnie żuchwy.
– Wyobrażam sobie, że stwierdziłeś, iż najprostszym rozwiązaniem byłoby odzyskanie ksiąg – ciągnąłem. – Ale były zamknięte w szafce Trevora, do której tylko on i ja mieliśmy klucze. A gdybyś odmówił mi możliwości zajęcia się twoimi księgami, pamiętając o tym, że masz urząd podatkowy na karku, uznałbym to za bardzo podejrzane. Szczególnie podejrzane, jeśli włamano by się do biura i ukradziono te dokumenty. Takie postępowanie niechybnie skończyłoby się dochodzeniem, a co za tym idzie i katastrofą. Więc skoro nie mogłeś zapobiec temu, żebym nie zajrzał do ksiąg, mogłeś odciągnąć mnie od nich. Miałeś wszystko, czego potrzebowałeś. Nową łódź, niemalże gotową do wypłynięcia. Po prostu załatwiłeś to tak, żeby wypłynęła nieco wcześniej i w dodatku ze mną na pokładzie. Gdyby udało ci się nie dopuścić mnie do biura aż do czasu powrotu Trevora z wakacji, wszystko by się dobrze skończyło.
– Same brednie – rzucił sucho.
– Nie wymyślaj. Nie ma sensu zaprzeczać. Trevor miał wrócić do pracy w poniedziałek, czwartego kwietnia, więc miałby trzy dni na złożenie do urzędu skarbowego podania o odroczenie. Czyli spokojnie zdążyłby to zrobić. Wtedy Trevor zająłby się księgami Axwood Stables tak jak zawsze, a ja zostałbym uwolniony i nigdy bym się nie dowiedział, dlaczego zostałem porwany.
Trevor wziął łyk brandy, przez co zachciało mi się pić.
– Z chęcią napiłbym się wody mineralnej albo toniku, jeśli masz – zwróciłem się do niego.
– Nic mu nie dawaj – rzucił Finch głosem nadal pełnym agresji. Trevor machnął bezładnie rękoma, ale po chwili, rzucając Finchowi przepraszające spojrzenie, sięgnął po szklankę i wlał do niej toniku.
– Ro… – powiedział, podając mi szklankę. – Mój drogi przyjacielu…
– Mój drogi wszarzu – odezwał się Finch. Z wdzięcznością przełknąłem napój.
– Wszystko spaprałem wracając do domu kilka dni wcześniej – mówiłem dalej. – Podejrzewam, że po prostu odchodziłeś od zmysłów. W każdym razie byłeś wystarczająco zdesperowany, żeby wysłać do mojego domu grupkę ludzi, mających mnie ponownie porwać. A kiedy im się to nie udało, wysłałeś kogoś innego… – Popiłem i poczułem żółć. – Następnego dnia wysłałeś swoją córkę Jossie.
– Ona nic nie wie, Ro – wtrącił się Trevor.
– Zamknij się – rzucił Finch. – Wodziła go za nos jak chciała.
– Mogła – odparłem. – Przez dzień albo dwa. Trevor miał wrócić w tamtą niedzielę. Ale kiedy oprowadzałeś mnie po swoich stajniach, żeby czymś mnie zająć, powiedziałem ci, że Trevorowi zepsuł się we Francji samochód i wróci we środę lub czwartek. I ponownie uspokoiłem cię, mówiąc, że nie masz się czym martwić, bo już złożyłem wniosek o odroczenie i sam zajmę się rozliczeniem. Sytuacja wróciła do punktu wyjścia, a przyszłość malowała ci się w czarnych barwach.
Finch gotował się ze złości, ale nie zaprzeczał niczemu.
– Zaproponowałeś mi spędzenie dnia na wyścigach z Jossie – ciągnąłem. – I start w wyścigach dla niedoświadczonych koni. Kiedy ktoś mi proponuje start w wyścigach, zachowuję się jak głupiec. Po prostu nie potrafię odmówić. Musiałeś wiedzieć, że Notebook nie umie właściwie skakać. Kiedy jechałeś na Grand National, miałeś pewnie nadzieję, że z niego spadnę i złamię sobie nogę.
– Kark – powiedział mściwie i widać było, że to nie żarty.
– Twoi ludzie musieli tam czekać na wszelki wypadek, gdybym wyszedł cało z wyścigu, co rzeczywiście się stało – kontynuowałem. – Pojechali za nami do pubu, gdzie jadłem kolację zjossie, a potem za mną do motelu, gdzie chciałem zatrzymać się na noc. Twoja druga próba porwania mnie była o tyle skuteczniejsza, że nie udało mi się uciec. A kiedy Trevor wrócił do kraju, zadzwoniłeś do Scotland Yardu i policja mnie uwolniła. Właściwie wszystkie twoje wysiłki doprowadziły do osiągnięcia pożądanych rezultatów, bo wtedy nie zobaczyłem ani strony i ani jednej pozycji z ksiąg Axwood Stables…
Wróciłem myślami do przeszłości i sprostowałem to stwierdzenie:
– Nie widziałem nic oprócz księgi drobnych wydatków, którą sam mi dałeś. A spodziewam się, że były tam szczegółowe dane na twój własny użytek, więc były prawdziwe, a nie odpowiednio spreparowane i zmyślone dla celów kontroli. Zostawiłem ją w samochodzie razem z moimi innymi rzeczami i zabrałem ze sobą do biura, kiedy wróciłem w zeszły piątek. Jeszcze w sobotę ciągle tam była. To właśnie w sobotę rano wydobyłem księgi Axwood i przestudiowałem je, po czym zrobiłem kserokopie.
– Ale dlaczego, Ro? – spytał Trevor z wyraźną frustracją w głosie. – Co sprawiło, że myślałeś… Dlaczego pomyślałeś o Williamie?
– Pośpiech – wyjaśniłem. – Bezwzględny pośpiech i czynniki czasowe. Rozumiesz, kiedy byłem na lodzi, myślałem, że porwano mnie z zemsty. W takiej sytuacji przyszłoby to do głowy każdemu księgowemu, który przyczynił się do pogrążenia jakiegoś oszusta. Szczególnie kiedy komuś bezpośrednio grożono, twarzą w twarz, jak to wobec mnie czynił Connaught Powys czy wcześniej Ownslow i Glitberg, a później również inni. Ale kiedy uciekłem i wróciłem do domu, upłynęło bardzo mało czasu i już ponownie znalazłem się w zagrożeniu. Po prostu na mnie polowano. I upolowano. Więc za drugim razem, tydzień temu, w furgonetce zacząłem myśleć… że być może to nie jest zemsta, tylko środek zapobiegawczy, a potem to już była tylko kwestia dedukcji, eliminacji, w sumie raczej nudne rzeczy. Ale miałem do dyspozycji długie godziny… – Bezwiednie przełknąłem ślinę, kiedy to sobie przypomniałem. – Miałem wiele godzin, podczas których mogłem myśleć o moich wszystkich potencjalnych porywaczach, i miałem czas na wyciągnięcie wniosków. Więc potem, w sobotę rano, poszedłem do biura, kiedy miałem je całe do swojej dyspozycji, i sprawdziłem.