Выбрать главу

Wyprowadził ich za drzwi; Trevor mial nieszczęśliwą minę, Glitberg chichotał, Ownslow był najwyraźniej niezaspokojony. Powys rzucił mi spojrzenie od drzwi i z tego, co widziałem, na jego twarzy malowało się zadowolenie.

– Będę o tobie myślał – powiedział. – Przez całą noc. Przyciągnął ku sobie drzwi, żeby je zamknąć, i zgasił światło.

Ciało ludzkie nie zostało zaprojektowane do pozostawania w jednej pozycji przez wiele godzin. Nawet w czasie snu regularnie zmienia pozycję. Stawy się zginają, mięśnie się napinają i rozluźniają.

Żadne ludzkie ciało nie zostało zaprojektowane na wytrzymywanie w takiej pozycji, w jakiej leżałem. Czułem silne napięcie w nogach, brzuchu, klatce piersiowej, ramionach i rękach. Już po pięciu minutach od przywiązania, kiedy jeszcze byli w pokoju, pozycja ta normalnie byłaby zupełnie nie do zniesienia. Nikt by takiej nie wybrał z własnej woli.

Kiedy wyszli, po prostu nie byłem w stanie sobie wyobrazić, co będzie się ze mną działo. W mojej wyobraźni zaszło krótkie spięcie. Wyłączyła się. Co się robi, kiedy nie da się czegoś znieść, ale nie ma wyboru?

Większość plwociny spłynęła mi powoli z twarzy, ale reszta była lepka i swędziała. Otworzyłem szeroko oczy w ciemności i pomyślałem o byciu w domu w swoim własnym, spokojnym łóżku, bo przedtem miałem nadzieję, że tak właśnie spędzę tę noc.

Uświadomiłem sobie, że oddychanie sprawia mi zaskakująco wiele trudności. Człowiek traktuje oddychanie jako coś najnormalniejszego w świecie; ale mechanizmy tego procesu nie są wcale takie proste. Mięśnie między żebrami podnoszą klatkę piersiową do góry i rozszerzają ją, co umożliwia znalezienie się powietrza w płucach. A więc to nie powietrze zmierzające do płuc powiększa klatkę piersiową, tylko powiększenie klatki piersiowej pozwala powietrzu się w nich znaleźć. Z klatką piersiową na trwałe unieruchomioną i uniesioną ku górze normalne ruchy mięśni były mocno ograniczone.

Cały czas byłem ubrany w koszulę z kołnierzykiem i miałem krawat. Pomyślałem, że się uduszę.

Kolejna część ciała odpowiedzialna za oddychanie to przepona – ładny, krzepki zbitek mięśni znajdujący się między jamą sercowo-płucną a dolną częścią jamy brzusznej. Pomyślałem, że należy dziękować Bogu za przeponę. Niech żyje. Rozpaczliwą pracę mojej aż było słychać.

Pomyślałem, że dobrze by było, gdybym spędził noc w malignie. Gdybym wcześniej ćwiczył jogę… wyrzucanie umysłu z ciała. Za późno na to. Zawsze się spóźniałem. Nigdy nie byłem przygotowany.

Poczułem, jak cierpną mi oba ramiona. Najpierw przeszywały je igiełki. Później już miecze.

Pomyśl o czymś innym.

Łodzie. Pomyśl o łodziach. Dużych, drogich, luksusowych łodziach, budowanych w najlepszych brytyjskich zakładach, a potem wypływających z Brytanii do handlarzy w Antibes i Antigua.

Ogromne, pływające, łatwo zbywalne aktywa. Żadnych normalnych, biurokratycznych kłopotów z transferowaniem dużych sum pieniędzy za granicę. Nie trzeba się martwić opłatami bankowymi za transfer ani żadnymi innymi przeszkodami stawianymi przez zachłanne rządy. Wystarczy zamienić pieniądze na włókna szklane, liny i żagle i odpłynąć z odpływem.

Pracownik Goldenwave powiedział mi, że nigdy nie narzekali na brak zamówień. Powiedział, że w odróżnieniu od samolotów czy samochodów, łodzie się tak nie niszczą. Jak ulokujesz ćwierć miliona w lodzi, najprawdopodobniej z biegiem lat będzie zyskiwała na wartości. Potem wystarczy sprzedać łódź, ulokować pieniądze w banku i po krzyku, wszystko załatwione ładnie, czysto i legalnie.

I ramiona, i nogi wysyłały mi rozpaczliwe sygnały. Nie mogłem nimi poruszyć więcej niż o cal. Nie mogłem zapewnić im nawet chwili wytchnienia. Pomyślałem, że to naprawdę piekielna zemsta.

Fakt, że to ja rozjątrzyłem Powysa, Ownslowa i Glitberga, nie budził żadnych wątpliwości. Jak się kluje grzechotnika kijem, nie można się potem dziwić, że ukąsi. Pojechałem do Londynu, żeby się dowiedzieć, czy to oni mnie porwali, ale zamiast tego dowiedziałem się, co zrobili z pieniędzmi.

Kupili łodzie. Wywołałem niepokój, kiedy wspomniałem o łodziach, a nie o porwaniu… Łodzie zakupione za pieniądze podatników, firmy elektronicznej i Nantucketów z Nowego Jorku. Popłynęły w różnych kierunkach. Zamieniono je na stosik ładnej, mocnej waluty i umieszczono w jakimś zagranicznym banku, gdzie pieniądze leżą i czekają, aż ich właściciele pofatygują sieje odebrać.

Trevor był ogniwem łączącym ich wszystkich. Być może to on wpadł na pomysł, żeby kupować lodzie. Nie pomyślałem o tym, że William Finch zna Connaughta Powysa. Na pewno nie myślałem, że znają się aż tak dobrze, jak się najwyraźniej znali. Ale dzięki Trevorowi, dzięki temu, że oszuści chętnie lokują pieniądze w łodziach, w końcu się poznali.

Ból w moich ramionach i nogach się nasilił i czułem straszliwie bolesne kłucie w klatce piersiowej.

Pomyślałem, że nie wiem, jak stawić temu czoła. Nie wiem jak. Nie jest to możliwe.

Trevor, pomyślałem. Na pewno Trevor nie zostawiłby mnie tak… nie tak… gdyby zdawał sobie sprawę. Trevor, który był taki zasmucony widząc mnie w opłakanym stanie na komisariacie, który chyba naprawdę szczerze martwił się moim stanem zdrowia.

Dobry Boże, pomyślałem, z chęcią wróciłbym do forpiku… do furgonetki… do prawie jakiegokolwiek miejsca, które tylko przychodziło mi do głowy.

Niektóre moje mięśnie drżały. Zastanawiałem się, czy włókna wytrzymają. Czy mięśnie po prostu się zerwą; więzadła odpadną od kości? Na Boga, powiedziałem sobie, i bez tego masz dosyć powodów do zmartwień. Pomyśl o czymś wesołym.

Nie mogłem, tak na zawołanie. Nawet wesołe tematy, jak na przykład Tapestry, nie pozwalały mi zapomnieć o bólu. Wydawało mi się, że za nic nie będę w stanie wystartować w Whitbread Gold Cup.

Minuty wlokły się w nieskończoność i zdawały się trwać godzinami. Wszystkie pojedyncze, oddzielne ogniska bólu stopniowo zlały się w jeden wszechogarniający ogień. Myśli zaczęły się rwać, a potem, tak mi się wydaje, właściwie zanikły.

Doświadczałem nieznośnego – dzikiego i zżerającego mnie od środka. Nieznośnego… nie ma na to słów.

Rano, po przebyciu długiej drogi, doświadczałem już świata ekstremów, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałem. Był to zupełnie inny wymiar, w którym wspomnienie zwykłego bólu było śmiesznostką.

Liczyło się tylko wnętrze; sam rdzeń. Świat zewnętrzny przestał istnieć. Już nie czułem, że mam określony kształt: nie miałem obrazu rąk czy nóg ani nie wiedziałem, gdzie są. Wszystko było karmazynowe i ciemne.

Istniałem jako bryła. Jednolita. Jedna bryła materii o wadze i temperaturze jak w centrum ziemi.

Niczego innego nie było. Żadnej myśli. Tylko odczuwanie i wieczność.

Jakieś dźwięki przywołały mnie do rzeczywistości. Rozmawiający ludzie. Glosy w domu.

Zauważyłem, że na dworze znowu jest jasno, bo krawędzie zasłon otaczała jasna obwódka. Spróbowałem krzyknąć, ale nie mogłem.

Kroki przeszły przez hol, wróciły i w końcu, w końcu ktoś otworzył drzwi i włączył światło.

Weszły dwie kobiety. Wpatrywałem się w nie, a one wpatrywały się we mnie: wszyscy z niedowierzaniem.

Były to Hilary Pinlock i Jossie.

Hilary przecięła czerwone serwetki małymi nożyczkami, które wydobyła z torebki.

Spróbowałem usiąść i zachowywać się z zimną krwią, ale naciągnięte mięśnie nie chciały słuchać poleceń. Skończyło się na tym, że moja twarz wylądowała na jej piersiach, a z gardła zaczęły dobywać się przytłumione jęki, których nie mogłem powstrzymać.

– Wszystko jest dobrze, Ro. Wszystko jest dobrze, mój drogi. Już dobrze.